Wstajemy przed siódmą rano i po szybkim śniadaniu ruszamy w drogę. Przed nami ponad tysiąc kilometrów. Po trochę ponad dwóch godzinach docieramy w pobliże Coober Pedy i ok 20km przed nim skręcamy na wschód, by zobaczyć Painted Desert. Po dwudziestu kilku km docieramy do pierwszego punktu widokowego i jesteśmy oczarowani. Przed nami kolorowe formy skalne pustyni. Całą przyjemność oglądania i kontemplowania psują muchy, no ale to już taka australijska specyfika. Jesteśmy tu zupełnie sami. Najbliżsi ludzie prawdopodobnie w Coober Pedy - ponad 30 km od nas. Żałujemy tylko, że nie trafiliśmy tu przed wschodem słońca. Nie możemy jednak czekać bez mała całą dobę na następny. Ruszamy z powrotem na drogę główną. W Coober Pedy tankujemy i jedziemy dalej. Dzisiaj jest piątek i Marek twierdzi, że ruch jest wyjątkowo duży, co oznacza średnio jeden pojazd na około 10 minut :) Po drodze spotykamy kilka orłów ( wedge tailed eagle), które należą do największych przedstawicieli swojego gatunku i osiągają do 2.5 m rozpiętości skrzydeł.W mijanym krajobrazie ponownie ukazują się nam słone jeziora,tak naprawdę poza Lake Hart , jest wyłącznie sól na ich dnie. Przejeżdżamy tuż obok Lake Lagoon, jednego z większych jezior Australii.
Postanawiamy zejść do tej solnej tafli. Jest śnieżnobiała, bez żadnych zanieczyszczeń. Mnie na myśl przychodzą drogie peelingi z soli Morza Martwego i postanawiamy zebrać trochę tej wykrystalizowanej soli w celach kosmetycznych :)
Po paru godzinach docieramy do Port Augusta, gdzie zachodzące Słońce urządza nam spektakl, którego barwy niedostępne są w żadnej wersji photoshopa.
Tutaj też żegnamy się z australijskim outback i wreszcie żegnamy się z muchami !!!! Po czterech godzinach docieramy do domu.
Pięć dni , jakie spędziłam w otwartych i bezludnych przestrzeniach Australii były naprawde cudowne. Uluru , Kata Tjuta , Watarrka i Palm Valley naprawdę piękne. Jednak gdybym miała wybierać,to inne miejsce we wnętrzu tego kontynentu urzekło mnie znacznie bardziej. Miejsce, którego nie znajdziecie w dostępnych w Polsce broszurach o Australii, ale o tym w kolejnej podróży.
Zdjęcia moje i Marka, również z jego poprzednich podróży.