Podróż Australia - Podróż do Czerwonego Centrum - Przez Watarrka i Finke Gorge do Alice Springs



Po drodze tankujemy w Curtain Springs. Chcemy jechać dalej, ale widzimy zatrzymującą nas autostopowiczkę.  Marek sam wiele lat jeździł po świecie autostopem, wiec jego pierwszy odruch, pomimo mocno wypchanego auta to zatrzymanie się. Teraz widzimy, że autostopowiczka ma do tego rower!!! :)

Okazuje się , że nasza autostopowiczka - Letycja tak naprawdę jest rowerzystką z Francji, ale zepsuł jej się rower i chciałaby się jakoś dostać najpierw do Kings Canyon, potem do Alice, gdzie ma nadzieję, że rower jej naprawią.Czeka w słońcu już kilka godzin.

Marek kombinuje jak zabrać ją wraz z niemałym bagażem i jeszcze rowerem. Rower musimy położyć na naszym dachowym namiocie. Resztę rozmieszczamy gdzie tylko się da. Dalsze bez mała 300km pojedziemy w trójkę, musimy jechać troszkę wolniej, gdyż rower nie jest umocowany za dobrze.

Trasa prowadzi przez pustynię porośniętą licznymi krzewami i drzewami dębu pustynnego ( desert oak). Pod koniec dnia docieramy do Kings Canyon. Tutaj nasza Francuzka zostaje i postanawia przebiwakować na dziko gdzieś obok samego kanionu. My idziemy na spacer po jego dnie. Muchy dotrzymują nam kroku!Chciałabym pójść również górą, ale skręcona kostka na to nie pozwala. Wkrótce po zmierzchu udajemy się do pobliskiej stacji turystycznej i tam na campingu rozbijamy namiot, a sami idziemy do pubu na cudownie zmrożone piwo, a niedługo potem wracamy do namiotu i szybko zasypiamy.

Budzimy się przed 5.00 rano. Jest jeszcze głęboka noc. Szybko zwijamy namiot i ruszamy przed siebie w kierunku Finke Gorge National Park. Na przejazd tą drogą potrzebne jest specjalne zezwolenie i rejestracja, ale załatwiliśmy to już poprzedniego wieczoru.Muchy śpią,ale one nie potrzebują zezwoleń! Trochę się boimy, gdyż ostrzegano nas, gdy piliśmy piwo w pubie, przed dzikimi wielbłądami błąkającymi się po pustynnych drogach. Zderzenie z takim zwierzęciem bywa niezwykle niebezpieczne.

Nasza podróż upływa jednak spokojnie i żadnych wielbłądów nocą na drodze nie było. Nastaje świt i naszym oczom ukazują się pobliskie góry, a na pierwszym planie pasące się dzikie konie, które w Australii nazywa się brumbies.

W odróżnieniu od amerykańskich mustangów brumbies to konie niemal pełnokrwiste, gdyż w zasadzie tylko te sprowadzano do Australii. Rozmnożyły się one w australijskich stepach i na skrajach pustyń wręcz niewiarygodnie. Spotykamy je dosłownie co chwilę i po poczatkowym entuzjazmie powoli przestają robić wrażenie. Niedługo później zauważam trzy wielbłądy pasące się niedaleko drogi. To były jedyne , jakie zauważyliśmy na naszej drodze. Wystepują tu jedynie dromadery sprowadzone na szósty kontynent w XIX i na początku XX wieku - głównie do pomocy przy budowie linii kolejowej z Adelaide do Alice Springs. Te sprowadzone z Afganistanu zwierzęta stały się symbolem kolei, i na cześć kraju ich pochodzenia najsłynniejszy pociąg Australii nazwano The Ghan ( lokalny skrót od  Afghanisthan).

Parę kilometrów dalej kilkaset metrów przed nami widzimy jakiś ruch. Wkrótce okazuje się, że drogę przebiegło duże stado psów dingo. Ja widzę je po raz pierwszy, Marek natomiast po raz pierwszy widzi ich całe stado. Oczywiście zanim wzięłam do ręki aparat i zanim podjechaliśmy dostatecznie blisko ,stado już zwiało.

