Po nieprzyjemnych doświadczeniach w "Half Moon" od razu zaklepałyśmy dwa kolejne noclegi przez Internet. Jak się okazało, trochę na wyrost, przez co musiałyśmy niepotrzebnie pędzić do Sacramento, a następnego ranka wracać... Ale po kolei.
Pierwszy nocleg miałyśmy w Visalii, w Lamp Liter Inn - jedno z przyjemniejszych miejsc w Kaliforni gdzie spałyśmy. Wcześniej skusiłyśmy się na cheeseburgery w In-n-Out, o co nasze żołądki miały do nas pretensje przez parę godzin. Ale, co nas nie zabije to nas wzmocni, prawda?
Następnego dnia pojechałyśmy do Sequoia National Park. Tak się zachwyciłyśmy potężnymi sekwojami, ich maleńkimi szyszkami które uwalniają nasiona dopiero podczas pożaru, poplątanymi korzeniami, tunelami drążonymi w przewróconych drzewach, że zapomniałyśmy zobaczyć tę największą, General Sherman Tree. Next time. Ale wdrapałyśmy się na Moro Rock żeby obejrzeć panoramę górską. Było pięknie.