Po 3 dniach wracamy do Darwin. Mamy poltora dnia na odpoczynek i zaplanowanie nastepnego skoku do Broome. Najtansza opcja a jednoczesnie bardzo praktyczna wydaje sie byc autobus. Kupujemy "pass" na 2000 km i planujemy 2 przystanki na 2 noce w Katherine i 2 noce w Kununurra.
Stacja autobusowa jest w cetrum miasta. Po chwili nadjezdza nasz autobus. Prezentuje sie niezwykle. Cos co go odroznia od typowych dalekobieznych autobusow z innych stron swiata to opancerzony przod! Wiekie zderzaki ze stalowych rur o srednicy 10 cm zakrywaja szczelnie cala maske az po przednia szybe. To robi wrazenie!
Pierwszy odcinek ma 300 km i niedlugo jestesmy na miejscu. Jedziemy taksowka do osrodka skladajacego sie z "mobile homes". Zapisujemy sie na wycieczke po Katherine Gorge. Jest to piekny skalny wawoz, przez ktory przecina sie rzeka Katherine. Przy odrobinie uwagi mozna zauwazyc na skalach kangury skalne a na wystajacych nad woda polkach skalnych wygrzewajace sie "freshies" czyli slodkowodne krokodyle.
Wieczorem wracajac taksowka z kolacji pytamy kierowcy, ktora jest kobieta czy zna jakies miejsce z dobrym deserem, bo dzis sa Marioli urodziny. Ta sie chwile zastanawia i mowi, ze za duzo wyboru w tej dziurze o tej porze nie ma, ale sprobujemy w dwoch miejscach, po czym wylacza licznik -to prezent ode mnie -mowi. Niestety w zadnym miejscu nic nie bylo, wiec wracamy do naszego hotelu na kolkach. Wstepujemy jeszcze do malej restauracji w naszym hotelu aby sprawdzic czy cos maja dla nas aby uczcic urodziny. I rzeczywiscie jest pare tortow. Zastanawiamy sie nad wyborem. Wtem starsza pani, ktora stoi za lada odzywa sie do nas po polsku. Urodzila sie w czasie wojny w Niemczech, a po wojnie wraz z rodzicami wyemigrowala do Australii...
Ranek jeszcze spedzamy moczac sie w przeplywajacym nieopodal osrodka strumyku, w ktorym plynie woda z goracego zrodla. Jemy sniadanie na tarasie naszego domku i zamawiamy taksowke na przystanek autobusowy.
Do Kununurra jest 600 km i podroz zajmuje nam caly dzien. Po drodze mijamy Gregory Ranges - pasmo czerwonych gor. W pewnym momencie zaczynaja sie cale lasy baobabow, tu zwanych "boab". Nie wiadomo dokladnie jak baobab dotarl do Australii, ale wedlug naukowcow stalo sie to okolo 5000 lat temu i jest to jedyny gatunek baobabu, ktory nie rosnie na Madagaskarze.
Gdy docieramy na miejsce jest juz ciemno. Autobus wyrzuca nas gdzies w "buszu" przy drodze, gdzie jest tylko stacja bezynowa. Droga ewidentnie omija "miasto" w odleglosci kilku kilometrow, o czym wczesniej nie wiedzielismy. Pusto wszedzie, glucho wszedzie - chcialoby sie rzec. Pod budynkiem siedzi tylko kilku Aborygenow, ktorzy w milczeniu patrza sie gdzies w ciemna dal. Ide na stacje i pytam jak sie mozna stad dostac do miasta. Kasjer podaje mi telefon i numer telefonu na taksowke. Po drugiej stronie odzywa sie ktos wsrod trzaskow. Ewidentnie taksowkarz rozmawia ze mna przez krotkofalowke. Ja kompletnie nic nie moge zrozumiec co on mowi, wiec staram sie wyraznie podac miejsce, gdzie jestesmy. Teraz czekamy zastanawiajac sie co bedzie dalej. Po kilkunastu minutach z mroku wylania sie sie samochod. Wysiada mezczyzna w srednim wieku.
