Nie mogę powiedzieć, żebyśmy szczególnie dokładnie zwiedziły lanckorońskie muzeum i kościół. Dysonans redukujemy przygotowaną zawczasu mantrą: prijechały atdychat! Wdrapujemy się za to na Lanckorońską Górę, gdzie niegdyś stał zamek. Zamek zostawił murowanym i zostawił w ogóle Kazimierz Wielki. Na początku XVI wieku rezydował w nim Mikołaj Zebrzydowski, który obraził się na Zygmunta III i wiadomo, co tam obmyślał na komnatach. Potem zamczysko przydało się konfederatom barskim, ostatecznie pokonanym przez Aleksandra Suworowa. Dziś służy już tylko złotej młodzieży do żłopania złotego napoju i (znacznie rzadziej) władzom wiejskim do hucznego obchodzenia festynów i sobótek (podobno warto zawitać do Lanckorony właśnie w tym okresie, tj. na przełomie maja i czerwca). Ciekawsze od ruin zamku okazują się ślimaki, które wychodzą na spacer podczas deszczu. Większość z nich pokazuje bez proszenia i serowych łapówek.