25 sierpnia 2017 - dzień drugi.
Po późnym śniadaniu na które serwowano i jajecznicę i jajka sadzone, bałkański solan i ser żółty, parówki i opiekane kiełbaski, półmisek wędlin, a wśród nich ulubioną przeze mnie chorwacką salami, pomidory i ogórki, sałatę zieloną i sałatkę z pomidorów i ogórków, a także dżem różany, miód i nutellę wyjeżdżamy w dolinę Neretwy. Dziwna jest świadomość przekraczania granicy. Ostatnio podróżowałam tylko w strefie Schengen, więc przygotowywanie dokumentów uprawniających do przekroczenia granicy nie jest codzienne. A Neum jest jedynym miastem (to chyba za dużo powiedziane) na 22 km wybrzeżu Hercegowiny. Tym razem jak zaklęcie na pograniczników działa zdanie wypowiedziane przez pilotkę, że w autokarze są sami Polacy. Podobno tę niespotykaną przychylność kupiliśmy sobie dosłownie. Jesteśmy nacją bardzo chętnie spędzającą urlop zarówno w Bośni i Hercegowinie, jak i w Chorwacji i pozostawiamy tu dużo gotówki.
Dolina Neretwy zwana jest chorwacką Kalifornią. Rzeka płynie meandrami między pasmami górskimi stąd przyrównuje się tę trasę do kanionu Kolorado. Dla mnie to wielka przesada, ale może dzięki temu wycieczka sprzedaje się lepiej. Ot, taki chwyt marketingowy. Chorwaci nazywają dolinę Neretwy spiżarnią Chorwacji. Muły, które nanosi rzeka są bardzo żyzne, a system kanałów pozwala na uprawę wyjątkowo soczystych mandarynek i bardzo słodkich fig. Całe pola drzew mandarynkowych i granatów, a także figowców i gaje oliwne rzeczywiście robią wrażenie.
Po niespełna godzinnej jeździe autokarem przesiadamy się do łodzi którymi popłyniemy do gospodarstwa w którym przygotowano dla nas tradycyjne dania chorwackiej kuchni. Płyniemy pośród wysokich traw, które wg słów przewodniczki mają chronić teren przed nadmiernym wysuszaniem przez charakterystyczne dla okolicy wiatry, zaś wg opinii naszego dzisiejszego gospodarza służyły za schronienie neretwańskim piratom! Wiatry, które tu wieją to chłodny północno - wschodni wiatr zwany bura, który nie tylko schładza powietrze, ale ochładza serca i dusze mieszkańców likwidując napięte nastroje i wyciszając relacje i yugo (nazywany też na zachodnim wybrzeżu sirocco) - ciepły i wilgotny wiejący z południa wzdłuż wschodniego wybrzeża Adriatyku. Wiejąc przez przez kilka dni przynosi pogorszenie pogody – opady deszczu i mgły. Latem towarzyszą mu burze z piorunami.
Kiedy przeczytałam program wycieczki to pierwsze skojarzenie z Neretwą związane było z obejrzanym w zamierzchłej przeszłości jugosłowiańskim filmem wojennym o bitwie stoczonej przez partyzantów Tity z wojskami faszystowskich Niemiec i Włoch. Bitwa w której partyzanci ponieśli olbrzymie straty zakończyła się ich porażką, ale zdziesiątkowane oddziały nie pozwoliły otoczyć się i przetrwały w górach. Rzeka Neretwa licząca 218 km długości to najdłuższa rzeka wpadająca do Adriatyku. Wypływa ona z przełęczy Gredelja leżącej u podnóża Lebršnik w bośniackich górach. Najpierw płynie w kierunku północno-zachodnim, by szerokim łukiem skierować się na południe. Płynąc tworzy w krasowym terenie wiele wąwozów i kotlin, a na końcu deltę o 12 odnogach. Od dawien dawna w okolicach delty osiedlali się ludzie, bo mimo częstych powodzi i terenów bagiennych, były tu doskonałe warunki do życia dzięki żyznym glebom powstałym z nanoszonego przez rzekę mułu jak i bogactwu ryb zamieszkujących rzekę i wodnego ptactwa znajdującego tu schronienie.
