Zerwaliśmy się o 6 rano, żeby zdążyć na wodolot z Pozzuoli do Amalfi. Byliśmy przed czasem. Przy porannej kawie obserwowaliśmy port szukając wzrokiem Metro del Mare. Pożegnaliśmy wzrokiem odpływający Snav i czekaliśmy dalej, a tu ani Metro, ani del, ani Mare. Buda zwana kasą biletową o tej porze jeszcze zamknięta. Nic tylko czekać. Pojawiła się pani z plakietką Metro del Mare wskazując na znikający Snav. No tylko płakać. Tak się właśnie weryfikuje informacje z netu. To co – kolejką. Najpierw do Neapolu ukochaną Sepsą - potem Circumvesuvianą do Sorrento. Straaasznie długo.
A w Sorrento niezły tłumek przy przystanku autobusowym. Odpuściliśmy jeden autobus. W następnym jechaliśmy na stojąco wyłapując wzrokiem spomiędzy głów pasażerów fragmenty przepięknego wybrzeża Amalfitana. Podziwialiśmy wyczyny, a przy tym niewiarygodny spokój kierowcy prowadzącego autobus na krętej, wąskiej drodze pomiędzy skałami a urwiskiem nad morzem, wymijającego zaparkowane (!) samochody.
Amalfi – urocze, ze względu na malownicze położenie i niezwykłą architekturę. Knajpek, sklepików z cudowną ceramiką, grajków w wąziutkich uliczkach… i turystów tu nie brakuje. Czas nas gonił. Po chwili wytchnienia w zaskakująco pięknej katedrze biegliśmy zobaczyć Amalfi z drugiej strony, licząc na to, że za zakrętem ujrzymy następną miejscowość Atrani. Ale na wspomnienie porannej porażki postanowiliśmy jednak przyczaić się na wodolot w porcie.
Usiedliśmy jak najbliżej dziobu, by podziwiać Amalfitanę z morza, choćby przez brudne szyby.Pogoda się spaskudziła, gdy tylko wyszliśmy z portu. Powtórka z Capri ? Nie. Wodolotem to zdecydowanie większa huśtawka. Tu każdy z pasażerów dostał torbę, a na głowę kask. Uczucie nie należało do najprzyjemniejszych, bo wodolot nie zawsze przeskakiwał z fali na falę, ale windował nas w górę i w dół w szalonym tempie. Uspokoiło się dopiero w porcie w Neapolu. Na pokładzie zostaliśmy sami, a obsługa wielokrotnie pytała, czy my aby na pewno chcemy płynąć dalej do Pozzuoli, bo będzie huśtać, oj będzie.A my uparcie z pustymi torbami pod brodami nie daliśmy się wyrzucić. Jak to ? Nie zobaczyć wybrzeża Neapolu, Mergelliny i wyspy Nisida ? Widok nie był najlepszy przy kiepskiej pogodzie i brudnych szybach. A ze straszeniem huśtaniem trochę przesadzili. Było już spokojniej. I znów przybijając do portu zrzucaliśmy odbijaki z prawdziwą ulgą.