2009-01-10 - 2009-02-08
Podróż Muzyczna podróż do Meksyku
rozrywki zwyczaje mariachi guadalajara gruperos bandas norteños ulises quintero banda el recodo la orginal banda el limon el coyote y su banda tierra santa alacranes musical los tigres del norte la migra chavela vargas canción ranchera josé alfredo jiménez la llorona frida oscar chavez lila downs lhasa de sela molotov celso piña blanquito man el gran silencio control machete cypress hill delinquent habbits cumbia café tacuba chilango mana julieta venegas muzyka meksykańska muzyka ameryka łacińska meksyk święta
Opisywane miejsca:
(4297 km)
Typ: Plan podróży
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
"kolejna artystka też nie jest "w pełni" Meksykanką"... była.
lhasa zmarła w tym roku, wiedziałeś? pewnie wiedziałeś. ja się właśnie zorientowałam. i coś tak jakby przyszłam się tu wysmutać. dobra? -
Podczas wykopalisk w Meksyku znaleziono złoty posążek boga dykcji i pamięci - Cuacoctalmigonculancoatlctennocetlana.
;D -
Zgadzam się, większość tych nazwisk to rzeczywiście bardzo wysoka półka. Natomiast wracając do dyskusji - jeśli nie znałeś Gonzalo Rubalcaby, gorąco zachęcam do posłuchania jego nagrań.
Pozdrawiam. -
i jeszcze taka refleksja mnie naszła... patrzę na te nazwiska... tito puente, caetano veloso, familia gilberto, chic correa, gilberto gil... toż to absolutni arcymistrzowie w swoich gatunkach... salsa, bossa nova, flamenco, a nawet gitarowy rock! doborowe towarzystwo!:-)
-
nie wiem co powiedzieć leszku:-) nie chcę się wdawać w dyskusje, bo, w przeciwieństwie do niektórych, zwyczajowo nie dyskutuję na tematy, na których się nie znam:-) pozostaje mi tylko bić pokłony!:-) z tej drugiej listy już trochę więcej nazwisk jest mi nieznana, ale wciąż nie jest dramatycznie;-)
ale... tu znów muszę otrzeć się o samouwielbienie:-) ...to jest właśnie to, za co autentycznie lubię tę: już po raz kolejny sprowokowała do konstruktywnych uzupełnień. i to jakże fachowych! wielkie dzięki leszku. poważnie! jeśli przeglądałeś te przeszło dwie setki komentarzy, wiesz o czym mówię.
i cóż... czekam na kolejnych zapaleńców i domorosłych (w sensie jak najbardziej pozytywnym!!!!!:-) fachowców:-)
no i oczywiście dziękuję za uznanie. zdecydowanie przesadzone, ale dziękuję:-) -
Wczoraj uciekły mi jeszcze dwa wątki. Piszesz, że "jakkolwiek rock, czy pop są gatunkami, że tak to ujmę, ogólnoświatowymi, w wydaniu meksykańskim mają swoją specyfikę wyróżniającą je spośród reszty". To niewątpliwie prawda, ale przypuszczam, że podobnie jest i z jazzem. Przecież specyfika "narodowa" występuje i ma wyraz w utworach i interpretacjach muzyków jazzowych takich jak choćby Zbigniew Namysłowski, Andrzej Jagodziński, Leszek Możdżer (Polska), Boris Gammer (Izrael), Richard Galliano, Martial Solal (Francja), Wagif Mustafa-Zadeh (Azerbejdżan), Anatolij Gierasimow, Oleg Kiriejew, Igor Butman, Arkadij Szilkloper (Rosja) czy nawet Toru Okoshi (Japonia). Nie sądzę, by muzycy meksykańscy stanowili tu wyjątek, zwłaszcza, że najsilniej związek z własnymi muzycznymi korzeniami widać właśnie u Latynosów. Można odnaleźć go nawet w jazzowych interpretacjach klasyki (polecam choćby arię na strunie G z 3 suity D-dur J.S.Bacha w interpretacji gitarzysty Oscara Castro-Nevesa, czy mazurek a-moll F. Chopina zagrany przez Arturo Sandovala).
