2013-10-31

Podróż American Dream

niagara falls wodospady kanada usa stan nowy jork maid the mist cave winds grenlandia chicago illinois stany zjednoczone ameryka północna wrigley building john hancock center skydeck willis sears tower millenium park fontanna buckingham marina towers tribune michael jordan united baseball white sox navy pier cloud gate wietrzne miasto drapacze chmur new york wielkie jabłko ground zero world trade liberty island state empire pointz 5pointz bridge little italy flatiron manhattan statua wolności brooklyn heights top rock central times square rockefeller Waszyngton kapitol abraham smithsonian institution lincoln washington monument biały dom arlington cmentarz maui iao valley needle kahului makena haleakala national narodowy wulkan wulkany krater pipiwai trail road hana las bambusowy waimoku wodospad big akaka waipio punalu'u coqui frogs kilauea crater iki volcano lava lawa tube tunel palmy pola lawy fields kauai lihue poipu beach plaża ke'e hanalei fale waimea canyon kanion kalalau polihale pali coast pacyfik honolulu pearl harbor arizona missouri battleship aloha iolani palace kamehameha waikiki diamond head temples byodo temple ho'omaluhia garden lanikai los angeles venice aniołów filadelfia dzwon elfreth's alley independence hall konstytucja museum art muzeum sztuki rocky philadelphia philly
Typ: Album z opisami
O podróży do USA marzyłem od paru ładnych lat. Od początku chciałem zobaczyć cuda natury po zachodniej stronie, jednak nie mogłem znaleźć nikogo chętnego na wyjazd. Po paru latach, jeden ze znajomych zdecydował się ze mną pojechać, więc zaczęliśmy się interesować wyjazdem i kosztami. Niestety przy 2 osobach koszt wynajmu samochodu nas przerastał i zaczęliśmy myśleć nad alternatywną trasą. Wybór padł na wschodnie wybrzeże. Na początku po objechaniu północy mieliśmy się udać na południe, na Florydę. Pomyślałem o Hawajach, sprawdziłem ceny biletów i dzwoniłem do znajomego- długo się nie zastanawiał, zamiast Miami zobaczymy Honolulu :) W podróży byliśmy od 11 września do 4 października 2013. Tutaj kilka zdjęć z przelotu nad Grenlandią 
  • Grenlandia
  • Grenlandia
  • Grenlandia
  • Grenlandia

Do Chicago dolecieliśmy z Warszawy przez Londyn z British Airways. Lecieliśmy w towarzystwie Bogusława Lindy i wielu innych aktorów. Po nich, na lotnisko przyjechała limuzyna, my musieliśmy się zadowolić metrem. Jak się okazało na miejscu nocowaliśmy u Polaka, który w wieku 10 lat wyjechał z rodzicami do Stanów. Cieszył się, że może z nami potrenować język, dowiedzieliśmy się o wielu ciekawych miejscach w mieście, dostaliśmy też kilka wskazówek odnośnie poruszania się. 


Po względnym odespaniu trudów podrózy, o 7 rano wychodzimy podbijać Amerykę. Nasze pierwsze wrażenie- wszystko jest takie wielkie! Zwiedzanie rozpoczynamy od United Center, hali sportowej Chicago Bulls, a konkretnie chcemy sobie zrobić zdjęcia z pomnikiem legendy NBA- Michaelem Jordanem, może nie każdy interesuje się sportem ale to nazwisko kojarzy chyba każdy ;). Po kilkunastu minutach walki z perspektywą, wsiadamy w metro i jedziemy do centrum. Naszym celem jest Millenium Park, a konkretnie Fontanna Buckingham. Ta kojarzy się od razu z serialem "Świat według Bundych". Jest niesamowicie wielka i pięknie się prezentuje z wieżowcami w tle.

Kolejnym punktem na naszej trasie jest Cloud Gate, tutaj spędzamy trochę czasu, próbując wymyśleć coś oryginalnego. Każdy się wygina, kombinuje jak się ustawić, żeby wyszło jakieś ciekawe odbicie w słynnej "Fasolce". Dalej spacerujemy jeszcze zobaczyć Tribune Tower, Wrigley Building czy Marina Center.

W czasie planowania wyjazdu, myśleliśmy nad meczem NBA, niestety sezon zaczyna się dopiero w październiku więc pomyśleliśmy nad Baseballem. Trzeba spróbować trochę amerykańskiej kultury. Bilety na mecz kosztowały nas 12,5 dolara na głowę. Mecz nie był porywający, może przez to, że nie rozumiałem zasad. Gdy już wydawało mi się, że zaczynam się w tym odnajdywać, działo się coś czego nie mogłem zrozumieć ;D Generalnie warto zobaczyć, ale na mnie to nie wywarło wielkiego wrażenia.

Po meczu wybraliśmy się jeszcze do Navy Pier. Z tego miejsca jest całkiem ładna panorama wieżowców Chicago, jednak w ciągu dnia pewnie jest dużo ładniej. Po posileniu się amerykańskimi specjałami prosto z Mc Donalda, spacerujemy w kierunku Willis Tower (dawniej Sears Tower). Chcieliśmy jechać na Hancocka, ale Szymon (nasz host) doradził nam wizytę właśnie na Willis Tower. Powiedział, że to co poczujemy na Skydecku, czyli szklanej platformie wypuszczonej z wieżowca kilkaset metrów nad ziemią będzie nie do opisania. Faktycznie, nogi miałem jak z galarety, ale po pierwszej ciężkiej walce z własnymi słabościami, przestałem się bać wysokości. Widoki genialne, samochody są wielkości mrówek, a miasto wygląda jak jedno wielkie morze świateł.

  • Willis Tower
  • Widok ze stacji metra...
  • United Center
  • Michael Jordan
  • Widok z Millenium Park.
  • Fontanna Buckingham
  • Fontanna Buckingham
  • Cloud Gate
  • Cloud Gate
  • Wrigley Building
  • Marina Center
  • Marina Center
  • Stadion White Sox Chicago
  • White Sox Chicago
  • Panorama miasta
  • Navy Pier
  • Widok z Navy Pier
  • Willis Tower
  • Widok z Willis Tower
  • Widok z Willis Tower
  • Widok z Willis Tower

Nad Niagarę dotarliśmy z małymi problemami, ale za to w wesołej atmosferze. Podróżowaliśmy z ujaranym Meksykaninem, który przez 3/4 podróży uparcie próbował nam wmówić, że jest z Nigerii, na każdym postoju popalając interesujące specyfiki. Pozostałą część czasu spędzał na wynoszeniu na piedestał kobiecych piersi. Zafascynowany był ewidentnie dużymi rozmiarami, na nic zdawały się moje próby tłumaczenia na angielski polskiego powiedzenia: "Dobrze się pieści, co się w rączce mieści". Reagował mniej więcej w stylu:
"What the f..k are you talking about?" ewentualnie "Sh.t man.."

Jechaliśmy megabusem z Chicago do Cleveland, gdzie mieliśmy mieć przesiadkę do Buffalo, a z Buffalo już miejskim busem mieliśmy się dostać do Niagara Falls.

 Niestety nasz megabus się zepsuł, kierowca zarządził ewakuację. Po 2 godzinach czekania podjechał autobus zastępczy. Przejechaliśmy jakieś pół godziny i zatrzymał się na postój. Trochę bez sensu, skoro przed chwilą staliśmy 2 godziny. Jak się później okazało do Cleveland dotarliśmy 10 minut po odjeździe naszego autobusu do Buffalo. Za 35 dolarów udało się nam jednak zmienić bilet na 3 godziny później.

W Cleveland mieliśmy nieciekawą sytuację, zaraz po wyjściu z dworca zaczepił nas facet na rowerze, szukaliśmy sklepu więc zaproponował nam, gdzie mamy iść. Nie minęło pół minuty podjechał szeryf i tłumaczy nam, że mamy nie iść nigdzie gdzie ten facet mówi, bo tam nie ma żadnego sklepu a jedyne co nasz czeka to poobijane kości i jego znajomi w ciemnych zakamarkach. Nastraszeni wróciliśmy na dworzec i już go nie opuszczaliśmy, aż do odjazdu.

