Spokojnie, nie "relacji". Koniec Polski, czyli Krynki. Zajechaliśmy tu w zasadzie tylko po to, żeby pokręcić się na słynnym rondzie i coś zjeść.
Rondo mnie nie powaliło, choć pewnie gdybym to ja prowadził, mógłbym być lekko skonfundowany.
Za to placek ziemniaczany wielkości talerza... dużego talerza... mimo że odgrzewany, był całkiem smaczny. Albo byłem bardzo głodny?
Po krótkim spacerze, ruszyliśmy dalej. Na poszukiwanie tajemnicy...