Bywa (i to chyba częściej), że jazzmani z innego obszaru kulturowego sięgają do muzyki latynoskiej. Przykładów jest tu na pęczki (Stan Getz, Bob Brookmayer, Wes Montgomery, Toots Thielemans, Ryuichi Sakamoto i inni).
I jeszcze jedno - zgadzam się z Tobą, że skoro z wymienionego "towarzystwa" nie znałeś jedynie Rubalcaby, to jesteś niezły - zwłaszcza, że jak piszesz - jazz to nie jest Twoja bajka. Pozdrawiam. -
Oczywiście, były to tylko przykłady. Latynosów w jazzie jest znacznie więcej. Marcos Valle, Luis Henrique, Tito Puente, Laurindo Almeida, Chick Corea, Al Di Meola, Tony Martinez, Oscar Castro-Neves, Lisa Ono, Gal Costa, Cassio Duarte, Chico Barque, Eliane Elias, Gilson Peranzzetta, Milton Nascimento, Paulinho da Costa, Ricardo Silveira, Teo Lima, Gilberto Gil, Nico Assumparo, Joe Lovano, Ignacio Berroa, David Sanchez... i wielu, wielu innych. Na pewno większość tych nazwisk jest Ci znana.
Gonzalo Rubalcaba, to znakomity pianista jazzowy. Urodzony w 1963 r. w Hawanie. Na początku lat 90-tych wyjechał z Kuby i po kilku latach pobytu w Dominikanie osiedlił się na Florydzie (w Fort Lauderdale). Jest laureatem nagrody Grammy (2002). Nagrał ponad 20 płyt (moja ulubiona to "Nocturne" z 2001 roku nagrana wspólnie z basistą Charlie Hadenem). W Polsce koncertował chyba 2-krotnie: w 1989 roku i później (o ile pamiętam w końcu lat 90-tych) na festiwalu Jazz Jamboree w Warszawie. -
jazz darowałem sobie z dwóch powodów. po pierwsze jestem laikiem... nawet jeśli lubię czasem posłuchać, to nie mam o jazzie zielonego pojęcia!:-) a po drugie, starałem się przedstawić gatunki charakterystyczne dla meksyku. i jakkolwiek rock, czy pop są gatunkami, że tak to ujmę, ogólnoświatowymi, w wydaniu meksykańskim mają swoją specyfikę wyróżniającą je spośród reszty (oczywiście to dość subiektywny punkt widzenia:-) z tego też powodu pominąłem kilka tradycji lokalnych - choćby właśnie muzykę z veracruz.
ale... muszę powiedzieć, że sam siebie zaskoczyłem!:-) spośród wymienionych przez ciebie latynosów związanych z jazzem, nie znam tylko Gonzalo Rubalcaba. ja to jestem niezły!;-)
-
W sumie te rozbieżności między nami w odbiorze muzyki nie są, wbrew pozorom, aż tak wielkie. Nie kwestionuję, że "Iguana" ma korzenie w w Veracruz - tyle, że w zaprezentowanym klipie zabrzmiało mi to bardzo po paragwajsku. Może to wynikać właśnie z aranżacji. Dla mnie również Mercedes Sosa jest klasą w sobie. Nie zmienia to faktu, że nastrój i interpretacja piosenki Lhasy przypomniała mi niektóre kawałki Argentynki. Dziękuję za wyjaśnienia dotyczące cumbii. Jedyna istotna różnica dotyczy jedynie Cafe Tacuba. Ja po prostu nie przepadam za tym gatunkiem muzyki - nie oceniałem walorów artystycznych i kunsztu wykonawczego tych chłopaków. To jest trochę tak, jak z muzyką klasyczną. Uwielbiam Bacha, Haendla, Telemanna, Scarlattiego, Vivaldiego, lubię Mozarta i Beethovena, mniej natomiast "kręci" mnie Wagner, Sibelius czy de Falla. Nie przepadam za Stockhausenem, Weberem czy Pendereckim - a przecież nie ujmuję kunsztu, czy wartości muzyce tych ostatnich. W Twojej muzycznej podróży nie było w ogóle gatunku, który bardzo lubię - jazzu. Z jazzem jest wprawdzie związanych wielu muzyków, wokalistów i kompozytorów latynoamerykańskich takich jak choćby Arturo Sandoval, Gonzalo Rubalcaba, Paquito de Rivera, Caetano Veloso, Luis Bonfa, Joao i Astrid Gilberto, Antonio Carlos Jobim, czy nawet mistrz Astor Piazzolla. Jazzmani meksykańscy są u nas prawie nieznani. Kto słyszał np. wokalistce Magos Herrera? Ja sam choć jazzem się interesuję mam niewielkie pojęcie o tym, co dzieje się na tym mpolu w Meksyku... Wiadomo, że w krótkiej relacji trudno było zaprezentować przekrój wszystkich gatunków i nurtów muzycznych. Tym większy szacunek, że przybliżyłeś nieco tę dziedzinę.