Do Niagara Falls, dotarliśmy około 18. Szybki prysznic i idziemy zobaczyć wieczorne pokazy świateł nad Niagarą. Wygląda to wszystko bardzo ciekawe, ale ja wychodzę z założenia, że naturę powinno się zostawić w spokoju i nic nie koloryzować na siłę. 

Drugi dzień poświęciliśmy na przejście Cave of the Winds, widoki genialne, wrażenia jeszcze większe, ale nie polecam zabierać tam elektroniki. Ja specjalnie kupiłem futerał na lustrzankę, niby nadaje się nawet do robienia zdjęć pod wodą, ale wolałem nie próbować. Polecam jeśli ktoś będzie wejść na Hurricane Deck, tam znajdujemy się bezpośrednio pod wodospadem. Sekunda wystarczy by człowiek był totalnie przemoczony.

Kolejna atrakcja to Maid of the Mist. Płyniemy statkiem pod największy wodospad Horseshoe. Z dołu widok jest trochę ograniczony, ponieważ wszędzie jest mgła, ale chyba tylko z tego miejsca, można odczuć potęgę wodospadu.

Na koniec przechodzimy jeszcze mostem do Kanady, skąd jest najlepszy widok na wszystkie wodospady.

  • Wodospad Niagara
  • Wodospad Niagara
  • Wodospad Niagara
  • Wodospad Niagara
  • Cave of the Winds
  • Wodospad Niagara
  • Rejs Maid of the Mist
  • Rejs Maid of the Mist
  • Rejs Maid of the Mist
  • Wodospad Niagara
  • Wodospad Niagara
  • Wodospad Niagara

Nocnym autobusem dostaliśmy się z nad Niagary do Nowego Jorku, na miejscu byliśmy około 10 rano. W tym mieście mieliśmy spędzić 3 dni. Trochę mało czasu, ale wiem ,że udało nam się zobaczyć wszystko to co chcieliśmy. Generalnie nastawieni jesteśmy bardziej na widoki, niż na muzea, więc może to dlatego.

1 dzień

Pierwszego dnia w Nowym Jorku, po zostawieniu bagaży w miejscu noclegu, zwiedzanie zaczynamy od Empire State Building, niestety tylko z dołu, mamy trochę mało czasu, więc decydujemy, że panoramę miasta zobaczymy z Top of the Rock na wieżowcu Rockefeller Center. Ale to dopiero ostatniego dnia. Teraz spacerujemy dalej piątą aleją w kierunku biblioteki, która kojarzy mi się głównie z filmem "Pojutrze". Dalej podziwiamy słynny Grand Central, niedaleko niego stoi Chrysler Building.

Dalej chcemy zobaczyć Katedrę św. Patryka. Niestety od zewnątrz jest w remoncie, a od środka na kolana nie powala. Teraz idziemy na Times Square, żeby zobaczyć największy chyba zbiór reklam na świecie w jednym miejscu za dnia, no i przy okazji chcemy coś zjeść. Tutaj zostajemy zaczepieni przez grupkę murzynów, próbujących nam wcisnąć swoje płyty, ledwo zaczynają z Wami rozmawiać, już je podpisują i potem mają pretensje. My twardo się broniliśmy i udało się uciec bez szwanku.

Posileni ruszamy na zwiedzanie Central Parku. Warto tutaj przyjść na dłużej ponieważ park jest niesamowicie ogromny. Po zwiedzaniu parku polecam odpoczynek na Sheep Meadow. Atmosfera jest taka, że oczy same się zamykają leżąc na trawce.

Kompletnie zmęczeni spacerujemy raz jeszcze na Times Square, żeby porównać widok za dnia z widokiem w nocy. Jest tak jasno, że nie trzeba nawet zabierać ze sobą statywu. Ludzi tutaj przelewają się całe tłumy, my zajmujemy się obserwowaniem tych, którzy wchodzą na schody, żeby chociaż przez chwilę być na telebimie na środku placu.

2 dzień

Drugi dzień rozpoczęliśmy od obejrzenia Flatiron Building. Budynek faktycznie kształtem przypomina trochę żelazko. Zobaczyliśmy jeszcze Washington Square z łukiem triumfalnym i fontanną.

Teraz przyszedł czas na nasz kontakt ze słynną Statuą Wolności. Postanowiliśmy nie wydawać kupy kasy na wycieczki promem pod samą statuę. Zdecydowaliśmy się na Staten Island Ferry, który przepływa obok Lady Liberty i jest całkowicie darmowy. Nawet w ciepłe dni trzeba się ubrać, my cały rejs staliśmy na zewnątrz i niestety po tym wszystkim się pochorowaliśmy.

Teraz przyszła pora na odwiedzenie słynnej Little Italy, nie wiem czy trafiliśmy na jakiś festyn, czy zawsze to tak wygląda, ale wszędzie pełno było straganów, ulice przyozdobione w 3 kolorowe wstęgi. Zapachy nas skusiły i kosztujemy kiełbasy w bułce ze smażoną cebulą i papryką, niebo w gębie! :)

Teraz przez Chinatown spacerujemy w kierunku Millenium Bridge, którym chcemy dojść do Brooklyn Heights, skąd jest świetny widok na Manhattan. Słońce troche daje nam w kość, ale jakoś przechodzimy. Na promenadzie jest lodziarnia, w której jadłem najlepsze lody czekoladowe w swoim życiu :) Jak ktoś będzie w okolicy- polecam!

Czekamy tutaj do zmroku i podziwiamy panoramę nocnego Manhattanu, robi wrażenie jeszcze większe niż za dnia.

Wieczorem postanawiamy się trochę odstresować popijając piwko w pubie/restauracji na dachu wieżowca 230 Fifth Rooftoop bar. Ze stolika mamy rewelacyjny widok na Empire State Building. Małe piwo 0,33 kosztowało nas 9 dolarów, ale dla takich widoków i klimatu-warto. Generalnie jak dla mnie inny świat, nawet w toalecie jest pan, który podaje ręczniki, mówi która kabina jest wolna czy nakłada mydło na ręce.

3 dzień 

Ostatni dzień w Nowym Jorku rozpoczęliśmy od wycieczki do 5 Pointz. Dla zainteresowanych kulturą hip hopu istna gratka. Cały budynek i okolica pokryta jest graffiti. Z tym, że jest to prawdziwe graffiti a nie wandalizm, z jakim się to większości ludzi kojarzy. Dla mnie jedno z najbardziej interesujących miejsc całej wycieczki.

Dalej przejeżdżamy do kolejnego must see w Nowym Jorku- Wall Street. Podziwiamy budynek giełdy. Trochę inne miałem wyobrażenie o tym miejscu po obejrzeniu kilku filmów o giełdzie. Nigdzie nie spotkałem zabieganych panów w garniturach, raczej wielka masa turystów i nic więcej.

Z Wall Street spacerujemy w kierunku ratusza- City Hall, siedzimy chwilę w parku delektując się waniliową Coca Colą, trzeba w Polsce przeprowadzić jakąś akcję mającą na celu wprowadzenie tego specyfiku- dla mnie niebo w gębie.

Wsiadamy w pociąg i jedziemy na Liberty Island- konkretnie do Liberty State Park. Z tego miejsca mamy kolejną świetną panoramę Nowego Jorku.

Po chwili odpoczynku wracamy pociągiem do strefy Ground Zero. Na 16 mamy zarezerwowaną wycieczkę, w miejscu zamachów z 11 września. Warto zarezerwować prędzej przez internet, na miejscu można czekać kilka godzin na wolne miejsca. Miejsce to zmusza do refleksji... Razi trochę tylko zakończenie wycieczki, które obowiązkowo kończy się w sklepie z pamiątkami. Strach pomyśleć na czym ludzie nie są w stanie zarabiać...

Żeby się trochę rozweselić udajemy się do Five Guys. Według New York Times'a najlepsze burgery w mieście. Muszę przyznać, w życiu lepszych nie jadłem.

