Głównym punktem wycieczki była wizyta we Wdzydzkim skansenie. Nie pierwsza i nie druga, ale po dość długiej przerwie... W międzyczasie muzeum znacznie się rozrosło.
Początki Muzeum we Wdzydzach Kiszewskich sięgają 1906 r. Wtedy to Teodora i Izydor Gulgowscy odkupili od miejscowego gospodarza XVIII-wieczną chatę, w której zgromadzili typowe dla tego okresu sprzęty domowe i gospodarskie oraz cenną kolekcję złotem haftowanym czepców, obrazów malowanych na szkle i ceramiki. Było to pierwsze muzeum na wolnym powietrzu na ziemiach polskich. Gulgowscy zadbali dodatkowo o rozwój miejscowego rękodzieła i odkryli piękno kaszubskiej sztuki ludowej, które tkwi w misternych korzennych plecionkach i wielobarwnych wdzydzkich haftach.
Dziś muzeum zajmuje obszar 22 ha, na którym stoi 45 różnorodnych obiektów z terenów Kaszub i Kociewia. Wśród nich chałupy, dwory, szkoła, kuźnia, wiatraki, kościół, budynki gospodarcze i warsztaty rzemieślnicze. "Wiernie odtworzone wnętrza wraz z autentycznym wyposażeniem, czasowo uruchamiane urządzenia gospodarcze i przemysłowe nadają temu miejscu niezwykły klimat, spotęgowany malowniczym położeniem i walorami otaczającej przyrody". Docelowo w skansenie ma się znaleźć 80 obiektów.
My mieliśmy szczęście, bo w trakcie długiego weekendu trwał festyn - powyciągano rzeczone urządzenia gospodarcze. Mogliśmy zobaczyć jak kiedyś prano, prasowano, jak młócono, tkano, lepiono garnki. Mogliśmy sami spróbować swoich sił w tych czynnościach, zażyć prawdziwej tabaki, pobyć przez chwilę ówczesnym dzieckiem. Miało to też swoje minusy - w każdej chatynce stosownie ubrana pani dzielnie pilnowała, żeby nikt nie pstrykał zdjęć, ani nie kręcił filmów. Stąd nasze zdobycze są głównie z zewnątrz.