Hardcorowcy wstają, lamerzy śpią. Ja też :) Krzysiek, Czarek i Paweł dzielnie poszli łapać w pudełka poranne mgły i światełko. Coś tam upolowali - materiał posłużył później do dyskusji - np. jak usunąć wredne kable energetyczne z kadru.
Po smacznym śniadaniu wyjechaliśmy bryczką w teren (biedne koniki - miały co ciągnąć). Pierwszy cel to dawna cerkiew w Orelcu, obecnie kościół katolicki. Stary, drewniany z charakterystyczną wieżyczką. Pierwsze ćwiczenia - kadrowanie.
Potem koniki powiozły nas w pobliże retort, w których wypala się węgiel drzewny. Manufaktura nie pracowała, można było obejrzeć wnętrze metalowego pieca. Ćwiczenia praktyczne z makrofotografii - ciekawie wychodzą na obrazkach faktury żużla, żeliwa, węgla.
Całej ekipie towarzyszył przepiękny pies husky należący do sąsiada Janusza. Srebrzysta sierść i cudne błękitne oczy. No i ADHD w tyłku. Nie usiedział chwili w jednym miejscu. Ujadał na konie, biegał wokół, pogonił stado saren na polu. Dla nas było to wyzwanie fotografowania szybko uciekającego obiektu.
Dalej towarzystwo pomaszerowało pieszo w las. Sobota była cieplejsza. Mróz puścił i jak to niektórzy mawiają o Bieszczadach: tylko błoto i choinki. Szukaliśmy pierwszych oznak wiosny. Udało się. Na pierwszy ogień poszły przebiśniegi, potem bazie, potem inne. Jakiś czas spędziliśmy przy gałązce ze skrzącymi się kroplami wody.
Spacer na świeżym powietrzu był bardzo przyjemny. Ostatni etap wiódł polnym wąwozem na skarpę skąd rozciągał się piękny widok na rozlewisko rzeki San. Rozstawiliśmy statywy i przystąpiliśmy do robienia klatek do złożenia panoramy. Zaczęło intensywniej siąpić.
Następnie udaliśmy się do siedziby Caritasu w Myczkowcach znajdującego się na terenie dawnych koszar wojskowych. Na miejscu znajduje się plenerowa ekspozycja makiet cerkwi i kościołów z różnych partii Bieszczadów i Podbeskidzia. Paweł objaśniał różnice w szczegółach architektonicznych: kopuły, wieżyczki, kształt dachu, plan. Mieliśmy okazję spróbować fotografii z szerokim kątem tak aby oszukać widza i makietę przedstawić w możliwie naturalny sposób jak prawdziwą budowlę.
Kawa i ciacho w kawiarence Św. Franciszka. Po przerwie poszliśmy do mini zoo. W klatkach mieszka m.in. kilka odmian bażantow - bażant złocisty - pierwszy raz widziałem takiego ptaka..., a po ogrodzonych siatką wybiegach biegają sarny i koziołki.
Na obszarze ośrodka znajduje się też stadnina koni. Zorganizowano dla nas specjalnie spacerek koni na wybiegu. Można było spróbować panoramowania oraz na krótkich czasach zatrzymać ruch biegnących
wierzchowców. Parę setek zdjęć zapisały na kartach nasze "czterdziestki" (moja, Krzyśka i Czarka). Czeka nas ostra selekcja, bo przy tego rodzaju zdjęciach decyduje przypadek.
Potem samochodami wróciliśmy do Zagrody Magija na obiad. Smacznie i do syta - to dewiza Gospodarzy: Magdy i Janusza. Krótki odpoczynek w pokoju i przystąpiliśmy do zajęć popołudniowych w terenie. Najpierw podjechaliśmy w pobliże nieodkrytego wodospadu na Olszance - prawdziwa perełka. Stopień wody ma do dwóch metrów. Kaskada zajmuje całą szerokość rzeczki. Zdjęcia z długim czasem, aparaty na statywach. Rejestrowaliśmy "bawełnianą" wodę, łagodnie przelewającą się przez próg. Długie czasy wygładzają strumień, powierzchnia rzeki poniżej kaskady nabiera satynowego połysku. Zaczęło bardziej sypać niż kropić i do zmiany obiektywów przydał się parasol. Ale był dodatkowym sprzętem do niesienia...
Na koniec dnia czekała nas prawdziwa atrakcja. Jechaliśmy na fotografię nocną, a obiektem miała być zapora, największa w Polsce. Mieliśmy wyjątkowe szczęście, bo oświetlona od dołu wspaniale prezentowała się z oddali.
Zaczął sypać śnieg.
Najpierw zdjęcia ze skarpy na odległą zaporę, potem podjechaliśmy w kierunku Soliny i zatrzymaliśmy się przy moście. Pełna iluminacja budowli to niecodzienny widok. Obok przejeżdżał samochód, zatrzymał się na moście przy naszej grupie z rozstawionymi statywami i wysiadła jakaś amatorka fotografii ze swoją zabawką do cykania :)
Spodziewaliśmy się rychłego wyłączenia oświetlenia i szybko podjechaliśmy na szczyt zapory. W sypiącym śniegu, szybko zmierzaliśmy do oświetlonej korony. Wychyliłem się z aparatem i uwieczniłem jeszcze ostanie sekundy światła z dołu. Potem zapadły ciemności poniżej tamy, a świeciła sama góra. Była to chwila na fotografię kreatywną. Statywy, długie czasy rzędu 10-15s, zabawy w rysowanie kształtów światłem i łapanie duchów. Kulminacyjnym momentem było pisanie napisów włączonymi komórkami. Efekty do oglądania na załączonych zdjęciach.
Godziny wieczorne w Zagrodzie Magija spędziliśmy na "robótkach ręcznych". Magda, żona Janusza ma duszę artystyczną. Współpracuje z miejscowymi artystami ludowymi. Para się m.in. bibułkarstwem i przez część wieczoru wprowadzała nas w arkana tej sztuki. Spod naszych palców wychodziły prawdziwe cudeńka - dwa gatunki kwiatków z bibuły :) Jak znalazł na nadchodzący Dzień Kobiet (wręczyłem po powrocie żonie).
Przy śmiechach i grzańcu szybko leciał czas. Bardzo późno spotkaliśmy się w węższym gronie oglądając swoje obrazki z całego dnia.