Na koniec dnia chcemy zobaczyć zachód słońca z Top of The Rock. Zdecydowaliśmy się na wjazd na Rockefeller Center a nie na Empire State Building, głównie dlatego, że z Rockefeller Center można zobaczyć ESB, a także Central Park. Spędzamy tutaj kilka godzin, ciężko jest się dopchać do jakiegoś godnego miejsca do fotografowania, na szczęście po jakimś czasie się udaje ;)

  • Empire State Building
  • Biblioteka
  • Chrysler Building
  • Grand Central
  • Słynna żółta taksówka
  • Times Square
  • Central Park
  • Central Park
  • Hans Christian Andersen w Central Parku
  • Alicja w Krainie Czarów w Central Parku
  • Belvedere w Central Parku
  • widok z The Lake w Central Parku
  • Sheep Meadow w Central Parku
  • Times Square
  • Times Square
  • Flatiron Building
  • Washington Square
  • Widok z promu Staten Island Ferry na Manhattan
  • Statua Wolności
  • Widok z promu Staten Island Ferry na Manhattan
  • Little Italy
  • Widok z Millenium Bridge
  • Millenium Bridge
  • Widok z Brooklyn Heights na Manhattan
  • Widok z Brooklyn Heights na Manhattan
  • Widok z Brooklyn Heights na Manhattan
  • Widok z Brooklyn Heights na Manhattan
  • Widok z Brooklyn Heights na Manhattan
  • Widok z Brooklyn Heights na Manhattan
  • Widok z Brooklyn Heights na Manhattan
  • Brooklyn Bridge
  • 230 Fifth Rooftoop Bar widok ze stolika
  • 230 Fifth Rooftoop Bar widok na Manhattan
  • 5Pointz
  • 5Pointz
  • Wall Street
  • Wall Street
  • Charging Bull
  • One World Trade Center
  • City Hall
  • Widok z Liberty State Park na Manhattan
  • Ground Zero
  • Ground Zero
  • Central Park widok z Top of the Rock
  • Manhattan z Top of the Rock
  • Manhattan z Top of the Rock
  • Manhattan z Top of the Rock
  • Manhattan z Top of the Rock
  • Manhattan z Top of the Rock

Trochę niewyspani ruszamy do Filadelfi, poprzedniego dnia wróciliśmy o 23 na nocleg, a o 4 rano mieliśmy już odjazd autobusu.

Zwiedzanie rozpoczynamy od słynnego Muzeum Sztuki- Museum of Art. Samo muzeum nie było celem, a raczej schody przed nim. Każdy kto kojarzy film Rocky, będzie wiedział o co chodzi. Sami musieliśmy sobie nakręcić filmy jak wbiegamy do góry. Przed schodami stoi nawet pomnik Rocky'ego. Dużo ludzi tutaj biega i ćwiczy. Ze schodów, jeżeli obrócimy się plecami do muzeum, mamy świetny widok na miasto.

Spacerujemy teraz w kierunku Ratusza Miejskiego. Skąd dalej idziemy na poszukiwania Independence Hall- budynku, w którym została podpisana Deklaracja Niepodległości Stanów Zjednoczonych, a także konstytucja. Wchodzimy na chwilę do muzeum, którego główną atrakcją jest Dzwon Wolności. 

Jemy obiad, a na koniec przechodzimy jeszcze przez zabytkową Elfreth's Alley. Uliczka pochodzi z 1702 roku.

  • Museum of Art
  • Widok na miasto
  • Widok na miasto
  • Swann Memorial Fountain
  • City Hall
  • Independence Hall
  • Elfreth's Alley
  • Elfreth's Alley

Jeszcze tego samego dnia wieczorem wyjeżdżamy znowu megabusem z Filadelfii do stolicy Stanów Zjednoczonych.  Około 22 docieramy na miejsce noclegu, troche ciężko było nam to znaleźć, ponieważ nigdzie nie było nazw ulic, całe osiedle wyglądało tak samo, to jest domki szeregowe, do tego każdy był identyczny, te same numery... Po kilkunastu minutach bładzenia w końcu dotarliśmy. Nie pamiętam, żebym kiedyś tak dobrze spał jak tej nocy..

Rano wypoczęci, ale trochę załamani planem na dzisiejszy dzień wychodzimy zwiedzać miasto. Upał trafił nam się niemiłosierny, a dzisiaj mamy bardzo dużo spacerowania. Co chwilę chłodziliśmy się shake'ami, lodami i wszystkim czym się dało.

Rozpoczęliśmy od spaceru pod Kapitol, budynek jest ogromny i same jego obejście trochę nam zajęło. Dalej kierujemy się w stronę Washington Monument, niestety trafiliśmy akurat na remont. Zaczął się sypać w związku z trzęsieniem ziemi. No nic, zarys widzieliśmy, musi nam to wystarczyć. Po drodze minęliśmy jeszcze Smithsonian Institution. 

Będąc przy Washington Monument odbijamy w prawo i idziemy zobaczyć najważniejszy dla wielu budynek w Waszyngtonie- Biały Dom. Niestety prezydenta nie spotkaliśmy, ale wszędzie były takie tłumy, że możliwym jest, że miał się pojawić, albo po prostu było tylu turystów. Wszystko oglądamy z za płotu, do którego ciężko jest się dostać, ze względu na wszechobecnych azjatów. Nie miałem nic do ludzi z tej części świata, ale po wycieczce do stanów mam ich serdecznie dość. Nie zwracają kompletnie uwagi na drugiego człowieka, zachowują się niekulturalnie i generalnie spora część z nich chodzi, jakby była na ''haju''. 

Wracając do zwiedzania kierujemy się w stronę Lincoln Memorial, po drodze mijając Reflecting Pool. Sadzawkę pewnie wielu z Was kojarzy z filmu Forrest Gump, gdzie Forrest miał przyjemność przemawiać. Za plecami zaś miał Lincoln Memorial, w środku którego siedzi sobie olbrzymi Abraham Lincoln.

Po chwili odpoczynku, zaopatrujemy się w wody w punkcie informacji połączonym ze sklepem z pamiątkami. W centrum Waszyngtonu, to znaczy jako centrum rozumiem okolice wszystkich najważniejszych zabytków tego miasta nie ma żadnych sklepów spożywczych! Ciężko nawet o budkę z hot dogami, także polecam się zaopatrzeć w większe ilości wody prędzej.

Ruszamy w kierunku Arlington Cemetery, jest to cmentarz wojskowy, na którym grzebie się zmarłych żołnierzy, którzy brali udział w jakiejkolwiek wojnie amerykańskiej. Na cmentarzu tym spoczywa także John Fitzerald Kennedy.

Wykończeni wracamy na nocleg i zasypiamy już około 20.

Kolejnego dnia mamy wylot na Hawaje. Przez własną głupotę, cały plan wyjazdu i dużo kasy mogło wpaść w błoto. Nie zorientowaliśmy się, że w Waszyngtonie są dwa lotniska i jeszcze 50 minut przed lotem byliśmy na nie tym co trzeba. Pani obsługująca punkt American Airlines stwierdziła, że nie do wykonania jest nasz plan dostania się taksówką na lotnisko numer 2. Na szczęście taksówkarz za małą łapówką łamał wszelkie przepisy drogowe jakie się tylko dało chyba, no i zdążyliśmy na ostatnią chwilę. Jako ostatni pasażerowie weszliśmy na pokład, uff na szczęście lecimy na Hawaje! :) 

  • Kapitol
  • Kapitol
  • Kapitol
  • Washington Monument
  • Smithsonian Institute
  • Departament Skarbu
  • Biały Dom
  • World War II Memorial
  • Lincoln Memorial
  • Reflecting Pool+ Washington Monument
  • Abraham Lincoln
  • Korean War Veterans Memorial
  • Cmentarz Arlington
  • Cmentarz Arlington

Około 21 lądujemy w Honolulu, rozkładamy śpiwory i śpimy na podłodze lotniska czekając na poranny lot na Kauai.

1 dzień 

Rano totalnie połamani lecimy samolotem lini Island Air z Honolulu do Lihue. Podróż mija szybko, szczególnie, że jak latam piękniejszej stewardessy nie widziałem...

Po wyjściu z samolotu kierujemy się do wypożyczalni samochodowej, nie mamy ze sobą karty kredytowej, więc wracamy na lotnisko pobrać nasze bilety, zaświadczające o potwierdzeniu, że opuścimy wyspę za 4 dni. Wracamy i na szczęście, teraz mogę płacić debetówką. Zamiast zarezerwowanej Toyoty Yaris dostajemy Chryslera 200. Na początku trochę byłem przestraszony pierwszym samochodem w automacie, czułem się trochę jak Jaś Fasola, ale po kilku minutach się przyzwyczaiłem. Samochód sprawował się genialnie. Jedyne co mnie strasznie irytowało to klakson przy każdym naciśnięciu pilota.