-
ło masz! myślałem, że większość linków jest już nieaktualna:-) podróż ma już z rok pewnie! ale cieszę się, że coś można z niej jeszcze "wysłuchać".
lila... tu akurat się mylisz. iguana to jak najbardziej tradycyjny kawałek z veracruz. oczywiście w wykonaniu lili jest bardzo freestyle'owo zaaranżowany. tzn, w wersji koncertowej. wersja studyjna jest zdecydowanie bardziej tradycyjna. o stylach muzycznych znad zatoki meksykańskiej było gdzieś w komentarzach.
lhasa jest fajna... miła dla ucha... ale trochę za bardzo uduchowiona i taka trochę new age'owa. ale skojarzeniem z mercedes trochę mnie zaskoczyłeś. może to dlatego, że dla mnie królowa muzyki argentyńskiej jest jedyna i niepowtarzalna?:-) ciekawe... będę musiał się wsłuchać w lhasę pod tym kątem. dzięki za cynk;-)
julieta... jest fajna w autobusie:-)
cumbia... no niezaprzeczalnym faktem jest, że jej korzenie tkwią w kolumbii! dziś jednak gatunek ten (tradycyjny skądinąd) bardzo się skomercjalizował i właściwie w każdym kraju regionu znajdziesz jego lokalne odmiany, lub wariacje na temat, które poza rytmem, niejako definiującym cumbię, z oryginałem mają niewiele wspólnego. tak jak reggaeton ma bardzo niewiele wspólnego z reggae:-) ale w przypadku celso spodobała mi się idea połączenia gatunków wydawałoby się zupełnie sobie obcych. i, moim zdaniem, z tego połączenia wyszła bardzo ciekawa jakość.
cafe tacuba... qrcze... trochę osobista porażka:-) dla mnie to mistrzowie!:-) ale... rzecz gustu.
poza tym strasznie się cieszę, że udało ci się przez tę "podróż" przebrnąć! to nie lada wyczyn:-) cała przyjemność po mojej stronie:-) -
Zfieszu, dziękuję za tę muzyczną podróż, którą z zainteresowaniem odbyłem z Twoją pomocą. Zdecydowanie numerem 1 z przedstawionych przez Ciebie propozycji i artystką, która najbardziej do mnie przemawia jest Lila Downs. Wprawdzie brzmienie i aranżacja "Iguany" bardziej kojarzyć może się z muzyką paragwajską niż folklorem meksykańskim, ale wokalistka ta ma w swoim repertuarze także wiele innych pięknych utworów nawiązujących do meksykańskich korzeni. Podobała mi się także Lhasa de Sela, choć zaprezentowany klip przypominał - moim zdaniem - niektóre pieśni Mercedes Sosa. Na temat Juliety Venagas mam dokładnie takie samo zdanie jak Ty. Nie przemawiają natomiast do mnie zupełnie panowie z Cafe Tacuba. I to nie tylko dlatego, że moja znajomość hiszpańskiego jest minimalna - po prostu ten gatunek muzyki jest mi obcy (i nie ma znaczenia, czy uprawiają go Meksykanie, Amerykanie, Polacy czy Papuasi). Podobnie z pewną rezerwą odniosłem się do Celso Pina i Blanquito Mana - cumbia (nawet w odmianie villera) zawsze kojarzyła mi się z Kolumbią a nie Meksykiem. Ale nie jestem specjalistą w tym temacie - potraktuj te uwagi jako impresje laika. W każdym razie sama konwencja "podróży muzycznej" bardzo mi się podobała. Gratulacje i oczywiście - duży plus.
