Podróż Kirgiz nie zszedł z konia - Osz



2013-09-27

Po pięknych górskich krajobrazach dotarliśmy do Osz - miasta  ruchliwego, gwarnego, pełnego spalin i kurzu, od którego drzewa i rośliny były całe szare, gdzie kierowcy jezdżą jak chcą i często używają klaksonów. Po ulicach jeździło bardzo dużo samochodów marki daewoo - matizów i tico, również na taksówce. 

W Osz próbowaliśmy znaleźć jakiś nocleg. Trzy osoby wzięly taksówkę i wyruszyły w miasto. Taksówka bez taksometru, cenę ustaliliśmy z góry. Udało nam się znaleźć nocleg w hotelu o dźwięcznej nazwie Tadż Mahal, za 400 som od osoby, pokoje z łazienką. Generalnie nie polecam, nie oczekuję luksusów, jak na tamte standardy pewnie nie było źle, ale właścicielka nie byla zbyt miła. Jedyne oświetlenie w pokoju to kinkiet, zapalający się poprzez przekręcenie żarówki. Gdy wróciliśmy w nocy próbowałam go zapalić, ale przy wkręcaniu żarówki urwała sie szklana bańka i zostałyśmy bez światła. Nic wielkiego, w końcu zaoptrzone byłyśmy w czołówki i bylo wesoło, ale sam fakt. Wieczorem świętowaliśmy 80-te urodziny jendego z uczestników. Zaprosił nas do restauracji, gdzie skosztowaliśmy wszystkiego w nadmiarze: łagman, zupa, sałatka z krochmalu (bez smaku), kebab. Posililiśmy się i to obficie, a z uwagi na niemożność spożywania alkoholu w restauracji zakończyliśmy imprezę przed hotelem, na przychodnikowym murku, delektując się wcześniej zakupionym alkoholem. Solenizant otrzymał od nas w prezencie kirgiską czapkę zwaną kalpak, a w Polsce znaną pod nazwą kołpak.

W cenie za hotel nie było śniadania, więc następnego dnia postanowiliśmy kupić coś do jedzenia w  sklepikach koło hotelu, była tam też kawiarenka, a może raczej bar? i na chodnik były już wystawione stoliki. Z lokalu tego wyszło dwóch panów z wielką tacą pyzów (tak to wygladało na pierwszy rzut oka). Jak się okazało były to samsy - bułki z nadzieniem mięsnym z baraniny, które po chwili zostały przyklejone do ścian ceglanego pieca stojącego na chodniku. Wypiekanie trwało ok. 50 minut, ale cierpliwie czekaliśmy. Warto było, były pyszne, za jedyne 50 som za sztukę. Czekając na samsy spożyliśmy zamówioną kawę, niektórzy wymienili walutę (w pobliżu było kilka kantorów), poobserwowaliśmy życie toczące sie obok.

Najedzeni udaliśmy do miasta szukając OWIR-u, czyli biura meldunkowego. Zajęło nam to trochę czasu i okazało się, że rejestracja meldunkowa do dwóch miesięcy nie jest potrzebna.

Następnie pojechaliśmy na Świętą Górę Tacht-i-Sulejman (Tron Sulejmana). Jest to święte miejsce dla środkowoazjatyckich muzułmanów, trzecie święte miejsce pod względem znaczenia dla islamu, po Mekce i Medynie. W tym czasie do pobliskiego meczetu przybyli wierni na modlitwę. Swoimi samochodami zastawili nasze auto ze wszystkich stron i nie mogliśmy wyjechać, musielismy czekać pół godziny do zakończenia nabożeństwa.

Na koniec poszaleliśmy na miejscowym bazarze (Bazar Dżajma - Piątkowy, ciągnący sie wzdłuż rzeki Akbuura - Biały Wielbłąd), kupując pamiątki itp i pozbywając się kirgiskich pieniędzy. Do granicy uzbeckiej  z Osz niedaleko, dotarliśmy tam ok. 17:00. Odprawa kirgiska przebiegła szybko i sprawnie. O odprawie uzbeckiej będzie w oddzielnej podróży. 

  • Osz
  • Osz
  • bazar
  • przygotowania
  • oczekiwanie
  • przed sklepikiem
  • starszy pan
  • dostawa lepioszki
  • rodzinka
  • samsa
  • wiecznie żywy
  • widz
  • spacer
  • ściana
  • podwórko
  • Święta Góra - Tron Sulejmana
  • oktober fest
  • balkony
  • sklepik
  • widok na Osz
  • widok na Osz
  • meczet
  • przy ulicy
  • bazar
  • pieczenie samsy
  • bazar
  • bazar
  • bazar