W 5 w. p.n.e. na tereny zamieszkałe przez Illirów przybywają Grecy, którzy z kolei zostają wyparci przez Rzymian. Zakładają oni kolonię Narona (Colonia Julia Narona) ważne centrum usytuowane przy trakcie wiodącym w głąb lądu. W średniowieczu Neretwańska Kraina (Neretljanska Krajina) cieszy się złą sławą, bo rządzą nią niepodzielnie piraci napadający na statki przepływające morskimi szlakami. Kres temu kładzie Petar Krešimir IV, król chorwacki, przyłączając te tereny do państwa chorwackiego.Później panują tu Bośniacy, Wenecjanie i Turcy wyparci przez Wenecjan, a potem Austriacy, którzy na kilka lat oddają dolinę utworzonemu przez Napoleona państwu iliryjskiemu. Po I wojnie światowej powstaje Królestwo Jugosławii, a w 1945 r. staje się częścią Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Jugosławii. Prawie cała delta należała do Chorwacji, a dorzecze górnej Neretwy do Bośni i Hercegowiny. Tak jest do 1991 r. kiedy to powstaje niepodległa Republika Chorwacka.
Płynąc tradycyjną łódką którą na codzień poruszają się mieszkańcy rozlewiska porośniętego również gęsto nenufarami (paniom nasuwa się natychmiast wspomnienie Toliboskiego wręczającego Barbarze, jeszcze nie Niechcicowej, bukiet ociekających wodą nenufarów) słuchamy opowieści o piratach, życiu mieszkańców i tradycyjnej kuchni. Oparta jest ona o te produkty, które są tutaj uprawiane, bo dolina Neretwy to rzeczywiście spiżarnia Chorwacji, choć tylko 10% dorzecza leży w jej granicach, a pozostała w Bośni i Hercegowinie. Nieprawdopodobnie słodkie i soczyste mandarynki zawdzięczają swój smak temu, że mają nieprzerwany dostęp do wody. Figi suszy się na specjalnych matach rozłożonych i na dachach domów przekładając je co 4 dni.
Jeszcze 70 lat temu deltę Neretwy w przeważającej części stanowiły mokradła i bagna, tylko znikomą część stanowiły pola uprawne. Dopiero po II wojnie światowej przeprowadzono meliorację co spowodowało, że miejscowa ludność może uprawiać ziemię, co niewyklucza,że te tereny są pokazywane jako atrakcja turystyczna. Klucząc kanałami, na pewno nie bylibyśmy w stanie wrócić samodzielnie, bo bardzo łatwo stracić tu orientację dopływamy do jednego z 8 jezior znajdujących się na dnie Neretwy w jej w delcie. Do końca XVI wieku funkcjonowala tu Narona - rzymskie miasto, stolica historycznej diecezji w Dalmacji Inferiore. Miasto zostało zniszczone przez trzęsienie ziemi, a jego ruiny zalały wody powstałego w zapadlisku jeziora, którego wody są zarówno słodkie jak i słone.
Pomimo trwającej prawie 2 godz. podróży, nie odczuwamy jej niedogodności i znudzenia, na co wpływ mają piękno scenerii i miła atmosfera podkręcana kieliszeczkiem tutejszej nalewki i tradycyjnego bimbru. W scenerii soczystej zieleni drzew z dojrzewającymi mandarynkami i figami wchodzimy do sali z nakrytymi stołami. Wita nas właściciel gospodarstwa z synami prezentując ogromne bochenki chleba pieczone w specjalnych garach obłożonych żarem.
Chleb smakuje znakomicie z zupą rybną (ryblja juha). Na stole pojawia się też ryba z grilla i pyszne mielone rybne kotleciki, warzywa z grilla i sałatki. Zanim zasłużymy na deser czeka nas wspólne gotowanie. Nasze zadanie polega na przygotowaniu tradycyjnego gulaszu neretwiańskiego. Przepis na brudet bo taką nazwę nosi potrawa zamieszczam pod zdjęciem. Tu nadmienię tylko, że grupa przygotowująca gulasz pod czujnym okiem gospodarza, a której członkiem miałam zaszczyt być, co prawda tylko krojąc cebulę, ma zadatki na dobrych kucharzy. Gulasz był bardzo dobry choć nie jest to danie, które znalazłoby uznanie każdego ze względu na składniki.
Tymczasem przed domem powstał niewielki straganik na którym królują przetworzone przez gospodarzy płody ich ziemi. Można więc kupić suszone figi i morele, oliwę z oliwek i bimber.
Wizytę kończymy przy akompaniamencie akordeonu na którym gra gospodarz, nie tylko znane chorwackie przeboje, ale i nieśmiertelną dzieweczkę, która napotkała myśliweczka i sokoły omijające góry i lasy.