Po przejechaniu około 250 km, gdy zbliżamy się już do Finke Gorge naszym oczom ukazuje się drogowskaz do domu Alberta Namatjira. Ja słyszę to nazwisko po raz pierwszy. Marek mówi, że był to najsłynniejszy aborygeński malarz.

http://en.wikipedia.org/wiki/Albert_Namatjira

a tutaj link do jego prac:

https://www.google.com.au/search?q=albert+namatjira&hl=pl&biw=1736&bih=848&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=xvKQUYHhFoHeigf7loGQDQ&sqi=2&ved=0CDQQsAQ

To nazwisko bliskie jest ponoć sercu każdego Australijczyka.

Sam dom to maleńka chatynka wybudowana przez Alberta własnoręcznie. Za to widoki na otaczające Mc Donnell Range po prostu inspirujące!

Niedaleko dalej skręcamy w drogę najbardziej spektakularnego miejsca Finke Gorge - Palm Valley. Droga, a właściwie "droga" to wyjeżdżony przez kilkadziesiąt aut na rok trakt prowadzący w większości dnem suchej o tej porze roku rzeki, a w dalszej części po skałach. 22 kilometry pokonujemy w półtorej godziny. Na końcu czeka nas bajkowy krajobraz. W kanionie na suchutkiej pustyni pojawiają się palmy. To właśnie dla tego widoku tutaj przyjechaliśmy. Podoba nam się ogromnie, żałujemy tylko , że w sezonie , w jakim tu jesteśmy w rzece nie ma ani kropli wody.

Wracamy na główny trakt i mijamy osadę Hermannsburg, założoną jeszcze w 1877 roku jako misja luterańska. Obecnie jest to miejsce, w którym mieszka kilkuset Aborygenów. Hermannsburg otoczony jest ogrodzeniem i przy bramie umieszczona jest tablica zakazująca  wjazdu, jak również fotografowania. Nie dziwi nas to zbytnio. Hermannsburg położony jest w miejscu przepięknym, jednak sam stanowi ( wybaczcie określenie) wrzód na tyłku Mc Donell Range. Jest to jedno , wielkie wysypisko śmieci! Pomimo tego, że w Australii służby komunalne należą do absolutnie najlepszych na świecie, tutaj powiewa mocno trzecim światem. Dodatkowo w pobliżu Hermannsburga widać ,że Aborygeni lubią "pobalować" przy ognisku, Jednak żeby sprzątnąć po sobie, zabrać puste butelki, puszki i jakiekolwiek inne opakowania, to już absolutnie nie. Uważają się za właścicieli tej ziemi. Jednak ich gospodarzenie to zadawanie krwawiących ran każdemu skrawkowi, na którym się pojawią.

Jedziemy dalej w kierunku Alice. Wkrótce na drodze pojawia się asfaltowa nawierzchnia. Tutaj moja refleksja - w całej Australii pomimo ekstremalnie wysokich temperatur i dozwolonego nacisku na oś znacznie przekraczającego tego, jaki dopuszczony jest w Polsce, nigdy nie widziałam żadnej koleiny.

Krajobraz jest tu naprawdę przepiękny. Skąpane w słońcu suche góry, a na dole coś w rodzaju sawanny. 

Wkrotce dojeżdżamy do Alice Springs.Mnie kojarzy się z książką i fimem. Miasteczko położone w Dolinie Got Mc Donell nie robi olśniewającego wrażenia. Żadne miasto w Australii nie ma aż tak dużego procentu populacji aborygeńskiej. Stosunkowo niewielu Aborygenów ma dobre wykształcenie, niewielu więcej pracuje. Oczywiście wina  za ten stan rzeczy rozkłada się pomiędzy nich, a "najeźdców". Jednak nie można na zawsze dopatrywać się całego zła wyłącznie w zaszłościach. Największym problemem jest chyba zderzenie kultury materialnej - europejskiego typu z kulturą , która bazowała wyłącznie na duchowości - czyli ta rdzennych mieszkańców kontynentu. Dobra materialne uwodzą młodych Aborygenów, ale jednocześnie ich własna kultura i środowisko utrudnia zdobycie odpowiedniego wykształcenia i pracy, czyli narzędzi do lepszego statusu materialnego.  To problem oczywiście ogromnie złożony, na który wpływ ma setki czynników i trudno by było zajmować się nim dokładnie na Kolumberze.

