Droga do Amed jest po prostu śliczna ( chociaż nie w całości).Początkowo wśród ryżowych pól wspina się na przedgórze Gunung Agung. Ten wulkan jest tak piękny,że nie można od niego oderwać wzroku.Ryżowe pola piękniejsze niż na pocztówkach.Na tych polach widać zwykłych ludzi,mieszkańców tej wyspy,którzy ciężko pracują .Czasami podnoszą oczy i unoszą rękę ,aby nas pozdrowić.Zmęczone oczy,spracowane dłonie,schylone plecy budzą w nas szacunek.Bali…dla jednych raj,dla innych komercja.Tu żyją ludzie ,rodzą się ,pracują i umierają.Dla turystów to wyspa ze snów,z folderów w biurach podróży.Jednych zachwyca egzotyczny świat mitów,innych przeraża komercja.Każdy tę wyspę odbiera inaczej.O złej stronie tego miejsca nie będę pisać.Nie będę pisać o powszechnej praktyce naciągania turystów przez lokalnych handlarzy,oraz ( i tu uwaga) cinkciarzy w nieautoryzowanych punktach wymiany walut.O brudzie na ulicach i innych ciemnych stronach tego miejsca.Rozumiem,że Ci ludzie muszą jakoś żyć. Tak gwoli ostrzeżenia - jeśli kurs wymiany waluty wygląda zbyt dobrze - omijajcie go dalekim łukiem! W najlepszym wypadku, gdy nie dacie się nabrać, stracicie sporo czasu, a wymiana nie dojdzie do skutku.
Najlepszy sposób na zwiedzenie wyspy to wypożyczenie samochodu.My tak zrobiliśmy.
Chyba tylko od nas samych zależy jak tę wyspę odbierzemy,przeżyjemy,odczujemy.Ile z tego,co zobaczymy zostanie pod powiekami.To wyspa,która zostanie na zawsze w naszym sercu,albo nigdy nie będziemy chcieli tu wrócić.Ja przez cały mój pobyt na Bali wybierałam dla siebie tylko to ,co najlepsze.Zapachy,kolory,smaki,aromaty,błękit morza i dym z kadzidełek,tropikalną zieleń,mgłę i szum ulewnego deszczu.Tak gdzieś we mnie powstała moja osobista Bali.
Mijaliśmy kolejne wioski i przyglądaliśmy się dziwnym uroczystościom.Tuż przed wylotem na Bali czytaliśmy,że 23 marca będzie na wyspie obchodzony Nowy Rok,ale traktowaliśmy to jako ciekawostkę.Bali to wyspa hinduistyczna,wiele tu świąt i obrzędów.Rok trwa tu 210 dni według balijskiego kalendarza pawukon,a tydzień ma pięć dni.Chcę wspomnieć,że na Bali są trzy kalendarze-saka,pawukon i gregoriański.Był 21 marca,okazało się,że jesteśmy świadkami trzydniowego święta.Najpierw jest ceremonia Melasti.Drogi są zablokowane niekończącymi się procesjami.Mieszkańcy są specjalnie ubrani i niosą ołtarze hindu.Idą w tych procesjach do oceanu,aby dokonać oczyszczenia.Potem wracają do wiosek i lokalnych świątyń.Razem z tymi ołtarzami niesie się dary i często towarzyszy tej procesji orkiestra.Snuliśmy się wiele razy za takimi pochodami,chociaż często turystów przepuszczano.Na drugi dzień obchodzi się święto Tawur Kesanga.Tawur oznacza zapłatę i tego dnia znowu byliśmy świadkami pochodów,które poświęcone są demonom.Mieszkańcy robią ogromne kukły,które przypominają ludzi.Jak zobaczyłam kukłę kobiety z aparatem fotograficznym,to odechciało mi się robić zdjęcia.Te demony to uosobienie wszelkiego zła na tej ziemi.Wszystko to wygląda jak kolorowy festyn.Pełno tu śmiechu i zabawy.Wieczorem odbywa się wymiatanie wszystkich kątów i wyganianie demonów.To oczyszczanie,aby zachować harmonię między Bogiem,przyrodą i człowiekiem.Demony są uroczyście palone.Trzeci dzień to Nyepi Day,do którego jeszcze wrócę.
Jadąc do Amed zatrzymujemy się w Kintamani,skąd podziwiamy Jezioro Batur i Mt Batur.Widoki są chwilami spektakularne.Jednak pogoda jest fatalna,bardzo zimno i chwilami ogromne opady deszczu.W to miejsce wracamy w czasie naszego pobytu na Bali kilka razy.
Ogromne ulewy towarzyszą nam przez kilka pierwszych dni na Bali,potem jest słonecznie.Ogromna wilgotność powoduje,że chwilami czuję się jak w palmiarni.
Trafiamy też w niesamowite miejsce.Tu gdzie rośnie pieprz i wanilia!Nigdy w życiu nie myślałam,że zobaczę laski wanilii na drzewach,goździki,gałkę muszkatołową,kakao,pieprz.Ogromna dżungla kryje skarby ,a uroczy chłopak,który mieszka w tym gąszczu pokazuje nam te wszystkie cuda i krętą ścieżką prowadzi nas do pięknego wodospadu.Wracamy ,a ja piję mleko z kokosa.Jest wilgotno i gorąco jak w saunie.Zastanawiam,czy to nie sen.