-
uwielbiam tonego gatlifa! choć znam go bardziej od strony muzycznej niż filmowej...
-
No dobrze, jest zjawiskowa...
A skoro już zawędrowaliśmy do Andaluzji, to co powiesz o "Vengo" i "Naci en Alamo"? http://www.youtube.com/watch?v=B20qtXbX4Mg
Jak dla mnie 'duszaszczipacielnaja'... Widzisz w jaki nastrój mnie wpędziłeś ;) -
oj tam! myślę że taką (!!!) urodę każdy potrafi docenić;-)
-
To staraj się chłopaku, staraj ;)
Głos La Mari - fenomenalny, w kwestii urody nie mnie się chyba wypowiadać :D
A deser bardzo przyjemny. -
no! i od razu lepiej:-)
a technicznie... niestety wiem, że z tubą są czasem problemy. niektóre klipy nie są dostępne w niektórych krajach, inne zwyczajnie usunięto. ale jak piszesz, wystarczy skorzystać z wyszukiwarki jeśli rzeczywiście chce się posłuchać. jeśli chodzi o moją "twórczość", postaram się znaleźć dla niej jakieś mniej stresujące czasowo miejsce:-)
na deser motel o którym wspominała loca: http://www.dailymotion.com/video/x5xva6_motel-y-te-vas_music
i jeszcze jedno... chambao jak chambao, ale la mari... hmmm... :-) -
Zfieszu, muzyczna opowieść jest niesamowita i naprawdę nie miałam zamiaru się wykręcać tylko brakowało mi czasu żeby wszystko po kolei pościągać moim kiepskim łączem i się smakować. Więc plus był za pomysł i zacięcie nauczycielsko-kaznodziejsko-imprezowe (na przykład) Dla mnie ten temat to... Meksyk normalnie! Terra incognita. Jedyne co znałam tak z miejsca to Con Toda Palabra, naprawdę. Więc chciałam się w kąciku przygotować, a Ty mnie tak do tablicy, przy ludziach ;) W dodatku nie mam możliwości ściągnięcia rzeczy z sendspace'a, za dużo czasu minęło od ostatnich pobrań. A chciałabym Cię posłuchać! Zrób coś, proszę. Wtedy ja się bardzo chętnie ustosunkuję :) I daj mi czas na osłuchanie się z muzyką (nawiasem mówiąc, sporo linków nie chodzi na You Tube, ale można przecież wyszukać wykonawców). Lento, amigo mio. Pokito a poko, a propos Lili Downs i La Mari z Chambao (który to zespół bardzo lubię, słucham i nawet załapałam się na ich koncert).
Wystarczy na początek? :D -
czym prędzej donieś koleżance, że moja radość z odnalezienia każdej zbłąkanej owieczki jest wprost nieopisana!:-)
-
spieszę donieść, że pokazałam dziś znajomej twoją muzyczną podróż i bardzo się zapaliła do lektury! tak jak mnie (choć mnie po raz wtóry) porwała ją kompletnie i zachwyciła la iguana! ;)
-
ależ sławo! nie od dziś wiadomo, że podróże kształcą!:-)
i strasznie się cieszę, że mogłem być przydatny:-) -
Właśnie obejrzałam po raz ktoryś Fridę, i oglądałam trochę inaczej, bo bogatsza o to co przeczytałam i usłyszałam jakiś czas temu tutaj, dziś na Fridę patrzyłam i słuchałam inaczej - i zobaczyłam Chavelę, która teraz nie była dla mnie już tylko postacią z filmu ale kimś o kim tutaj przeczytałam, i la Llorona też była całkiem inna teraz...
