Podróż (FINAŁ) Koleją przez Rosję, Mongolię i Chiny - Barabińsk - życie przydworcowe



"W wielkich jednostajnych przestrzeniach gubią się miary czasu, przestają obowiązywać, przestają coś znaczyć. Godziny robią się nieforemne, bezkształtne, rozciągliwe (...). Na domiar pociąg przejeżdża przez różne strefy czasu i powinno się coraz to przesuwać wskazówki zegara, ale po co, co się przez to zyska?" Ryszard Kapuściński - „Imperium”

Czy warto podążać za czasem uciekającym w ekspresie transsyberyjskim? Cóż, spróbować zawsze można... A pasażerów którzy podejmą się tego, jak się potem okaże, arcytrudnego zadania nie brakuje. Bo prędzej czy później każdy zaczyna się wahać, zastanawiać, mieć wątpliwości czy aby na pewno prawidłowo kręci wskazówkami swojego zegarka. W naturalnym odruchu pyta o godzinę innych współpasażerów. A ich odpowiedzi jedynie pogłębiają poczucie zagubienia w czasie. Bo jeden taki, już przy wyjeździe z Moskwy ustawił sobie godzinę miejsca, w którym będzie wysiadał. Inny pogubił się po pierwszej dobie w pociągu, a jeszcze następny doszedł do wniosku, że szkoda czasu na to całe zamieszanie z przestawianiem zegarków...

 

Kolej transsyberyjska to nie tylko najdłuższa trasa kolejowa świata, miejsce na mapie, z tysiącami kilometrów torów. To całe zjawisko z wieloma elementami. To także wielkie przeżycie i doznanie. Wydawać by się mogło, że nie ma w tym nic ciekawego, bo jedzie się przez kilka dni zamkniętym w pociągu, na trasie, gdzie nie ma w zasadzie nic wspaniałego. Lasy, wioski i miasta przemysłowe. Ale tak nie jest do końca. Na trasie są dziesiątki stacji, na których wspaniale kwietnie życie przydworcowe. Z racji tego, że pociąg jest bardzo długi, liczący naprawdę dużo wagonów, gdy zatrzymuje się w danej miejscowości, rzadko kiedy udaje się dojść do dworca aby zrobić zakupy, bo czasu by brakło. Dlatego też powstała instytucja babuszek. Panie obładowane jedzeniem i piciem same przychodzą pod pociąg, a jako że jest ich wiele, to zawsze wychodząc ze swojego wagonu, trafiało się na przynajmniej kilka babuszek. Nie ma sensu więc przed jazdą koleją robić zapasów, bo wszystko spokojnie można kupić na trasie. Są napoje, jest piwo, słodycze, ciastka, chleb, szynki, sery, owoce, warzywa, są też dania na ciepło, np. pierogi, krokiety czy kotlety. Ale prym wiodą zupki chińskie, występujące w bardzo wielu wersjach. Tanie i pożywne, no i jest to w końcu coś na ciepło. No właśnie, jak na ciepło, ktoś by mógł rzec? Otóż w każdym wagonie jest samowar, w którym za darmo jest dostępna dla każdego gorąca woda. Dzięki temu i zupkę się zrobi, i kawy czy herbaty się człowiek napije. Jest to więc mała namiastka domu. Bo na te kilka dni jazdy twój wagon staje się twoim małym domem z kilkudziesięcioma współlokatorami-pasażerami. Na czele każdego takiego domu stoją zaś dwie panie prowadnice. Gdy jedna śpi, druga pracuje i tak na zmianę na całej trasie. Prowadnice to panie, które zarządzają i dbają o porządek w wagonie. Oto aby było czysto i schludnie, oto aby nikt nie robił awantur czy też imprez alkoholowych (o takiej jednej na trasie Lwów-Moskwa była już mowa wcześniej), one także zbierają i trzymają przez całą drogę nasze bilety. Wydadzą nam je zaś wtedy, kiedy będziemy żegnać się z pociągiem. Mając bilety (które jak wcześniej było wspomniane są zawsze z miejscówkami) prowadnice mają więc listę wszystkich pasażerów i wiedzą który z nich gdzie i o której powinien wysiąść. Prowadnica więc obudzi odpowiednio wcześniej nas gdy mamy wysiadać. Zbierze także pościel, którą wcześniej nam dała gdy rozpoczynaliśmy podróż. U niej także można kupić trochę rzeczy do jedzenia i picia. Można by rzec, że jest to swoiste połączenie konduktorki i naziemnej stewardessy. Prowadnice są więc ważnymi osobami w wagonie, i lepiej z nimi nie zadzierać. Mają one swoje małe pomieszczenie w każdym wagonie zaraz obok samowaru i ubikacji.

