Santorini, o której mowa była okrągłym obszarem lądu z wulkanem na samym środku wyspy. Potężna eksplozja wyrzuciła w górę ogromne ilości pumeksu i popiołu wulkanicznego, które zasypały wyspę warstwą o grubości ok.30 m. Wulkan zapadł się pod wodę zabierając ze sobą większą częśc wyspy i powodując przemieszczenie się wody na miejsce dawnego lądu. To doprowadziło do powstania ogromnych fal-tsunami. Uczeni opisują, że przy wybuchu na Santorini początkowa wysokośc fali miała aż 210 metrów dochodząc do Krety 70 metrów!. Tak oto wybuch wulkanu zniszczył flotę kreteńską, pola uprawne, co pozbawiło zwierzęta i ludzi pokarmu. Dlatego najprawdopodobniej starożytne miasta nie zachowały się na Krecie w stanie jakim bysmy sobie życzyli. Wykopaliska w starożytnym mieście Akrotiri zasypanym przez popiół wulkaniczny wydobyły na światło dzienne wspaniałe freski , które zdobiły domy mieszkalne jakże podobne w stylu tym znalezionym w kompleksie pałacowym w Knossos.
Wycieczka rozpoczęła się w porcie Athinos i dalej ku miejscom znanym do tej pory tylko z pocztówek. Białe domki i niebieskie kopuły kapliczek przyklejone do wulkanicznych skał sprawiały wrażenie nierealnych i nieosiągalnych. Dopiero kiedy pokonywaliśmy autokarem stromą górę zaczęłam wierzyc , że naprawdę zbliżamy się do miast Santorini. Miasta Oia i stolica Fira uchodzą za najpiękniejsze miasta greckie a plaża w Perissa pokryta czarnym żwirkiem otacza ciemną morską głębinę. Cudowne miejsce :) i opuszczanie go choc w godzinach nocnych było trudne. Jeszcze długo patrzyliśmy na światła znikające na horyzoncie- moja Tera...
W przewodniku napisano, że duże statki wycieczkowe kursujące z Krety mają bary i restauracje na pokładzie, zaś w drodze powrotnej zapewniają wieczorną rozrywkę... Tak, muszę powiedziec, że rozrywka była i to jaka!! Zaczęło się od rozdawania torebek (tzw. chorobowych) dla pasażerów. Pan z obsługi-myślę-rozdawał osobom o dziwnym zabarwieniu twarzy jako, że nie wszyscy je otrzymali. Reasumując: 3/4 statku dobrze sie bawiła. Tyle, że kiedy silniki wysiadły i zgasły wszystkie światła nie było już tak wesoło a moja lektura o tsunami na morzu śródziemnym zrobiła się trochę nerwowa (na morzu, płynąc na Santorini popsuł się jeden silnik wracając płyneliśmy wciąż na tym braku). Moja rada: lepiej zamknąc oczy i poddac się rytmom falującego morza. Morze było wzburzone ale o sztormie nie było mowy. Na szczęście silniki się włączyły i po 4 godzinach od wypłyniecia z Santorini dotarliśmy szczęśliwie do Rethymnonu. To byłoby na tyle jeśli chodzi o dużą zorganizowaną wyprawę z wyspy na wyspę z takimi przeżyciami.