Ledwo wyjechaliśmy z wypożyczalni zostaliśmy oczarowani, pogoda bajeczna, widać piękne góry, dużo palm. Postanawiamy, że zaczniemy dzień od wizyty na plaży. Mieliśmy na niej zakończyć dzień, ale był taki upał, że nie mogliśmy się powstrzymać. Tak więc jedziemy na Poipu Beach Park.  

Po chwili odpoczynku ruszamy dalej w kierunku Waimea Canyon, nazywanego Wielkim Kanionem Pacyfiku. Teraz jeszcze bardziej chcę zobaczyć ten prawdziwy Wielki Kanion, jeżeli ten był tak wielki i piękny... Zaliczamy kilka punktów widokowych i krótki spacer, po czym wsiadamy w samochód i jedziemy zobaczyć Kalalau Lookout.

To co zobaczyłem na miejscu przerosło moje najśmielsze oczekiwania, w życiu nie widziałem piękniejszego widoku.. Zagubieni połączeni z Parkiem Jurajskim, po prostu uczta dla oczu. Zostajemy tu chwilę, robimy kilkadziesiąt zdjęć i wsiadamy w samochód. Z racji tego, że wyrobiliśmy się trochę szybciej mamy chwilę, żeby odwiedzić jeszcze jakąś plażę. Wybór padł na Polihale Beach, droga tutaj jest średnio ciekawa, generalnie nie polecam wyjazdu tam innym autem niż terenowe, na szczęście mimo kilku trudnych momentów daliśmy radę. Plaża jest niesamowicie długa i niesamowicie piękna, jednak do kąpieli raczej się nie nadawała, ogromne fale skutecznie nas odstraszyły i skończyło się tylko na zmoczeniu nóg i spacerze na koniec.

Wieczorem jak zwykle mamy małą przygodę ze znalezieniem naszego hosta. Po wielkim błądzeniu i braku odpowiedzi na nasze telefony z jej strony, postanawiamy spróbować sami wejść do środka. Okazuje się, że drzwi są otwarte, przygotowana w pokoju dla nas kartka powitalna. Trochę się wystraszyliśmy jak przechodziliśmy do łazienki, a w pokoju obok siedział mężczyzna i nawet nas nie zauważył. Okazało się, że mieszka tam na stałe wynajmując pokój. Ciekawe podejście do życia, nie przejąć się, że ktoś obcy wchodzi mi do domu. 

2 i 3 dzień

Kolejne dwa dni były najbardziej wymagające w czasie całej podróży. Postanowiliśmy zamiast korzystać z helikoptera, wydając przy tym około 200 dolarów za godzinę przyjemności, zmęczyć się trochę ale mieć niewątpliwie większa satysfakcję z przejścia Kalalau Trail. Szlak oferuje widoki nie z tej ziemi. Sam szlak mierzy 18 kilometrów. My niestety na te dwa dni zrezygnowaliśmy z samochodu i mieliśmy do przejścia dodatkowo około 8 km z ostatniego przystanku autobusowego w Hanalei. Na szczęście młoda para z Los Angeles, podrzuciła nas 3 ostatnie km do szlaku. Niestety ulewa rozpętała się taka, że już byliśmy blisko, żeby zawracać. To znaczy bardziej mój znajomy, ja to się poddaję tylko jak już sytuacja jest krytyczna.

Mniej więcej w połowie i na końcu szlaku znajduje się pole campingowe, żeby jednak tutaj spać należy mieć permit, który można uzyskać prędzej przez internet, warto rezerwować wszystko z wyprzedzeniem, ponieważ ilość miejsc jest ograniczona. 

Przejście szlaku zajęło nam 8 godzin, jednak praktycznie co 2 minuty mieliśmy postój, a to żeby porobić zdjęcia a to, żeby schłodzić się w strumyku. Praktycznie z każdym spotkanym na szlaku rozmawialiśmy no i się nazbierało. Czas i tak nienajgorszy. Na tablicy na początku szlaku widniał napis od 6 do 12 godzin drogi.

Z bardziej emocjonującyj chwil, pamiętam spacer przez dżunglę, nie mogłem się powstrzymać od huśtania się na każdej lianie po drodze. Strach budzi odcinek, w którym poruszamy się po klifie, jest bardzo wąsko i stromo, a z góry leci masa kamieni, zrzucanych przez kozice albo po prostu przez wiatr. Trzeba uważać, jeżeli ktoś nie jest pewny swoich umiejętności lub ma lęk przestrzeni nie polecam tego szlaku.

Kiedy ukazało nam się Na Pali Coast w pełnym blasku, zostaliśmy oczarowani, ja nie chciałem dalej iść tylko leżeć na polance i patrzeć na te góry. W życiu nie widziałem piękniejszego miejsca! Trochę nas jednak gonił czas, bo trzeba było jeszcze przed zmrokiem rozbić obóz. Po ostatniej godzinie trekingu dochodzimy do plaży, momentalnie zrzucam buty i pakuję się do Pacyfiku, zimne piwo tak nie cieszyło jak możliwość schłodzenia rozgrzanych, pełnych odcisków stóp.

Nie mamy namiotu więc robimy mały rekonesans, w okolicy znajduje się kilka jaskiń jednak pogoda jest świetna, dlatego decydujemy się na nocleg na plaży pod chmurką w samych śpiworach. Staramy się względnie zabezpieczyć najważniejsze rzeczy przed kradzieżą, chowając je do śpiwora czy przywiązując do siebie.

Widząc jednak jaka panuje tutaj atmosfera porzucamy wszystko i idziemy zobaczyć wodospad. Jak się okazało na miejscu, przy wodospadzie znajdują się specjalne rury, dzięki którym można wziąć kąpiel. Przykładamy taką rurę do skał, po których płynie woda a drugi koniec kierujemy na siebie. Nie można tylko korzystać z mydła ani innych środków czystości. Czułem się jak rozbitek na bezludnej wyspie. Cast Away- poza światem :))

Po kąpieli zaczęło już się ładnie ściemniać dlatego ładujemy się w śpiwory i oglądamy zachód słońca. Po wszystkim jeszcze długo nie mogłem zasnąć podziwiając niebo, tylu gwiazd na raz chyba jeszcze nie widziałem. Do tego co chwilę, mogliśmy oglądać spadające gwiazdy, raz to chyba nawet jakiś meteoryt się spalił, bo błysk był okrutny i kolor zielony, dość specyficzny. A może to było słynne UFO? :) 

Mimo tego, że nie spałem za długo, obudziłem się idealnie wypoczęty. Po szybkim śniadaniu startujemy w drogę powrotną, musimy zdążyć na autobus, ostatni mamy o godzinie 20. 26 km przed nami, no to w drogę.

Droga powrotna zajęła nam 6 godzin, może przez to, że nie robiliśmy w ogóle zdjęć po drodze. Za to zrobiliśmy sobie kilka dłuższych przerw przy strumykach. Powrót już mnie tak nie zmęczył. Po drodze zajadałem się jeszcze owocami, których rosną tam setki- Guava- po polsku Gujawa. Gdybym nie zapytał jednego z turystów czy nie wie co to jest, w życiu bym pewnie nie miał okazji spróbować. Wytłumaczył nam jak to się je, które zrywać, mi posmakowały, znajomy trafił na robala i się zraził.

Szlak kończymy chwilą odpoczynku na Ke'e Beach. Plaża słynie z możliwości zobaczenia żółwi, jednak ja przeszedłem całą i nie spotkałem ani jednego. Trafiłem jednak na wielkiego, śpiącego Lwa Morskiego.

Po chwili odpoczynku wyruszamy w stronę Hanalei, kolejny raz mamy problem ze złapaniem stopa, jednak nie ma się czemu dziwić, kilka razy złapały nas ulewy i umorusani nieprzeciętnie nie byliśmy godni podwózki. Po przejściu kilku kilometrów udaje nam się złapać jednak busika szkolnego i razem z dzieciakami jedziemy. Czekając jeszcze na autobus udajemy się do Bubba Burger, usiadłem nawet w tym samym miejscu, w którym siedział Bill Clinton, to jest coś! :) Po powrocie wykończeni padamy spać.