Ciekawą rzeczą w klasie trzeciej, czyli plackartnej, jest to, że wagony nie posiadają zamykanych przedziałów, a cały wagon jest niejako „otwarty”. Wagony są jakby przedzielone ścianką na 6-osobowe części, ale wszystko i tak jest połączone długim na cały wagon korytarzem, po którym zawsze ktoś chodzi. Po jednej stronie korytarza prostopadle do niego są dwa łóżka na dole i dwa na górze, zaś po drugiej stronie po jednym na dole i na górze, równolegle do korytarza. Górne łóżka są składane i przez większość dnia właśnie w takiej formie występują. Wtedy to przypisany do niego pasażer siedzi na dole. Dopiero wieczorami rozkłada się górne łóżka i ubiera pościel. Pod dolnymi łóżkami zaś są wielkie pojemniki na bagaż, ten także można składować na samej górze wagonu, nad górnymi łóżkami, gdzie jest do tego odpowiednie miejsce. Wszystko to razem powoduje, że w wagonie jest całkiem przestronnie i nie czuje się zbytnio ciasnoty. Choć oprócz nas, jest zawsze wokół około 50 innych osób. Ci zaś są przyjaźni i chętni do rozmowy, szczególnie gdy jadą obcokrajowcy. W naszym przypadku tak się złożyło, że byliśmy jedynymi obcokrajowcami w całym wagonie, przez co co jakiś czas byliśmy zagadywani miło przez członków naszego „domu na kółkach”. Był z nami były żołnierz Armii Czerwonej który stacjonował kiedyś w Polsce, w okolicach Legnicy, młody malarz artysta-amator który wraz ze swoją koleżanką wracał z tygodniowych wczasów w Egipcie, swoich pierwszych w życiu zagranicą, były całe rodziny z dziećmi jadące na urlop czy też w odwiedziny do rodziny. Dla nich wszystkich kolej transsyberyjska była czymś zwyczajnym, oddartym z magii, środkiem transportu, który tylko i wyłącznie przerzucał z punktu A do punktu B. Dla nas było to coś zupełnie innego...

Z życia wzięte.

- Skąd jesteście?

- Z Polszy.

- Gdzie jedziecie?

- Do Irkucka, nad Bajkał...

- Po co tam jedziecie?

- Zwiedzić, zobaczyć, poznać.

- Ale to macie tam rodzinę?

- Nie.

- Znajomych?

- Nie.

- Jedziecie do pracy?

- Nie.

- No to po co tam jedziecie?

Rosjanie nie są w stanie pojąć tego, że ktoś może wybrać się w podróż na Syberię, z zachwytem na twarzy przemierzać ją pociągiem i co więcej, odnosić z tego przyjemność. Dla nich kilkudniowa jazda koleją transsyberyjską jest przykrą koniecznością, do której ze względu na brak innych alternatyw są przymuszeni. Motywy naszej podróży były dla nich abstrakcją, równie dużą jak malarstwo samego Wasilija Kandinskiego*. "Przecież na Syberii nic nie ma"- mówią z nieukrywanym zdziwieniem wymalowanym na twarzach."

*Wasilij Kanditsky - (1866-1944) rosyjski malarz, ojciec abstrakcji.

 

Kolej transsyberyjska to także świetna okazja, aby ujrzeć cały konglomerat ras, kultur i religii Rosji. Etniczni Rosjanie (ros. Russkije) stanowią bowiem 81 procent wszystkich obywateli kraju (ros. Rossijanie), reszta to dziesiątki różnych mniejszości narodowych. Na Syberii właśnie, na stacjach i w wagonach widać potomków ludów Północy, Tatarów, Tunguzów, Czuwaszy, Ewenków, Jakutów, Buriatów, Ukraińców, Niemców, Koreańczyków, Chińczyków; buddystów, muzułmanów, katolików, prawosławnych i wyznawców szamanizmu.


Na Syberii jest naturalne, że człowiek spytany o narodowość zacznie grzebać w swoich korzeniach, a na koniec stwierdzi, że czuje się Sybirakiem narodowości syberyjskiej.”

Andrzej Meller – National Geographic, nr 55, kwiecień 2004

 

Na zdjeciach przedstawiamy...babuszki i jeszcze raz babuszki:) Przykładowo wybrane życie przydworcowe na stacji kolei transsyberyjskiej.

Barabińsk - 3040 km od Moskwy

  • młodzi też sprzedają
  • tłum wybiegł na zakupy
  • kupujemy wędzoną rybkę
  • futro na Syberii zawsze się przyda, nawet latem
  • wędzoną rybkę może?
  • targ na kółkach
  • lokomotywa serii CS-2 na emeryturze
  • dobijamy transakcję
  • wysoko na torach ten pociąg
  • kupcie coś proszę
  • lokomotywa serii CS-2 na emeryturze
  • sprzedajemy z uśmiechem...
  • ...ale też i bez uśmiechu
  • co tam u ciebie? jak utarg?
  • miejsca w wagonie Transsib-u