Nie mogłyśmy zostać do wieczora w Sekwojach gdyż nierozważnie opłaciłyśmy następny nocleg w Sacramento. Pędziłyśmy po raz kolejny łamiąc różne ograniczenia, trafiłyśmy do niezbyt fajnego motelu Good Nite Inn - lepsze noce miewałyśmy. A rano, tradycyjnie, pokonałyśmy tę samą trasę w przeciwnym kierunku żeby dostać się do Yosemite. Dobrze że galon benzyny nawet w drogiej Kaliforni kosztował zaledwie 3$, można było kręcić kółka.
Yosemite zaspokoiło nasze pragnienia spotkań z amerykańskimi zwierzętami. Wodospady, piękne skały, sekwoje, rzeka Merced i inne krajobrazy nie zachwyciły nas tak jak jelenie mulaki pasące się kilka metrów od nas, łania przechadzająca się po łące i wiewiórki czy marmoty wyczyniające harce ku uciesze turystów. Nie widziałyśmy niedźwiedzia, niestety. Nie dojechałyśmy do Glacier Point na zachód słońca, park zaskoczył nas swoją rozległością. Ale my przecież tam jeszcze wrócimy! A nasycenia oczu, uszu i serca nikt nam nie odbierze.