Po Manaus i Brasilii trzecim niezwyklym miastem Brazylii, jakie zobaczylismy bylo slawne Rio de Janeiro. Juz na wstepie nalezy zaznaczyc, ze choc Janeiro wszyscy na swiecie wymawiaja tak jak Brazylijczycy, to Rio w ich wydaniu brzmi “hiju”, co gdy panienka na lotnisku zapowiada lot do “Hiju de Zaneiro” to potrafi troche na poczatku zmylic. A sama nazwa znaczy po prostu “rzeka styczniowa”. W Rio przyjemnosc rozkoszowania sie urokami miasta psula nam psychoza strachu, ze zostaniemy napadnieci, obrabowani i pobici, a moze jeszcze cos gorszego. Slyszelismy to od kazdego w Brazylii, wiec kiedy juz wyladowalismy w Rio od razu zaczelismy sie trwoznie rozgladac dookola. Mimo, ze nic sie nie stalo i nawet nigdy nie czulismy sie w zaden sposob zagrozeni, to w naszej podswiadomosci to zostalo. Choc trudno powiedziec, moze wlasnie dlatego wszystko poszlo gladko, bo bylismy nadzwyczaj ostrozni i dmuchalismy na zimne? Miasto jest wspaniale polozone. Z zielonych gor i skal schodzi sie prosto na piekne wielokilometrowe plaze nad zatoka. Powiedzialbym, ze takie miejsca jak Copacabana czy Ipanema naleza do najpiekniejszych wielkomiejskich plazy, jakie widzielismy na swiecie.
Nad Rio jest wiele wzgorz, ale tylko dwa z nich sa swiatowej slawy: nizszy Pao de Acucar (Glowa Cukru) i Corcovado. Glowa Cukru polozona jest tuz nad brzegiem morza i jedzie sie tam kolejka linowa z przesiadka na innym wzgorzu. Corcovado lezy bardziej wewnatrz miasta i wznosi sie na wysokosc ponad 700 metrow. Podroz na szczyt pierwszym elektrycznym pociagiem w Brazylii trwa okolo pol godziny. Patrzac na Corcovado z dolu wzgorze wyglada jak wielka niedostepna skala, wiec koncept wjechania tam pociagiem szynowym jest zaskakujacy. Jest to unikalna kolej zebata, ponoc jeszcze jedna taka jest w Szwajcarii. Gdy wysiada sie na gornym przystanku kreci sie troche w glowie, i nigdy sie nie dowiem czy od gwaltownej roznicy wysokosci (jakby nie bylo 700 metrow), wielu zakretow, czy od wspanialych widokow z samej gory. Na szczycie jest imponujacy posag Chrystusa 30-metrowej wysokosci dluta Pawla Landowskiego, ktory mimo polskiego nazwiska byl jednak Francuzem.
Po Rio poruszalismy sie albo pieszo albo na wieksze odleglosci taksowka. O ile poruszanie sie wzdluz wybrzeza bylo latwe i czytelne nawet dla mnie, to z nawigacja w glebi miasta mieli klopot nawet taksowkarze. Raz wzielismy taksowke spod Corcovado chcac jechac do poleconej restauracji w Santa Teresa. Nasz kierowca pytal o droge przechodniow chyba z szesc razy. A gdy jechalismy noca waskimi i kretymi uliczkami pnacymi sie niemal pionowo w gore i w pewnym momencie zaczelismy jechac po rozkopanym torowisku, to zaczalem miec dusze na ramieniu. Na szczescie kolacja byla warta zachodu a powrot do naszej pousady w Botafogo byl juz o wiele latwiejszy. Co mnie zdziwilo kierowca taksowki byla kobieta. Byl to jedyny raz gdy w calej Ameryce Lacinskiej jechalismy taksowka prowadzona przez przedstawicielke plci pieknej.
Sierpien w Rio przypada na koniec zimy. Jest sucho i temperatury sa umiarkowane czyli w dzien okolo 33C, w nocy 25C ale gdy przychodzi lato, w dzien robi sie upal 42C i jest bardzo parno, jak nam mowili mieszkancy. Bedac nawet na poludniu kraju czyli ponizej zwrotnika Kozorozca byla piekna i goraca pogoda (35C). Zreszta ponoc tylko na samym poludniu Brazylii czasami pojawiaja sie w powietrzu platki sniegu, ktore w kontakcie z ziemia znikaja. Stad w naszym przekonaniu Brazylia jest Kraina Wiecznego Lata.