Musiałam Ci to powiedzieć, i dziękuję! -
zapominam o jeszcze bardzo wielu gatunkach joanno!:-) ale ten niezobowiązujący tekst nigdy nie aspirował do bycia wyrocznią:-) przejrzyj komentarze... znajdziesz tam sporo dodatkowych informacji o pominiętych gatunkach.
ale co do narcocorridos, śpiewają je przecież wymienieni nortenos, bandas, czy generalnie gruperos, więc w pewnym sensie sumienie mam czyste;-) (btw... właśnie słucham k-paz... to a propos zamordowanych piosenkarzy)
gwatemalczyka prosiłem zaś dlatego, że nie miałem pod ręka innego hiszpańskojęzycznego native'a;-) wybaczysz?:-) -
Zapominasz o najbardziej charakterystycznym dla Meksyku gatunku, czyli corrido- ballady o przestepcach, opisujace zwlaszcza zycie "narcotraficantes", przestepstwa przez nich popelniane, poscigi itd. Czesto nawet gloryfikujace tych kryminalistow. Nota bene czlonkowie wielu "bandas" czesto sa brutalnie pozbawiani zycia przez bahaterow swoich corrodos.
A prosic Gwatemalczyka o przetlumaczenie "Chilanga Banda" to tak jak prosic Ciebie o przetlumaczenie gwary praskiej (mam na mysli Prage czeska)! Jest to utwor- kondensacja slow uzywanych w miescie Meksyk i tylko tam. -
oj! chciałbym!!:-) ja z wyspiarskich emigrantów jestem:-) a płytę motelu z meksyku przywiozłem właśnie z nadzieją, że znajdę na niej y te vas... problem w tym, że nie znałem tytułu tego kawałka (w meksyku ten numer był hitem jesienią 2007), więc wziąłem najnowszy album... okazało się, że kawałka na nim nie ma:-) ale wydanie jest na wypasie!!:-)
-
jak bys mi dal nazwe tej plyty to se ja emulowo sciagne,spoko.A ty gdzie?Wciaz w Mexie siedzisz?nie...
-
jesli do mana mam stosunek niemal bałwochwalczy, to cafe tacuba są dla mnie mistrzami swiata!:-) cięzko polecić mi którąś płytę... wszystkie są rewelacyjne i co ciekawe, każda jest inna. problem tylko w tym, ze albo się ich uwielbia, albo nienawidzi:-)
motel to nie moja bajka... ale jeśli ci się podoba... prześlij mi swój adres, jak będę w polsce podeślę ci specjalne wydanie jednej z płyt (nie mam jej teraz pod ręką i nie pamiętam jak się nazywa) oczywiscie wydanie meksykańskie!:-)
no a pierwszy raz z molotovem... cóż... ostra laska z ciebie;-) -
cafe tacuba nie znam,jako rzekles posluchalam sobie kilku kawalkow,ok,podoba mi sie :)) sciagne sobie co nieco z emula :)) obaczym.
Z dosc nowych grupek mex to mi sie nasuwa MOTEL,choc....niestety nie wszystkie kawalki sa tak czadowe jak ich mocno lansowany w zeszlym roku przeboj "Y si te vas", jakos jak dla mnie za duzo dosc kiepskich ballad...
Aha,a co do Molotova to jak 1szy raz udalam sie do Hiszpanii,to zdaje mi sie ze z jakas gazetka dodali plytke Molotova wlasnie i taki byl moj 1szy raz :))) z Molotovem...(to tak a propos pierwszych razów gloszonych na Kolumberze).Na tej ich plytce byl kawalek,jak sie potem dowiedzialam,po to by osiagnac jakis wymóg minutowy, w ktorym kolesie z zespolu bekajac usiluja wypowiedziec caly tytul plyty,czyli Apocalypshit :))) nb niezle wydumany :)
-
a cafe tacuba tez znasz? bo w ich przypadku, każda kolejna płyta o ile nie jest lepsza, na pewno jest na swój, niepowtarzalny sposób genialna:-)
i oczywiscie podzielam twoje nadzieje!:-) -
w zupelnosci sie zgadzam,plyta arde el cielo nie bardzo,zwlaszcza ze nie wiedziec czemu niektore kawalki sa z poprzednich plyt...czekajmy...moze jeszcze cos czadowego sie narodzi,oby!