4 dzień 

To nasz ostatni dzień na Kauai, żeby nabrać siły przed kolejnymi szlakami i eksploracją kolejnych wysp, ten dzień miał być typowo wypoczynkowy. Przecież jesteśmy na Hawajach, więc trzeba się trochę pobyczyć na plaży. Kupujemy spory zapas piwka i jedziemy do Hanalei do zatoki Hanalei Pier, poczuć prawdziwy klimat wakacji. 

  • Wyspa widziana z samolotu
  • Wyspa widziana z samolotu
  • Po wyjściu z lotniska w Lihue
  • Poipu Beach Park
  • Poipu Beach Park
  • Waimea Canyon
  • Waimea Canyon
  • Waimea Canyon
  • Waimea Canyon
  • Waimea Canyon
  • Kalalau Valley Lookout
  • Kalalau Valley Lookout
  • Kalalau Valley Lookout
  • Polihale Beach State Park
  • Polihale Beach State Park
  • W drodze z Hanalei na Kalalau Trail
  • W drodze z Hanalei na Kalalau Trail
  • Kalalau Trail- Na Pali Coast
  • Kalalau Trail- Na Pali Coast
  • Kalalau Trail- Na Pali Coast
  • Kalalau Trail- Na Pali Coast
  • Kalalau Trail- Na Pali Coast
  • Kalalau Trail- Na Pali Coast
  • Kalalau Trail- Na Pali Coast
  • Kalalau Trail- Na Pali Coast
  • Kalalau Trail- Na Pali Coast
  • Kalalau Trail- Na Pali Coast
  • Na końcu można spać w jaskini
  • Wodospad, w którym można się umyć
  • To są okolice campingu :)
  • Zachód Słońca Kalalau Trail
  • Zachód Słońca Kalalau Trail
  • Lew Morski- Ke'e Beach
  • Hanalei Pier
  • Hanalei Pier

1 dzień

Po przylocie do Kahului, wypożyczamy samochód, tym razem mamy już ze sobą potwierdzenie planu opuszczenia wyspy dlatego samochód dostajemy bez problemu. Znowu udaje się nam trafić na Chryslera 200 zamiast Toyoty Yaris.

Nie chcemy tracić czasu tak więc od razu kierujemy się na poszukiwanie... czegoś do zjedzenia. Jak to zwykle bywa, z pomocą przychodzi McDonald's. Po szybkim posiłku ruszamy w kierunku Iao Valley, obowiązuje tutaj opłata parkingowa 5 dolarów (w tym wstęp dla wszystkich pasażerów). W internecie czytałem, że to wszystko ma zajmować około 2 godzin, nam zajęło może z godzinę z pół godzinnym odpoczynkiem i czasem na zdjęcia.

Resztę dnia spędzamy na plaży, usilnie próbując popełnić samobójstwo z własnej głupoty. Wszędzie czerwone flagi, ratownicy w budce głosili, żeby się nie kąpać, chyba że jesteśmy pewni swoich umiejętności. Widzimy jednak, że dużo ludzi się tapla w wodzie, więc po krótkim namyśle i stwierdzeniu: "Co? Ja tam nie wejdę?" wchodzimy. Z dala fale wydawały się spore, ale nie aż tak spore jak będąc bezpośrednio pod nimi..  Fale przekraczały mój wzrost jakieś 3 razy co najmniej. Wszystko było pięknie do momentu jak nie przyszły 2 olbrzymy jeden po drugim. Pierwszy wciągnął nas głębiej w ocean a druga fala uderzyła dokładnie w nas, nie wiem co się działo ze mną od momentu uderzenia fali do momentu jak wynurzyłem się na brzegu z poodzieranym łokciem i twarzą. Na szczęście nic poważnego się nie stało, a ja już więcej z kąpieli na tej plaży nie skorzystałem, podobnie jak mój znajomy zresztą. Po wyjściu postanowiliśmy się chwilę osuszyć i poszukać prysznica, żeby wypłukać piasek z każdego możliwego zagłębienia ciała, o włosach nie wspominając... Znajdujemy fajną zatoczkę kamienistą i dużo wody stojącej, między głazami tak więc tak się dokładnie szorujemy. Na dzisiaj dość przygód, jedziemy się wyspać.

2 dzień 

Rano jeszcze trochę obolały budzę kumpla, wsiadamy w samochód i jedziemy zobaczyć Haleakala National Park. Trochę czasu zajmuje nam dotarcie na miejsce, cudowny jest moment gdy przez chmury przebijamy się samochodem ponad nie i nagle zalewa nas Słońce. Płacimy 10 dolarów za wjazd, za samochód. Dojeżdżamy na sam szczyt, podziwiając widoki, po czym zjeżdżamy trochę niżej na parking, z którego zaczyna się nasz szlak Sliding Sands Trail. Zajmuje on podobno 8 godzin, my jednak niestety nie mamy tyle czasu, więc zakładamy sobie po uprzednim przejrzeniu setek zdjęć punkt, do którego chcemy dotrzeć. Zajmuje nam to wszystko około 3 godzin, trochę przedłużyło się wszystko ponieważ co chwilę atakowały chmury zasłaniając wszystko co było dalej niż 2 metry od nas. W końcu po przeczekaniu mgły wyłaniają się genialne widoki, robimy zdjęcia i wracamy do samochodu.

Teraz kierujemy się na słynną "Road to Hana", nie polecam dojazdu od zachodu wyspy, droga momentami się gubi i jedziemy po polach. Zresztą jak się na koniec okazało po otworzeniu mapy, którą dostaliśmy w wypożyczalni, odcinek ten był zabroniony do użytku dla samochodów z tej wypożyczalni. Na szczęście nic złego się nie stało. Dojeżdżamy na początek szlaku Pipiwai Trail. Szlak prowadzi przez Las Bambusowy, kończąc się pod wodospadem Waimoku. 

W lesie bambusowym, nawet w dzień warto mieć latarkę ponieważ momentami jest ciemno jak w nocy. Szlak jest krótki, łatwy i przyjemny, droga tam i spowrotem razem z kąpielą w wodospadzie zajęła nam około 2,5 godziny. Szlak znajduje się również w Parku Narodowym Haleakala, nasz bilet na szczęście jest ważny przez 3 dni, więc wjeżdżamy na tym samym.

Powrót z parkingu przy szlaku do Kahului zajął nam prawie 3 godziny, droga to jeden wielki zakręt, co chwilę mosty, przez które może przejechać tylko jeden samochód, generalnie horror. Po dojeździe dziękowałem Bogu, że nie wykręciłem barku albo łokcia czy nadgarstka przy manewrowaniu samochodem. 

  • Iao Valley
  • Iao Valley
  • Iao Valley
  • Iao Valley
  • Makena Beach
  • Makena Beach
  • Makena Beach
  • Makena Beach
  • Haleakala National Park+ Nene
  • Haleakala National Park
  • Haleakala National Park
  • Haleakala National Park
  • Haleakala National Park
  • Haleakala National Park
  • Haleakala National Park
  • Haleakala National Park
  • Haleakala National Park
  • Pipiwai Trail
  • Pipiwai Trail ktoś wie co to za drzewko?
  • Pipiwai Trail
  • Pipiwai Trail Bamboo Forest
  • Pipiwai Trail Bamboo Forest
  • Waimoku Falls Pipiwai Trail

1 dzień

Znowu wypożyczamy samochód i obieramy kurs do wodospadów Akaka. Tym razem trafiliśmy na Nissana Versę, nie jest to Chrysler 200, ale i tak lepsze niż zarezerwowana Toyota Yaris.

Z Hilo do wodospadów jest całkiem niedaleko, tak więc szybko dojeżdżamy na miejsce, płacimy 5 dolarów za parking i ruszamy zobaczyć wodospad. Muszę przyznać, że na zdjęciach, które prędzej obejrzałem w sieci spodziewałem się czegoś więcej. Nieco zawiedzieni wracamy do samochodu i jedziemy, aż do Waipio Valley, tutaj tylko wysiadamy, z parkingu schodzimy po schodach na punkt widokowy i wracamy. Chciałem zjechać na dół, ale do tego potrzebne jest auto terenowe i generalnie na dole też jest problem. Bo główną atrakcją jest wodospad, jednak żeby dojść na szlak, trzeba przejść przez kilka prywatnych posesji, a podobno nie jest się tam akurat miłym gościem.

