Wtorek, 5.II.13
O świcie lecimy do Pagan. Gdy samolot obniża lot by wylądować na małym lotnisku, naszym oczom ukazują się balony lecące nad tysiącletnimi świątyniami w Pagan. Ich dokładna liczba zdaje się być niewiadoma, ale jeśli zacytuję najniższą liczbę 2100, to i tak jest to zawrotna ilość. Zapoznać się z wszystkimi budowlami jest nie sposób, ale też nie wszystkie są jednakowo ciekawe. Niektóre świątynie są sławne z uwagi na ich religijne znaczenie. Z kolei część z nich przykuła moje oko swą stylistyką i rozmachem, podczas gdy nie zyskała sobie uznania wśród wyznawców buddyzmu. Z resztą podobną sytuacje zauważyliśmy już wcześniej w Japonii, że nie zawsze najokazalsza świątynia jest najświętsza.
Ponieważ mamy mało czasu na zapoznanie się z rozmaitymi atrakcjami Pagan, postanawiamy się rozdzielić z Mariolą. Ponieważ Mariolę zawsze fascynowało rękodzieło, więc Mariola udaje się na pokaz robienia wyrobów z laki a ja jako miłośnik architektury udaję się spacer wśród słynnych pagód w kształcie stupy.
Nazewnictwo w tej części świata jest w pierwszej chwili nieco mylące, gdyż ogólna nazwa na świątynię tu funkcjonuje jako słowo “pagoda”, czyli coś, co nam się mocno kojarzy z charakterystycznymi wieżami z wieloma dachami tak typowymi dla Japonii czy Chin. Wszystkie “pagody” dzielą się na stupy - świątynie w kształcie stupy, do wnętrza których nie można wejść, gdyż są pełne w środku, oraz na świątynie, które też często są w kształcie stupy, ale można do nich wejść.
Z wszystkich pagód, z którymi było nam dane się bliżej zapoznać, największe wrażenie zrobiły na nas 4. Pierwsza, Shwezigon Paya Stupa jest olśniewająco złota, jest najbardziej zadbana i czuć w niej na każdym kroku niewidzialne spojrzenie Buddy. Świątynia Htilominlo stanowi poniekąd odwrotność tej pierwszej: jest zbudowana z cegły i jak sama nazwa wskazuje, można do niej wejść. A w środku olśniewa pięknymi proporcjami i dyskretnymi ozdobami. Za najpiękniejszą uchodzi świątynia Ananda Pahto. Jej wnętrze kryje 4 wielkie złote posągi Buddy, oraz niezliczoną ilość mniejszych (kilka tysięcy) posągów umieszczonych w niszach wykutych w na sześciu poziomach wzdłuż krużganków biegnących wokół świątyni. Czwarta, Shwesandaw, zwana również Świątynią Zachodzącego Słońca, zbudowana jest z białego kamienia i jest najwyższą z wszystkich sakralnych budowli w Pagan. Stromymi schodami można wspiąć się prawie na jej sam wierzchołek a z niego, jak się pewnie wszyscy domyślają, jest przepiękny zachód słońca.
Środa, 6.II.13
Najlepszy przegląd świątyń w Pagan ma się z pokładu balonu. Nie jest to przyjemność tania, ale warta jest wyrzeczeń aby zebrać na taki lot fundusze. Wraz z wyłaniającym się zza widnokręgu słońcem zaczynają się powoli wyłaniać z porannej mgły świątynie. Widok jest absolutnie magiczny i na zawsze zostanie w naszej pamięci. Niektóre budowle udaje mi się rozpoznać ze spaceru z poprzedniego dnia. Zabawne jest to jak bardzo zmienia się ich widok z wysokości 100-150 metrów…
Mnichów widzi się w Birmie na każdym kroku, nic więc dziwnego, że jest tu sporo klasztorów. Większość z nich to jednak pospolite budowle, ale od czasu do czasu trafiają się prawdziwe perełki. Do nich niewątpliwie zalicza się stary klasztor w Salay wykonany z drewna tekowego. Na zewnątrz cieszy oko swą elegancką architekturą a w środku w półmroku widnieją przepięknie rzeźbione ornamenty.
Do tych bardziej znanych klasztorów również zalicza się klasztor na szczycie sterczącej skały zwanej Mt. Popa. Aby dojść do klasztoru trzeba pokonać 777 stopni. Mozolną wspinaczkę urozmaicają harcujące małpy makak. Skaczą, figlują a czasami złowrogo fukają jak im się coś, albo ktoś nie spodoba. Sam klasztor jednak poza spektakularną lokalizacją jest mało charakterystyczny. Ot wspinaczka dla samego doświadczenia.
Wracając naszą uwagę przykuwa “wytwórnia” soku i alkoholu z palmy. Sok jest bardzo słodki i w tym rejonie zastępuje syrop z trzciny cukrowej. Tak, jak rum jest produktem ubocznym podczas produkcji cukru z trzciny cukrowej, tak i tu produktem ubocznym jest bliżej nieokreślony napój alkoholowy, ale dla rumu nie stanowi on jednak żadnej konkurencji…
W czasie lotu balonem poznajemy miłe małżeństwo z Nowego Jorku i dzięki nim dowiadujemy się, że wieczorem można w mieście obejrzeć przedstawienie z marionetkami w roli głównej. W sumie w przedstawieniu nie tyle chodzi o samą opowieść, która jest banalna, lecz o popis operatorów marionetek. Niektóre marionetki mają kilkanaście ruchomych części i są obsługiwane przez 2 operatorów.