Brando – chyba najbardziej wysepkowa część Alandów. Ciągle mosty i groble, to z lewej, to z prawej albo z obu stron widzimy morze. Nawet port Torsholma położony jest jakby na środku morza i połączony groblą z następna troszkę większą wysepką. Na Brando spędziliśmy dwie noce i wycieczkę zrobiliśmy bez całego ekwipunku. Pogoda była troszkę gorsza, popołudniu nawet trochę popadało, ale było pięknie. Tylko z chwilą, gdy przychodził zmierzch następował zmasowany atak – moje spodnie z piaskowych robiły się w jednej chwili ciemno szare... Wycieczkę zrobiliśmy na wyspę Korso szukając jakiejś pięknej plaży, ale niestety nie znaleźliśmy. Zamiast tego zupełnie znienacka trafiliśmy na lądowisko helikopterów. Trzeba przyznać, że angielski jest powszechnie znany na wyspach i bez problemu, nawet w wiejskim sklepiku można się dogadać. Alandczycy są bardzo dumni ze swojej małej ojczyzny i w każdej rozmowie podkreślają swoją alandzkość. Następnego dnia zbieramy się wcześnie, wstajemy z budzikiem, żeby zdążyć na prom z Torsholma, którym w 2.5 godziny dopłyniemy do portu Hummelvik na wyspie Vardo. Niestety Brando jest najdalszym punktem naszej podróży i zaczynamy wracać.

  • Kościół w Brando na Brando
  • Lądowisko na Korso
  • Zachód słońca na campingu na Brando
  • Droga na Brando