Wracamy więc w stronę Hilo, a nawet dwa razy dalej. Naszym celem jest Punalu'u Beach Park. Praktycznie co pół godziny drogi robimy postoje, bo tego dnia nie jestem w formie i chce mi się okrutnie spać. Może to też wina drogi, która praktycznie cały czas wiedzie prosto.

Około godziny 16 nareszcie dojechaliśmy, strasznie wieje, więc na kąpiel się nie decydujemy. Podziwiamy czarny piasek, moczymy nogi i znajdujemy grupkę żółwii. Nie udało się na Kauai, udało się tutaj :))

Na koniec dnia zaplanowaliśmy zobaczyć Kilauea Crater. Wstęp do parku tego dnia był darmowy, w sumie i tak nam to nic nie dało bo bilet jest ważny tydzień a kolejnego dnia musieliśmy go i tak kupić. Najlepszy widok podobno na krater jest z punktu widokowego przy Thomas Jaggar Museum. Robimy kilka zdjęć za dnia, pada mi akumulator w aparacie, wyciągam zapasowy i prrt mimo tego, że 2 dni temu ładowałem go do pełna jest pusty. Wkurzony nieziemsko, że nie zrobię zdjęć krateru wulkanu nocą zaczynam kombinować, niestety w muzeum nie było się gdzie podłączyć z ładowarką więc wyłączam aparat i czekam na całkowity zmrok. Udało się zrobić kilka fot, lecz żadna nie jest taka jak tego chciałem, statyw był, ale nie było czasu ustawiać odpowiednio aparatu, zmieniałem akumulatory na zmianę trąc je w dłoniach, wkładając robiąc jedno zdjęcie aparat padał.. Oszukać przeznaczenie...

Po stwierdzeniu, że wysiłki nie przyniosą już lepszego efektu pakujemy siędo auta i jedziemy na nocleg. Mamy spać w domku "Bali" na ogródku posesji. Na miejscu okazuje się, że nikogo nie ma w domu, a dodatkowo czujemy się jakbyśmy byli obok wielkiego statku kosmicznego. Dźwięk był niesamowity.. Drugiego dnia dowiedzieliśmy się, że ten dźwięk to wina małych żabek Coqui, które mieszkają w kwiatach, dookoła posesji. Jeżeli ktoś jest ciekawy, w jakich warunkach spaliśmy odsyłam wpisać na youtube 'coqui frog noise'', na żywo jest jeszcze gorzej! Dodatkowo jedna z takich żabek spadła mi z sufitu prosto na laptopa i ewidentnie nie chciała się ze mną rozstawać. Co dziwne w ciągu dnia nie ma śladu po tych płazach. Wracając do noclegu, przy wejściu do domu naszego hosta, zauważyliśmy zgaszoną latarkę i kartkę papieru przygniecioną kamieniem z instrukcjami. Musieliśmy iść pod domek z tą latarką, przy akompaniamencie setek żabek... Po wejściu do domku, znaleźliśmy kolejną kartkę z opisem jak trafić do łazienki i jak w ogóle odkręcić wodę. Łazienka to za dużo powiedziane... Była to słuchawka prysznica zamontowana na ścianie małego pomieszczenia gospodarczego, od zewnątrz! Kąpaliśmy się w całkowitych ciemnościach, świecąc jedynie latarką będąc otoczonymi dziwnymi dźwiękami, jeszcze nie wiedzieliśmy czego! Wyobraźcie sobie jak się czuliśmy... Jedno z ciekawszych przeżyć :)

P.S według internetu zagęszczenie tych żabek dochodzi, aż do 20 tysięcy na hektar...

2 dzień

Po nawet dobrze przespanej nocy (po czasie przyzwyczaiłem się do żab, stało się to wręcz usypiające), jedziemy spowrotem do Parku Narodowego Wulkanów, tym razem kupując bilet za 10 dolarów. 

Zwiedzanie parku rozpoczynamy od szlaku Kilauea Iki Trail, jest to szlak na dno krateru, pogoda jest fatalna, deszcz i mgła takie, że nie widać nic na 2 metry. Dobrze, że i tak idzie się lasem, więc widoków się nie spodziewaliśmy. Na dole krater robi wrażenie, jednak ta pogoda trochę nas zniechęca. Postanawiamy się trochę przejść, do miejsc, w których para wodna wylatuje z dziur w ziemi i wracać. Na szczęście się przepogadza i postanawiamy dokończyć szlak. Para jest okrutnie gorąca, wydawało nam się, że widzimy ją tylko dlatego, że jest zimno i mokro i po prostu ciepło się unosi. Jednak jest naprawdę gorąca i trzeba uważać, żeby się nie sparzyć.

Kolejnym punktem jest Lava Tube, tunel wydrążony przez płynącą lawę.

Ostatnim miejscem jakie oglądamy na wyspie jest, pole lawy, które dostało się do drogi i całkowicie ją zablokowało, na koniec wpływając do Pacyfiku.

Tej nocy raczej się nie wyśpimy, bo o 2 musimy wyjechać na lotnisko, ponieważ wylatujemy z przeciwnej strony wyspy..

  • Akaka Falls
  • Waipio Valley
  • Punalu'u Black Sand Beach
  • Żółwie
  • Żółw
  • Punalu'u Black Sand Beach
  • Punalu'u Black Sand Beach
  • Punalu'u Black Sand Beach
  • Kilauea Crater
  • Kilauea Crater
  • Kilauea Crater
  • Kilauea Iki Trail
  • Kilauea Iki Trail
  • Kilauea Iki Trail
  • Kilauea Iki Trail
  • Thurston Lava Tube
  • Kilauea
  • Zastygła lawa
  • Zastygła lawa
  • Palmy
  • Zastygła lawa
  • Zastygła lawa
  • Zastygła lawa

1 dzień 

Do Honolulu przylecieliśmy bardzo wcześnie, bo już około 7 rano. Cały dzisiejszy dzień, poświęcimy na zwiedzanie tego miasta.

Wsiadamy od razu w autobus miejski i jedziemy w stronę Pearl Harbor. Na godzinę 9:30 mamy zarezerwowany prom do Arizona Memorial, płynąc tutaj mamy dobry widok na U.S.S Missouri, okręt który służył wiele lat marynarce USA. Na pokładzie tego statku 2 września 1945, Japonia podpisała akt kapitulacji, który zakończył II Wojnę Światową. 

My jednak wybraliśmy Arizona Memorial, jest to pomnik zbudowany na wraku U.S.S Arizona, który został zatopiony i doszczętnie zniszczony w czasie ataku japończyków na Pearl Harbor 7 grudnia 1941 roku o godzinie 8:10. Wrak nie został wyciągnięty, wielu ludzi nadal spoczywa tam gdzie zginęło... Tutaj niestety znowu mieliśmy nieprzyjemne doświadczenia z azjatami, proszono o zachowanie ciszy. Nikt zresztą nie powinien nawet nikogo o to prosić, na prawdę mam wrażenie, że w Polsce przedszkolaki mają więcej wyczucia niż ta grupa wycieczkowa. Byli kilkukrotnie upominani przez strażnika, gdy to nic nie dało, wyprowadził kilku z nich i nie wrócili już aż do odpłynięcia ich promu. Reszta grupy kompletnie się tym nie przejęła, wybuchając głośnym śmiechem i żywiołowo dyskutując na temat tak przypuszczam pojmanych.. Po prostu wstyd..

Po zakończeniu naszej wycieczki po Pearl Harbor, wsiadamy w autobus i jedziemy w kierunku centrum Honolulu. Wysiadamy przy Aloha Tower, dalej spacerujemy do Iolani Palace. Pałac był siedzibą władz panujących na Hawajach w XIX wieku. 

Teraz, po całym dniu chodzenia, czeka nas chwila błogiego lenistwa na chyba najpopularniejszej plaży na całych Hawajach- Waikiki Beach. Smażymy się tutaj, aż do wieczora.

