Podróż Jak szukałam kry na Bałtyku. - Gdański etap pod czas szukania kry



2015-12-31
Następnego dnia pojechaliśmy do Gdańska. Zaczęliśmy szwędanie od
jedynego miejsca, które zachowało w tym mieście niemiecką nazwę.
Westerplatte. Co prawda dwójką, ani czwórką i nie zawsze prosto -
szliśmy przez półwysep otoczeni błękitem nieba i morza.  Trudno było
uwierzyć, że na początku XX wieku był tam miejski kurort na miarę
Sopotu. Bo przecież prosto do nieba ... szli Oni, o
których każdy słyszał od dziecka. Czasem splot historii powoduję, że
miejsce i ludzie przechodzą do zbiorowej pamięci jako symbol, mit
jeszcze za swego życia. Od razu. Natychmiast. Gdańsk tak właśnie ma, przydarzyło mu się to
nie jeden raz. Ruszyliśmy na dalszy podbój Gdańska, poprzez Twierdzę Wisłoujście, promem do Nowego Portu, przez Stocznie Gdańską i Starówkę. Nie znaleźliśmy kry, tylko kilka sopli i przyprószonych szronem krzewów.
Pomimo mroźnej, wyżowej aury przez cały dzień w Gdańsku nie mieliśmy
okazji na znalezienie tytułowej kry.  Nie zrażeni tym o północy poszliśmy
jej szukać na plaży w Sobieszewie. A nuż pojawi się wraz z Nowym
Rokiem? Trafiliśmy na nowy A.D. 2016 - ale kry jak nie było, tak nie
było. Następnego dnia udaliśmy się na drugi koniec wyspy.