Do hotelu docieramy przed północą. Zmęczeni idziemy spać, bo rano czeka nas powrotny skok do Mazatlan. Mimo, że drogę już znamy, to wcale nam się nie dłuży, pewnie dlatego, że patrzymy się teraz w druga strone. Do Mazatlan wjeżdżamy jakos od innej strony, ale w momencie, gdy rozpoznajemy znane nam miejsce, dalej jedziemy juz jak po sznurku – mile uczucie nie bladzic w obcym miescie. Po jednej nocy w Mazatlan robimy nastepny dlugi skok do Guadalajara. Do Tepic, stolicy stanu Nayarit prowadzi w miare prosta droga, ale ostanie 230 kilometrow wjezdzamy w gory. Jedziemy platna autostrada, ale przynajmniej wiemy za co placimy, bo droga jest wysmienita i mozna jechac szybko i bezpiecznie bez ciaglego przejezdzania przez topes czyli poprzeczne garby zrobione na drodze w celu zmniejszenia predkosci, czasami wrecz do zera nie chcac uszkodzic samochodu, lub wielokilometrowego wleczenia sie waska droga za ledwo co zipiacymi ciezarowkami. Do Guadalajara docieramy wczesniej niz myslelismy.
Nasz hotel jest polozony jakies 7 km od centrum w willowej dzielnicy, gdzie panuje cisza i spokoj, tak trudne do znalezienia nawet w malych miasteczkach, a co dopiero w blisko 2-milionowej metropolii. Wokol hotelu sa ogrody, a w nich lataja wesolo cwierkajac dziesiatki kolibrow. Oryginalnie zarezerwowalismy 2 noclegi, ale miejsce to tak nam przypadlo do gustu, ze od razu postanowilismy przedluzyc nasz pobyt do 4 dni. Dwa dni spedzilismy w zasadzie poza miastem. Jeden w miasteczku Tequila, w ktorym sto kilkadziesiat lat temu rozpoczeto produkcje trunku o tej samej nazwie, ktory stal sie jednym z symboli Meksyku. Wokol miasteczka jest mnostwo plantacji agave, z ktorych wytwarza sie tequile. Po obcieciu dlugich i ostro zakonczonych lisci glowa agawy przypomina bardzo wielki kilkukilogramowy ananas. Jej wnetrze jest jednak twardsze, ale rownie slodkie. Pierwsze proby wykorzystania miaszu agawy do produkcji alkoholu podjeli juz mieszkajacy tu Indianie na wiele wiekow przed przybyciem konkwistadorow, ale nowoczesny proces produkcji dzisiejszej tequili rozpoczal sie dopiero w XIX wieku, gdy stare tradycje polaczono z europejska umiejetnoscia destylacji alkoholu. Mozliwosc zwiedzenia destylerni tequili to gradka nie lada. Przezornie zostawiamy samochod w hotelu a do Tequili jedziemy wraz z wycieczka.
Jose Cuervo to najstarsza istniejaca dzis marka i wlasnie te fabryke zwiedzamy. Produkcja idzie pelna para. W trakcie roznych faz mozemy sprobowac „nadprocentowa” tequile, kora nastepnie sie rozciencza do zadanego stezenia. W wielu miejscach nie wolno ani krecic filmu ani nawet robic zdjec – moze obawiaja sie szpiegow gospodarczych... Po zapoznaniu sie z procesem produkcji mozemy jeszcze przedegustowac pare rodzajow tamtejszej tequili. Pozniej, juz na wlasna reke idziemy jeszcze do muzem innej starej marki, mianowicie Sauza. Ciekawa jest cala historia tej rodziny, ktora konczy sie tym, ze postanowiono sprzedac cale przedsiebiorstwo komu innemu, a nowo zalozona firma Tres Abuelos postanowila rozpoczac produkcje tequili starymi metodami sprzed ponad stu lat. Probowalismy – rzeczywiscie dobra!! Ponoc exportowana jest do Stanow pod nazwa Fortaleza. Musimy kiedys sprobowac...
Oprocz tequili, Guadalajara kojarzy sie rowniez z mariachi, ktorzy tu sie podobno narodzili, a ten styl muzyki jest dzis charakterystyczny dla calego kraju. Jedziemy wiec w ostatni dzien na Stare Miasto w poszukiwaniu placu, na ktorym ponoc orkiestry mariachi caly czas wystepuja. Na miejscu jednak okazuje sie, ze plac jest w remoncie a lokalizacji zastepczej nie mozemy znalezc. Jak widac sprawdza sie stare przyslowie, ze szewc bez butow chodzi... Dobrze, ze chociaz nam sie z tequila udalo.