2 dzień 

To jest nasz ostatni dzień na Hawajach. Poświęcamy go na objazd interesujących nas miejsc na reszcie wyspy. Zaczynamy od dojechania na parking pod Diamond Head. Czeka nas ładny spacer pod górę, żeby wejść na punkt widokowy, skąd mamy świetny widok na Honolulu. Dla nas po Kalalau Trail nic strasznego :)

Kolejnym miejscem, które chcemy odwiedzić jest Valley of Temples, a konkretnie Byodo-In Temple. Poznajemy tam parę, Ona z Peru, On z Argentyny. Rozmawiamy chwilę o podróżach, po czym okazuje się, że rodzice miłego starszego pana pochodzą z Krakowa. Tak więc zamieniamy kilka słów na temat tego jak to się stało, że wyjechali. Dużo nas pytał o to jak wygląda obecnie życie w Polsce. Miły akcent.

Wsiadamy znowu do samochodu i jedziemy do Ho'omaluhia, po drodze pytając o wskazówki dojazdu prawie połamałem język, na szczęście więcej tej nazwy nie musiałem powtarzać :) Wstęp do ogrodu jest darmowy. Interesuje nas głownie The Pond, które tworzy malowniczy krajobraz z górami za sobą i dziką roślinnością pomiędzy.

Na pożegnanie z wyspą chcemy trochę poleżeć na plaży, po dokładnym przeglądzie plaż Oahu, wybór padł na Lanikai Beach.  Rajski kolor wody, piasek i palmy, to było to czego nam było trzeba na koniec podróży. Spędzamy tutaj czas do 16 i niestety musimy wracać do domu... 

 

  • U.S.S.Missouri
  • U.S.S Arizona
  • ropa
  • Arizona Memorial
  • Aloha Tower
  • Iolani Palace
  • Iolani Palace
  • Iolani Palace
  • Iolani Palace
  • Waikiki Beach
  • Waikiki Beach
  • Waikiki Beach
  • Diamond Head widok na Honolulu
  • Diamond Head widok na Honolulu
  • Byodo-In Temple
  • Ho'omaluhia Garden
  • Ho'omaluhia Garden
  • Lanikai Beach
  • Lanikai Beach
  • Lanikai Beach
  • Lanikai Beach
  • Lanikai Beach

Podróż do domu była istną męczarnią... Wylecieliśmy z Honolulu we wtorek 1 października, do domu wszedłem w piątek 4 października o 5 rano.

Po drodze mieliśmy jeszcze 9 godzinną przerwę w Los Angeles, plany były ambitne jednak spasowaliśmy ze zwiedzaniem miasta. Pojechaliśmy jedynie na Venice Beach, gdzie pooglądaliśmy surferów, zjedliśmy małe co nie co, przeszliśmy się plażą i wróciliśmy na lotnisko.

 

Krótkie podsumowanie: Na wyprawę przeznaczyliśmy niecałe 10 000 zł. Zaczęła się 11 września a skończyła 4 listopada wcześnie rano. Stołowaliśmy się głównie w fast foodach, mimo tego zrzuciłem prawie 7 kg.. Śniadania i kolacje we własnym zakresie, przeważnie były to dania gotowe do odgrzania w mikroweli, lub zupki chińskie. Ewentualnie chleb z szynką czy innymi specjałami. 
Generalnie w Stanach ciężko kupić jakiekolwiek mięso. W supermarketach panuje moim zdaniem istny burdel, np. jest rząd z jedzeniem np. pasztety, sery nagle przechodzimy w rząd z oponami, a zaraz za tym mamy zupki chińskie itd... Ciężko to opanować ale da się przyzwyczaić. Mięsa typowego nie znalazłem nigdzie.. Raz zrobiliśmy sobie spaghetti, ale mięso mieliśmy z puszki. Smakowało chyba podobnie do tego co spożywa mój pies, przynajmniej tak wnioskuję po zapachu.

Podróż wyglądała tak: z Katowic Polskim Busem do Warszawy, z Warszawy British Airways do Londynu, tą samą linią do Chicago. Z Chicago do Cleveland Megabusem, z Cleveland do Buffalo Greyhound, z Buffalo do Niagara Falls i odwrotnie autobus miejski. Z Buffalo do Nowego Jorku przez Filadelfię Megabusami, z Nowego Jorku do Filadelfii, a także z Filadelfii do Waszyngtonu Megabusem. Na Hawaje lecieliśmy z Waszyngtonu na pokładzie American Airlines przez Los Angeles. Z Oahu na Kauai lecieliśmy Island Air, pozostałe przeloty między wyspami to Hawaiian Airlines. Powrót do Polski American Airlines z Honolulu do Los Angeles, a następnie British Airways do Londynu, skąd także na pokładzie British Airways dolecieliśmy do Warszawy. Do Katowic ponownie zawiózł nas Polski Bus.

Przed wyprawą marzyłem zawsze o życiu w wielkim mieście, takim jak Nowy Jork, teraz marzę o życiu, które wiodą ludzie na Kauai. Spokojnie, bezstresowo. Skoro życie jest takie krótkie, po co nam wszystkim ten wyścig z czasem o wszystko?

 MAHALO za uwagę, jeżeli ktoś dotrwał do końca :)) Jeżeli ktoś ma jakieś pytania, piszcie śmiało chętnie odpowiem lub coś podpowiem jeżeli będę umiał :)

  • Venice Beach

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. pt.janicki
    pt.janicki (01.03.2016 20:55)
    ...wcale nie było trudno dotrwać do końca podróży! ... :-) ...
  2. afra_88
    afra_88 (17.05.2014 16:27)
    Super zdjecia, wspaniala przygoda!!! Gratuluje spelnienia marzen!
  3. kahlan77
    kahlan77 (17.01.2014 8:41)
    Swietna podróż po USA i Hawaii,pozdrawiam
  4. januszwalentyn
    januszwalentyn (04.01.2014 17:19)
    Przepiekna podroz, swietny opis i wspaniale zdjecia. Pozdrowienia ze Szkocji
  5. lmichorowski
    lmichorowski (18.11.2013 17:35)
    Napisałem i o Dixie. Skoro nie ciągnie Cię na Florydę, pomyśl o innych rejonach Południa. Ale jeśli nie byłeś na tzw. Dzikim Zachodzie, to jest to absolutny priorytet. Pozdrawiam.
  6. timu
    timu (18.11.2013 7:31) +2
    Voyu, może lepiej nie starać się o nową jak w najbliższym czasie się nie wybierasz? Może w końcu zniosą...

    Leszku, na Florydę mnie nie ciągnie, chociaż oprócz Dzikiego Zachodu, chodzi mi po głowie jeszcze jeden rejon USA- Alaska :)

    Anka, marzenia trzeba spełniać, życzę Ci żeby udało Ci się to zrealizować :) Ja to mieszkać bym tam raczej nie chciał, ale miasto robi niesamowite wrażenie, szczególnie nocą :)
  7. anka.g1
    anka.g1 (17.11.2013 14:07) +4
    Niesamowita podróż. Czytałam dziś rano artykuł o Nowym Jorku, o tym, jak dobrze się w nim żyje. Po nim i po Twojej opowieści, jeszcze bardziej marzę, by kiedys chociaż "liznąć" Ameryki, najlepiej odwiedzając właśnie Big Apple ;)
  8. voyager747
    voyager747 (16.11.2013 22:43) +2
    Dokładnie, moja się skończyła już, a po nową na razie nie poszedłem
  9. lmichorowski
    lmichorowski (16.11.2013 15:12) +2
    No i skoro masz ważną wizę warto też pomyśleć o Dixie i Florydzie.
  10. timu
    timu (16.11.2013 12:00) +3
    Dzięki wszystkim serdeczne! :)

    Michał, teraz na tapetę biorę trochę zimniejsze strony, miała być Islandia a będzie Norwegia :)) 3 tygodnie z namiotem, góry, fiordy i lodowce :)
    Co do wiz faktycznie, trochę to jest upokarzające, ale jakoś przemogłem niechęć i dostałem na 10 lat, w sumie bez większych problemów, chyba faktycznie trzeba ściemniać, żeby tej wizy nie dostać :)

