Cairns obrazuje najgorsze wyobrazenie jakie moze pokazac miejscowosc turystyczna. Jest szkarada na ksztalt niektorych miescin na poludniowym wybrzezu Hiszpanii i Dominikany. Dawny port rybacki zostal calkowicie zamieniony w globalne zaglebie turystyczne, gdzie prym wioda tanie bary i puby z "zaprutymi" mlodymi amerykanami i turystami z UK, tandetne chinskie sklepiki sprzedajace wszytko, od pocztowek przez odzierz, az po jedzenie a miedzy nimi na jednej ulicy ulokowane jakby przez pomylke butiki wloskich projektantow, bo zastanawiajace jest, kto w takim miejscu jak Cairns ma ochote na Gucci, czy Louisa Vuittona. Nie zmienia to faktu ,ze Cairns wciaz pozostaje baza wypadowa na wielka rafe koralowa. Firm zajmujacych sie organizowaniem wypraw na rafe jest od liku i wlasciwie, trzeba byc naprawde sprawnym w odplewianiu tych , ktorych glownym nastawieniem jest zysk turystyczny i takich, ktorym zalezy na konkretnej organizacji, zadowoleniu obu stron i jakiejs przygodzie. Sama rafa jest niesamowitym miejscem i choc jestem laikiem w tych sprawach, nie nurkuje z butla, bo sam snorkeling zachwyca mnie wystarczajaco, to jednak przyznaje, ze rafa robi piorunujace wrazenie. Warto zaplacic i przeleciec awionetka albo helikopterem nad okolica, zeby w pelni moc podziwiac tego giganta oraz lazur i piekno oceanu. Jedna z atrkacji okolic Cairns, jest miatseczko Kuranda, dokad prowadzi ponad stu letnia kolej, i choc samo miasteczko jest zapchajdziura na mapie, i paskuda turystyczna, z ktorej ucieka sie najchetniej zaraz po wjezdzie, tak i sama jazda wspomniana koleja nie daje zadnej satysfakcji, wieje nuda a widoki nie wywouja wiekszego zachytu.