Dwa kolejne dni spędziliśmy bycząc się na plaży i delektując się kuchnia włoską. Zasłużyliśmy, prawda? Spacerując w stronę Piscity można trafić na urokliwe, malutkie plaże ukryte między skalami. Piasek jest czarny, a na słońcu osiąga potworną temperaturę. W związku z upałami około południa oczywiście zaczyna się siesta, większość sklepów i knajp jest zamknięta do 16. Piece do pizzy rozpalane są najwcześniej o 18.
Jeden wieczór spędziliśmy na drugim końcu wyspy, w wiosce Ginostra. Można się tam dostać jedynie łodzią. Podobno Ginostra ma 27 stałych mieszkanców i jest najmniejszym portem na świecie. Turyści przypływają głównie na romantyczne kolacje. Stolik na tarasie z widokiem na zachód słońca warto zarezerwować wcześniej (telefonicznie). Przydaje się też znajomość włoskiego i umiejętności aptekarskie. Menu dnia napisane jest odręcznie, niezbyt czytelnym pismem właścicielki restauracji. Zmawiając Insalata di polpa M. liczyła na jakieś jarzyny, a tymczasem na stół wjechała ośmiornica w occie. Ja polecam marynowaną pesce spada.
W drodze powrotnej z Ginostry można ponownie podziwiać wybuchy wulkanu od strony Sciara del Fuoco czyli północnego zbocza wulkanu, którym lawa spływa aż do samego morza.