    Voy
    Zachód mam nadzieję, uda się zdobyć w 2015 roku :) Muszę korzystać póki wiza ważna :)
  11. eli_ko
    eli_ko (15.11.2013 11:43) +3
    Mogę Ci tylko pogratulować i pozazdrościć tak wspaniałej podróży, oraz życzyć spełnienia reszty marzeń :))
  12. avill
    avill (14.11.2013 22:14) +3
    Przejrzałam, przeczytałam, i cóż fantastycznie.
    Życzę Ci spełnienia kolejnych podróżniczych marzeń :)
  13. avill
    avill (12.11.2013 22:39) +3
    Bardzo się ciesze, ze dotarłeś do wymarzonych Stanów. Marzenia się spełniają!!!
    Przeczytałam i przejrzałam tylko część, ale na pewno tu wrócę.
  14. treize
    treize (08.11.2013 22:35) +3
    Timu,jesteś niesamowity !
    Przeczytałam jakiś czas temu relację z Twojej amerykańskiej podróży.I zdjęcia też obejrzałam.Zajrzę kiedyś na plusownie.Pozdrawiam i życzę Ci wielu podobnych niesamowitych podróży :)
  15. koziolkipoz
    koziolkipoz (07.11.2013 22:48) +3
    podroz do pozazdroszczenia-- szczegolnie piekny jest fragment hawajski--jest teraz pewnie co wspominac
  16. lmichorowski
    lmichorowski (07.11.2013 20:26) +2
    Piękna podróż. Mimo, że miałem okazję zobaczyć prawie wszystkie z tych miejsc (z wyjątkiem Chicago) chętnie wybrałbym się tam jeszcze raz. Dzięki za piękne zdjęcia, które odświeżyły wspomnienia. Pozdrawiam.
  17. voyager747
    voyager747 (06.11.2013 22:35) +4
    a propos mięsa, to źle szukaliście, my byliśmy parę razy w sklepach w Nowym Jorku, czy Los Angeles i tam mięso było, najczęściej duże porcje dla dużych rodzin.
  18. voyager747
    voyager747 (06.11.2013 22:33) +4
    To teraz jeszcze został Ci zachód: Arizona, Utach, Kalifornia itp.
  19. adaola
    adaola (06.11.2013 17:01) +2
    Wspaniała podróż! Gratuluję spełnienia marzeń:)
    Czytam i oglądam trochę na raty:) Jutro wrócę.Pozdrawiam!
  20. renata-1
    renata-1 (06.11.2013 12:20) +3
    gratuluję wyprawy, marzenia nas napędzają, a spełnione dodają jeszcze więcej sił, bo widać, że można. Piękne zdjęcia, a najpiękniejsze są wyspy (chyba na starość coraz mniej lubię duże miasta), pozdrawiam
  21. timu
    timu (06.11.2013 9:19) +2
    Smoku, jeszcze odnośnie mięsa, mięso było, ale w każdej postaci puszkowej i konserwowanej jak się tylko dało. Nie znaleźliśmy w żadnym supermarkecie takich stoisk z mięsem jak u nas, a na półkach, czy w zamrażarkach też nigdzie nic nie było... Może po prostu źle szukaliśmy :))
  22. timu
    timu (06.11.2013 9:17) +1
    Michał, też kiedyś polecisz, marzenia trzeba spełniać! :D Ja już zaczynam planować kolejny wyjazd z listy marzeń, ekipa już zebrana :D A o Stanach dalej marzę, zejść na dno wielkiego kanionu, zaliczyć konną przejażdżkę przez Monument Valley, spotkać misia w Yellowstone, to jest w tej chwili cel numer jeden, ale to dopiero jak dobrze pójdzie za 2 lata :)
  23. timu
    timu (06.11.2013 9:15) +2
    Dzięki wszystkim za słowa uznania :D Co do ceny to tak 10 000 zł to cena całkowita za osobę, z czego równo połowa poszła na przeloty (wszystkie). Myślę, że to nie jest dużo, jedyna rzecz, której sobie odmówiliśmy a bardzo chcieliśmy to lot helikopterem nad Na Pali Coast, zamiast tego wybraliśmy Kalalau Trail, niezła mordęga, ale teraz nie żałuję- po prostu mam większą satysfakcję z tego, że zobaczyłem to miejsce trochę się męcząc przez pełne dwa dni, niż wsiadając w helikopter oblecieć wszystko w 40 minut.

    Noclegi rezerwowałem przez airbnb.com bardzo ciekawa opcja, a także dużo tańsza niż hostele/ hotele. Często mieliśmy okazję rozmawiać z miejscowymi ludźmi, którzy nas gościli w swoich domach. Dowiedzieliśmy się sporo ciekawego o miejscach, do których po kolei przyjeżdżaliśmy.

    Ja nie potrafię tak wybrać konkretnego miejsca, z tej podróży. Nie ma co porównywać Hawajów z kontynentem i wielkimi miastami. Jeżeli chodzi o mnie to z miast oczywiście Nowym Jorkiem byłem oczarowany- szczególnie nocą. Natomiast Kauai zgniata wszystkie pozostałe wyspy swoim pięknem, ale to tylko moje zdanie :D

    Voy, Hanauma była na początku w planie, jednak później z tego zrezygnowałem wybierając Lanikai, trochę mało czasu mieliśmy na plażowanie, ale ja w sumie preferuję aktywny wypoczynek :))
  24. s.wawelski
    s.wawelski (05.11.2013 19:53) +3
    I podobnie jak Chelsea, tez sie zastanawiam za co te 10000 zl. Czy wszystkie przeloty samolotami (lacznie z Polski) tez sa w to wlaczone?
  25. s.wawelski
    s.wawelski (05.11.2013 19:49) +3
    To Twoja flagowa podroz - szczere gratulacje za hart ducha i podroznicza zylke. Ponadto podroz jest ciekawie opisana z przygodami i zywo okraszona bardzo dobrymi i swietnie dobranymi zdjeciami. Innymi slowy uczta dla oka i ucha :-) Zycze Ci nastepnych takich wyjazdow!

    Oczywiscie nie moge dyskutowac z Twoimi wrazeniami z podrozy po USA, niemniej w jednym punkcie opanowalo mnie spore zdziwienia gdy napisales pod koniec, iz w USA nie ma typowego miesa... Z mojego doswiadczenia powiedzialbym, ze trudno jest wrecz znalezc bardziej miesny kraj na swiecie niz Stany. To troche tak jakby Amerykanin po 2 miesiacach w Polsce stwierdzil, ze w sklepach spozywczych w naszym kraju nie ma serow ani wedlin jako takich...
  26. rodos13
    rodos13 (05.11.2013 13:59) +6
    Szymonie, wspaniałą ucztę nam sprawiłeś :) Również gratuluję podróży :) Piękne zdjęcia :)
  27. turysta1310
    turysta1310 (05.11.2013 7:38) +6
    Krajobrazy i zdjęcia piękne Michale.

    Pozdrawiam Tadek
  28. adaola
    adaola (04.11.2013 19:21) +7
    Gratuluję wspaniałej przygody i pięknej podróży!:)
    Jutro wrócę doczytać i obejrzeć do konca.Pozdrawiam!
  29. iwonka55h
    iwonka55h (04.11.2013 13:59) +5
    to prawda Michale i podróż niesamowita i piękne zdjęcia, aż się przyjemnie ogląda.
  30. iwonka55h
    iwonka55h (04.11.2013 10:45) +6
    Szymonie, przeczytałam całość, od dechy do dechy, jednym tchem. Piękna i ciekawie opisana relacja, że o zdjęciach nie wspomnę.
  31. czerwony_arbuz
    czerwony_arbuz (04.11.2013 9:40) +6
    Piękne:) Dla mnie nr 1 to Nowy Jork; ale to chyba przez to, że zawsze chciałam zobaczyć to miasto. Zdjęcia super!
    Co do ceny to jak rozumiem wyszło Wam 10tys na osobę?
  32. hooltayka
    hooltayka (04.11.2013 5:05) +5
    Piękna przygoda i piękna podróż.
    Wielkie miasta to nie moja bajka,ale potem jest już bajkowo.
    Gratuluje i pozdrawiam-)
  33. voyager747
    voyager747 (03.11.2013 16:50) +6
    szkoda, że Hanumy na O'ahu nie zobaczyliście, ale i tak pięknych miejsc mnóstwo.
  34. voyager747
    voyager747 (03.11.2013 16:46) +6
    Super podróż, pogodę jak zwykle miałeś piękną, obejrzałem z przyjemnością.