-
loca!!!! widzę że wiesz o czym mowa!!!:-) wielki plus za to:-)
ale akurat 'si no te hubieras ido', podobnie zresztą jak cała płytka 'arde el cielo' szczególnie mnie nie powaliły. dla mnie nieosiągalnym juz chyba ideałem jest 'revolucion de amor' i 'mtv unplugged'.
zresztą, przy moim niemal bałwochwalczym stosunku do mana, zawsze wkurzało mnie ich żerowanie na sukcesach jednej (dobrej lub genialnej płyty) i wydawanie po niej koncertówek i "the best ofów". jakby sie dobrze przyjrzeć ich dyskografii, to maja chyba tyle samo studyjnych albumów, co wszelkich ich powtórzeń pod innym tytułem. inna sprawa, ze gdy zobaczyłem trzypłytowego 'debestofa' 'esenciales' po 99 meksykańskich pesos za sztuke, nie mogłem się oprzeć;-) -
viva Mana!no i hit ostatniego lata czyli Si no te hubieras ido ,choc piosenka nie ich,lecz Marca Antonia Solis napisana po porwaniu jego corki .
http://www.youtube.com/watch?v=qOJ7ukixwY4
-
@sławek: to ja będę wam kibicował... ze sportów to ja najbardziej lubię pływanie synchroniczne pań;-)
@dino: długo się rozkręcali/rozkręcaliśmy, ale w końcu jakoś się ten bałagan toczy, nie?:-) -
Raczej trudny do zrealizowania :(
-
dobry pomysł :)
-
To spokojnie możecie w ping-ponga pograć. Trzeba jakiś turniej zrobić kolumerowy, to może i ja coś w końcu wygram :))
-
no jeszcze nie :(((
rebel - nie zapychaj łączy - już mam na swoim pendrive'ie :)
a z tym rozkręcaniem to jak z każdą imprezą, spotkaniem - na początku wszyscy się badają, a potem się otwierają... -
Słabo chyba podpuszczali, bo nic się nie działo :))
-
@dino: i co? doszło do wymiany danych?:-)
@sławek: wiesz co? ja mam taką teorię, że ci wszyscy agorowcy (dino bym wykluczył, bo on techniczny;-), to na początku rzeczywiście nas podpuszczali, żeby im się coś na portalu działo. ale teraz chyba sami się wkręcili. tylko że to teoria jest:-) -
Nieźle, Agora ma tu swoich agentów :) Udają podróżników i nas wkręcają. Potem się z nas śmieją ile wlezie :))))
-
ja pracuję od 10.00 do 3.00 w nocy także trudno powiedzieć kiedy jestem free, a kiedy overloaded
-
@voyager: gazeta też, ale i reszta agory.
@kikk: gdyby ktoś się uparł was podliczyć za NIEprzepracowane godziny, znalazłby tu niezły materiał dowodowy:-) -
a pliczki skopiowane już mam - rebel, żyjesz???
-
ja tam ciężko pracuję w tej chwili na dyżurze,
ale od 129 do 130 przy klatce D to naprawdę nie jest daleko,
już nawet pomijając te stosy szaf, które nam dwa dni temu zrzucono :))) -
och, jakie tu się kółko flirtujaco-pracujące zrobiło :)
Wszystko w godzinach pracy w dodatku, nie do pomyślenia u nas :P
-
No to ładnie, ale na Czerskiej to jest Gazeta Wyborcza ?
-
hmmm... sławek! co najmniej cztery osoby, które znamy z udzielania się tu, pracuja w jednym gmachu na czerskiej:-)
a dino albo zawziął się i ruszył na poszukiwania, albo zamknął się w sobie:-) -
Wy na prawdę gdzieś razem pracujecie ? Czy to taka ściema tylko ?
rebel, dino to do Was pytanie ? -
właśnie już nie mam czerwonych ;p
dino prosty chłop, ale nieśmiały i wstydliwy najwyraźniej. boi się zrobić te trzy męskie kroki (moich pięć!)... sama nie wiem, co o tym myśleć. kanionu się nie bał, a tu... ech. -
a rebel czerwone włosy nosi...:-)
dobrze, że zostawiła po sobie tyle dobrej muzyki. w niej życ bedzie jeszcze długo...