Nasz kolejny etap to Tajlandia.
Tu mamy według kalendarza buddyjskiego rok 2555. Mnie się marzy Tajlandia jak z folderow .Rajskie plaże i sielanka.Zaczynamy od Phuket,wypożyczamy skuter i jedziemy do wielkiego Buddy.Troszkę kiczowata ta świątynia, ale to raczej norma w tej części świata. Nastepnego dnia wypożyczamy samochód i udajemy się w objazd południowej Tajlandii.
Najbardziej zapamiętam dwa miejsca,które upamiętniają tsunami.To było wstrząsające przeżycie. Sama Phuket opanowana jest przez rosyjskich turystów.Mnie raczej nie bardzo się tam podobało.Natomiast dalsza okolica, a zwłaszcza Khao Sok National Park i jego okolice - wręcz przeciwnie! Po prostu wyborne!
Parę dni zwiedzania i autobusem jedziemy do Bangkoku.Ogromne,wielomilionowe miasto i potwornie gorąco.Spędzamy tam trzy dni,zwiedzając słynne świątynie.Zastanawiamy sie co dalej. Chcemy jechać przez Chiny i dalej Kazachstan Tadżykistan, Turkmenistan, Uzbekistan i Rosję. Ten plan powstał dopiero gdzieś w okolicach Indonezji, więc oczywiście nie mamy żadnych wiz. Bangkok wydaje się najlepszym miejscem do ich załatwienia. Niestety tu okazuje się, że plan za nic w świecie nie wypali...no chyba że załatwiałby to ktoś o stalowych nerwach. Marek jednak chorobliwie nienawidzi jakichkolwiek urzędów. Musimy więc szukać wyjścia awaryjnego. Patrzymy na loty Air Asia...i jest ! Są tanie bilety z Kuala Lumpur do Iranu. Postanawiamy więc zaaplikować o irańską wizę.Aplikacje załatwiamy poprzez pośrednika - dlatego możemy to załatwić internetem.
Wypożyczamy samochód i udajemy się na targ wodny Damnoen Saduak. Wyjazd z Bangkoku to zadanie wyłącznie dla ludzi o nadzwyczaj mocnych nerwach i wybitnym zmyśle orientacji. Po targu wodnym jedziemy dalej i robimy 11 dniowy objazd po północnej Tajlandii odkrywając wiele pięknych miejsc,do których nie docierają turyści
Jedzenie jest pyszne,gorzej z Tajami.Lepiej wprowadzić w błąd,niż nic nie powiedzieć.
Marka ciągle podziwiam,że daje sobie radę za kierownicą.Tutaj po drogach porusza sie ogromna masa szalenców. Niestety w przypadku kolizji zawsze jest winien obcokrajowiec o czym mieliśmy okazję się przekonać.
Wracamy do Bangkoku,wjazd do tego miasta i znalezienie naszej wypożyczalni samochodów graniczy z cudem. Jakoś jednak ta sztuka się nam udaje. Pociągiem sypialnym jedziemy do granicy z Laosem.
Bez mała miesiąc w Tajlandii i w sumie ok 10 tys. km. Tajskie drogi są na ogół świetne i pozwalają na najszybsze poruszanie się w tym rejonie świata z wyjątkiem może Malezji. Marek pomimo , że był w Tajlandii bardzo wiele razy miał możliwość i dla siebie odkryć kilka nowych atrakcji. Dla mnie , bedącej tam po raz pierwszy kraj z jednej strony cudowny, ale też mający swoją ciemną stonę - zaniedbane środowisko, kult jednostki ( króla), szowinizm, brak znajomości języka angielskiego w kraju, którego ok 40 procent dochodu narodowego generowana jest przez turystykę. Polecam gorąco zwiedzanie Tajlandii każdemu, ale z ominięciem miejsc najczęściej przez turystów odwiedzanych.