W Alice odwiedzamy wzgórze z pomnikiem wystawionym poległym na wielu frontach australijskim żołnierzom. Ze wzgórza widoczne jest całe Alice i okolice. Jesteśmy tu akurat w ANZAC Day, które jest narodowym świętem Australii upamiętniającym początkowo żołnierzy korpusu australijskiego i nowozelandzkiego poległych pod Gallipoli w Turcji w czasie I Wojny Światowej. Tego dnia w każdym mieście przy takich, jak ten pomnikach ,urządza się uroczystości ku czci poległych.
Ze wzgórza podjeżdżamy do kościoła miejscowej , aborygeńskiej parafii. Jest otwarty.Oglądamy go. Zaraz po kościele trafiamy do miejscowego pubu , gdzie pijemy lodowate piwko.Tylko tu można napić się piwa, w miejscach publicznych jest to zabronione. Później jeszcze przejeżdżamy głównymi ulicami miasta i żegnamy się z Alice. Przed nami bez mała 1600km drogi powrotnej poprzez pustkowia Australii.
Przejeżdżamy niecałe 500 km i już na terenie Południowej Australii zatrzymujemy się, rozkładamy namiot i śpimy. Muchy też spią.

  • Pustynia Gibsona
  • Pustynia Gibsona
  • Pustynia Gibsona
  • Pustynia Gibsona
  • Pustynia Gibsona
  • Pustynia Gibsona
  • Zabieramy autostopowiczkę
  • Mt Connor
  • Do Alice ta droga jeszcze daleka...
  • Dąb pustynny
  • Ścieżka do Kings Canyon ( Watarrka)
  • W pobliżu Kings Canyon
  • W pobliżu Kings Canyon
  • W pobliżu Kings Canyon
  • Tu zostawiamy Letycje
  • Kings Canyon
  • Kings Canyon
  • Kings Canyon
  • Kings Canyon
  • W Kings Canyon
  • Brumbies to australijskie mustangi
  • Droga do Glen Helen
  • Rzeki outbacku rzadko niosą wodę
  • Brumbies
  • Napotkane wielbłądy
  • Napotkane wielbłądy
  • Red centre
  • Znowu typowa rzeka
  • To jedyny dingo, którego zdążyłam sfocić
  • Następny tabun
  • Brumbies
  • Jeszcze jeden tabun
  • Nasza droga
  • Dom Alberta Namatjira
  • Czarne kakadu
  • Tablica przed jego domem
  • Tutaj skręcamy na Palm Valley
  • Finke Gorge
  • Po chwili jednak robi się nieco trudniej
  • Tu jest jeszcze gorzej...
  • Dla takich widoków tutaj przyjechaliśmy
  • Tutaj droga jest naprawdę trudna
  • Palm Valley
  • Palm Valley
  • Palm Valley
  • Palm Valley
  • Palm Valley
  • Finke Gorge
  • Finke Gorge
  • Obok Hermannsburgu
  • Hermannsburg
  • Pomnik Alberta Namatjira
  • Tuż obok pomnika
  • Szkoda, bo widoki są przecudne
  • Groby przy pustynnej drodze
  • Groby przy pustynnej drodze
  • 120km do Alice
  • Mc Donnell Range
  • Mc Donnell Range
  • Mc Donnell Range
  • Alice Springs
  • Alice Springs
  • Alice Springs
  • Madonna w aborygenskiej wersji
  • Wnętrze kościoła
  • Wnętrze kościoła
  • Wnętrze kościoła
  • Kościół aborygenskiej kongregacji w Alice
  • Jeden z pubów w Alice
  • Witamy w Alice