Dziś najdłuższy etap i najbardziej lądowy. Z Bomarsund przemieszczamy się z powrotem do Mariehamn. Rano jeszcze parę zdjęć na klifie, trochę chlapania się w morzu i ruszamy. Pierwszy przystanek do skansen Jan Karlsgården i jedyny zamek na Alandach - Kastelholm. W skansenie zabudowa podobna do tego co widzimy przez całą podróż, proste domy, w kolorze bordowo-brązowym, z dwuspadowymi dachami, białe wykończenia. Architektura ta sama, niezależnie, czy to dom, czy garaż, tylko wielkość inna. Ale jest w tym jakiś urok prostoty, skromność. Zamek z XIVw , pamiątka po szwedzkim panowaniu - no cóż w porównaniu z zamkami włoskimi, francuskimi taki sobie, ale jako jedyny w okolicy robi wrażenie. Zwiedzamy z przyjemnością. Dalej pedałujemy w kierunku Godby, gdzie wspinamy się na drewnianą wieżę widokową i podziwiamy Alandy z góry – lasy, lasy i morze. Ten dzień jest chyba najcięższy, w górę i w dół (w końcu to krajobraz polodowcowy) lekki wiatr w twarz. Jeszcze oglądamy kościół w Jomala – skromny jak wszystkie. Wokół kościoła cmentarzyk – taki jak cała okolica, prosty, żadnych „wypasionych" nagrobków. Wieczorem dojeżdżamy na znany już camping w Mariehamn. Następnego dnia mieliśmy płynąć do Szwecji, ale tak nam dobrze, że przedłużamy pobyt o jeden dzień a skracamy czas pobytu w Sztokholmie. Jest to jeszcze jedna zaleta jechania bez samochodu – mamy bilety typu open –zawsze z rowerami się zmieścimy. Jeżdżenie rowerem po Alandach to sama przyjemność, równiusieńkie drogi dla rowerów, na zwykłych drogach żadnej dziury, kierowcy jeżdżą bardzo kulturalnie i rower ma pierwszeństwo nie tylko na papierze.