Rano po doskonałym, drobnomieszczańskim wręcz, śniadaniu (świeże bagietki i owoce) ruszyliśmy jak zwykle koło 9.30. Celem pierwotnie było Brèche de Roland i nocleg w schronisku u jego podnoża. Już sama droga była nie dość, że malownicza, to jeszcze udało nam się spotkać świstaka (o które, jak się później okazało, w Pirenejach nietrudno). Jednakże widoki rozpościerające się z okolic schroniska były po prostu niezrównane.
Plany jednak uległy zmianie, gdyż do schroniska dotarliśmy przed 15, więc szykowanie sie do noclegu było pozbawione sensu. Postanowiliśmy więc przejść przez Brèche de Roland (2804) na hiszpańską stronę i dojść do Refugio de Goriz (2160).
Brèche de Roland jest to 40-metrowa przerwa w ogromnym (100m wysokości) kamiennym murze stanowiacym granicę między Hiszpanią, a Francją, którą, według legendy, wyrąbał Roland (tak, ten z "Pieśni o Rolandzie") nieskutecznie próbując zniszczyć swój miecz Durandal.
Ostatecznie po przedarciu się przez księżycowy krajobraz dwóch kolejnych dolin rozbiliśmy się jakieś pół godziny przed schroniskiem. I dobrze, bo schronisko i jego okolice aż roiły sie od różnych dziwnych indywiduów.
Swoja drogą, na takich wysokościach jak 2600 można bez trudu spotkać całe stada owiec.