Dalej droga wiodła nas przez płaskowyż Hardangervidda, nawet nie przypuszczałyśmy co nas czeka. Początkowo droga wiła sie dolinką wznosząc się pomału. Dojechałyśmy do Geilo, centrum sportów zimowych, które posiada wiele tras narciarskich. Wspinając się coraz wyżej i wyżej - robiło się coraz chłodniej i tajemniczo, słońce schowało się głęboko za chmurami, zaczął padać deszcz ze śniegiem. Krajobraz płaskowzgórza urozmaicały małe pozamarzane jeziorka połączone rzekami. Byłyśmy powyżej strefy roślinnej drzew, obszary skaliste pokrywały jedynie porosty, drzewka wyglądały jak japońskie bon sai, miały po pól metra wysokości.
W pewnym momencie dojechałyśmy do malutkiego domku, porośniętego trawą, a w środku co? - oczywiście sklep z pamiątkami.
Przepiękny był również zjazd z płaskowyżu, w miarę jak obniżał się teren można było obserwować jak zmienia się roślinność przy drodze - jak stopniowo przybywa roślinek i drzewka stają się coraz wyższe, zmieniła się też pogoda i pokazało się słońce.
Ostatni odcinek drogi spod wodospadu Voringfossen do Brimmes pokonałyśmy jadąc wewnątrz góry fajnym tunelem w kształcie ślimaka, z którego wyjechałyśmy na drogę na poziomie morza. Już wtedy pierwsze przejazdy przez tunele i świadomość jakie pokonujemy skróty robiły na nas wielkie wrażenie.
Jeszcze przeprawa promowa Brimnes - Bruravik, dalej przejazd 14 kilometrowym tunelem do Granvik i wieczorem dojechałyśmy do Voss, gdzie nocowałyśmy na kempingu.