-Hi mates! Tak, to ze mna rozmawiales przez telefon...
Az dziw bierze, ze wszystkie malutkie miasteczka w Australii sa takie rozlegle. Moze mieszka tu z 4000 ludzi a odleglosci sa jak w powiatowym miescie w Polsce.
Po sniadaniu udajemy sie na wczesniej zaaranzowana wycieczke nad jezioro Argyle - drugi co do wielkosci zbiornik slodkiej wody w calej Australii. Hoduje sie tu ryby baramundi, ale aby te nie staly sie smacznym i latwym przekaskiem dla licznie mieszkajacych tu krokodyli, trzyma sie je w plywajacych klatkach... Do Kununurra wracamy motorowka po rzece Ord, ktora plynie wewnatrz pelnego zakretow kanionu. W pewnym momencie rzeka rozlewa sie szeroko tworzac jakby wewnetrzna delte cos w stylu Pantanal, tylko na mniejsza skale. Tu zostajemy na zachod slonca. Ach, ta Australia! W moim prywatnym kajeciku zasluguje na przydomek "Kraina Zachodzacego Slonca"... Co zachod to niezapomniane wspomnienie!
Glowna przyczyna naszego przystanku w Kununurra nie jest jednak ani Ord ani Argyle lecz slynny park narodowy Purnululu zwany rowniez Bungle Bungles. Z Kununurra jest tam okolo 300 km, wiec lecimy do parku malym samolotem. Z pilotem jest nas razem 8 osob - 2 pary z Melbourne i jedna Nowozelandka. Przed wejsciem do samolociku pilot pyta nas kto ile waży, po czym rozdziela nam miejsca...
Lot trwa 2 godziny. Lecimy na wysokosci 2 km, skad sa piekne widoki na kolorowe gory i przepasciste wawozy. To tu krecono scene galopujacego stada bydla w filmie "Australia". Wsrod atrakcji widokowych jest jeszcze najwieksza na swiecie odkrywkowa kopalnia diamentow. Laczna ilosc wydobycia tych kamieni wynosi ponad polowe calej swiatowej produkcji, lecz ich wartosc stanowi zaledwie 2-3 %. Sa to glownie malowartosciowe okruchy majace jedynie wartosc przemyslowa.
Ladujemy na malym zwirowym lotnisku, gdzie czeka na nas pogodna dziewczyna ze starą jak świat Toyotą. Jedziemy okolo 40 kilometrow po wertepach a pozniej idziemy pieszo. Park Purnululu jest otwarty jedynie w porze suchej gdyz gdy zaczyna sie pora deszczowa sciezki prowadzace wsrod kolorowych skal zamieniaja sie w dno rwacych rzek. Wapienne wnetrze skal jest niezwykle delikatne i przed galopujaca erozja chroni je twarda, lecz bardzo cienka czerwona skorupa. Gdy ta ulegnie uszkodzeniu, wowczas erozja postepuje bardzo szybko, nieublaganie drozac w skale coraz to glebsza dziure, az skala zostanie przebita na wylot. Takie okna sa dosc czestym widokiem. Na lunch idziemy na koniec kanionu zwanego Cathedral Gorge, gdzie jemy niezapomniany "picnic pod wiszaca skala".
Pod wieczor wracamy do Kununurra. Idziemy na kolacje do naszej ulubionej restauracji i po godzinie 9 idziemy do recepcji by zamowic taksowke na polozony na stepie przystanek autobusowy. Tu napotykamy na pare, ktora juz wczesniej zauwazylismy, ze podrozuje tym samym szlakiem z Darwin co my. Wymieniamy usmiechy jak starzy znajomi i okazuje sie, ze oni tez maja zlapac ten sam autobus do Broome. Kategorycznie zabraniaja nam zamawiac taksowke mowiac, ze po nich przyjedzie mikrobus z hotelu, wiec jedziemy z nimi i abyśmy absolutnie nikomu nie próbowali płacić za podwiezienie.