Kazachstan - to przez ponad 2.000 km naszej podróży step, step, wiatr, kurz, ziemia spalona słońcem, step, step, Astana, step, step, wiatr, kurz, step, ziemia spalona słońcem, step, wiatr, kurz, Ałmaty. To tak w bardzo dużym skrócie, takie były moje pierwsze myśli gdy przemierzaliśmy te beskresne stepy. Od razu przypomniała mi się pieśń o małym rycerzu "w stepie szerokim, którego okiem nawet sokolim nie zmierzysz". Setki kilometrów stepu. Wielki Step - może tak powinien nazywać się ten kraj? Stąd wziął sie tytuł podróży.
Większość powierzchni kraju zajmują rozległe niziny i nisko wzniesione wyżyny o monotonnej, lekko falistej rzeźbie. Niemal cały Kazachstan jest pokryty terenami półpustynnymi i pustynnymi,
Między granicą rosyjską a Astaną przejeżdżaliśmy przez małe miejscowości, ale między Astaną a Ałmatą pustkowia, od czasu do czasu jakieś małe osady czy pojedyncze zabudowania, stacje benzynowe i przystanki autobusowe z wc (korzystania z nich jednak nie polecam). Na niektórych przystankach rozłożeni byli z towarem handlarze warzyw i owoców. Nie wiemy też, czy te przystanki były czynne, tzn., czy jeżdżą tam jakieś autobusy. Ale infrastruktura jest. Naszą uwagę zwróciło to, że dość często przy drodze były muzułmańskie cmentarze, z daleka wyglądające jak małe miasteczka, zlokalizowane w dużej odległości od osad czy jakichkolwiek domostw.
W 1997r. prezydent Nazarbajew ogłosił strategię rozwoju Kazachstanu do 2030r., w której sformułowano długoterminowe cele rozwoju Kazachstanu, aby stał się nowoczesnym i dynamicznie rozwijącym się państwem postsowieckim. W 2012r. prezydent ogłosił, że program ten został zrealizowany i przedstawił program rozwoju Kazachstanu do 2050r. Takie właśnie hasła są najczęściej spotykane na plakatach i bilbordach. Ponadto na latarniach umieszczone są plakaty ze zdjęciami nowoczesnych obiektów Astany, zwłaszcza Baytreku.
Dwa razy skorzystaliśmy z lokalnej kuchni - raz w motelu, raz w przydrożnej restauracji. W motelu jadłam łagmana (makaron własnej roboty z mięsem i warzywami) i smakowało mi, natomiast jedzenie w restauracji nie wzbudziło naszego zachwytu. Wszyscy zamówiliśmy to samo: barszcz z kapustą, biszteks (kotlet mielony z gadziny), glazunię (jajko sadzone) i ziemniaki. Za 9-osobowy obiad zapłaciliśmy 9.200 tenge. Doliczany jest 10% napiwek, o czym jest informacja w menu. A propo łagmana - w różnych rejonach jest różnie przyrządzany, często jest to zupa z makaronem, ziemniakami, mięsem i warzywami. Zdziwienie wzbudzaliśmy, gdy do zupy nie chcieliśmy lepioszki, czyli chleba, który był dodatkowo płatny, lub gdy nie zamawialiśmy herbaty. Tak było również w Kirgistanie i Uzbekistanie.
Kontrole drogowe - nie na wszystkich nas zatrzymywali, niektorzy sprawdzali dokumenty, zdarzyło się, że chcieli sobie chwilę pogadać.
Dni były pogodne, ciepłe, słoneczne i wietrzne, ale w nocy temperatura spadała do zera.
Obowiązek meldunkowy jest przy pobycie powyżej 5 dni.
Droga w stanie technicznym różnym, często asfalt mocno wysłużony i źle się jechało. Na stacjach benzynowych najpierw się płaci, a potem tankuje.
Zapraszam do podróży i życzę miłej lektury.