2012-01-16

Włochy są w moim przekonaniu krajem pełnym niezwykłych pojazdów. To na włoskiej autostradzie podziwiałam pierwsze Alfa romeo, gdy w Polsce były kompletnie zjawiskowe. Na tych samych południowych drogach, już w czasach, kiedy jeździłam z wycieczkami, wymieniałam się z kierowcami uwagami na temat najnowszych modeli sportowych samochodów. Pretekstem było oczywście to, że właśnie nas wyprzedzały. Zawsze kiedy przekraczam włoską granicę, podświadomie oczekuję widoków fantastycznych pojazdów. Wśród nich są także fiaty, nawet "maluchy", które z niesamowitą sprawnością poruszają się po wąskich i stromych sycylijskich uliczkach.
W Cefalù, pomimo małych rozmiarów miasteczka, mój apetyt motoryzacyjny również został zaspokojony. Na głównej ulicy najwięcej było oczywiście skuterów przeróżnych firm. Wśród nich wyróżniały się Vespy w stylu retro. Tak bardzo mi się podobały, że byłam bliska sprawdzania ich ceny w miejscowym punkcie sprzedaży.

Ale podróż Vespą do Polski w moim stanie mógł być dość uciążliwy (sic!), więc zrezygnowałam. Faktem jest, że często zostawałam w tyle za moimi panami, szukając dobrego ujęcia do zdjęcia jakiegoś cacka. Oprócz skuterów, będących tam odpowiednikami naszych rowerów (niemal niespotykanych), były też motory. Nie wiem, czy bardziej zachwycały mnie tym, jak wyglądały, czy samym faktem, że zeszły wprost ze stron albumu "Superbikes", który kupiliśmy dwa lata wcześniej synkowi w Londynie. Ponieważ "Superbajki" były przez wiele miesięcy jego ulubioną książką, znaliśmy wszyscy sportowe modele Ducati, Kawasaki Ninja, Yamahy czy Suzuki, które nagle zaczęły pojawiać się przed naszymi oczami. W zasadzie to całkiem szczęśliwie, że zawsze mogliśmy się zatrzymać, żeby pokazać motor zainteresowanemu trzylatkowi. Gdybym sama oglądała te maszyny, pewnie wyglądałoby to mniej sympatycznie. Mieliśmy okazję podziwiać również dalekobieżne Harleye i motocykle, których marek nawet nie kojarzę. Bez wątpienia jednak była to uczta dla oczu.
To na turystycznej ulicy wzdłuż plaży. W starym mieście, na wąziutkich uliczkach pojawiały się bardziej praktyczne pojazdy mieszkańców. Moim ulubionym jest trójkołowy Piaggio Ape, który można zobaczyć w wielu sycylijskich miasteczkach, bo służy za najmniejszy wóz transportowy po tej stronie Rio Grande.

Przewozi się nim warzywa, owoce, ryby, generalnie wszelkie towary do sprzedaży an targach i w małych sklepikach. Żałuję, że nie mam zdjęcia z kierowcą stojącym przy nim, bo to najlepiej pokazałoby, jak malutki to wóz, ale nie zdecydowałam się zrobić takiej fotografii, żeby nie urazić właściciela.
Podziwianie pojazdów to jedna sprawa, a jeżdżenie po drogach – rzecz odrębna. Po latach obserwacji doszłam do wniosku, że poobrywane lusterka czy zarysowana karoseria to nie świadectwo braku umijętności kierowania, tylko warunków do parkowania. A te są trudniejsze niż w Polsce. Natomiast na drodze włoscy kierowcy są bardzo sprawni. Wprawdzie potrafią zatrzymać się na skrzyżowaniu, żeby pogadać z kolegą jadącym z naprzeciwka, ale tylko wtedy, gdy okoliczności temu sprzyjają. Poza tym jestem pełna podziwu dla kierowców ze wszystkich górskkich miasteczek pokonujących serpentyny o nieprzyjemnie dużym nachyleniu. W Taorminie miałam okazję widzieć, jak duży autobus wycieczkowy mijał się na zakręcie z dostawczym vanem (dużo większym niż Ape niestety). Siedziałam w autobusie i z dużym zainteresowaniem patrzyłam, jak metr po metrze oba samochody przesuwały się w tańcu. W pewnym momencie między nimi śmignął skuter – nie przeszkadzając tym nikomu. Jestem pewna, że "niepochopny" styl bycia Włochów bardzo się w takich sytuacjach przydaje.
Ci właściciele pojazdów, którym szczególnie zależy na utrzymaniu ich świetnego stanu, także estetycznego, znajdują sobie sposoby na zabezpieczenie. Nie zawsze musi to być osobny garaż. Wszak po co marnowac (i opłacać) cały garaż dla małego skutera, jeśli można skorzystać z wygodniejszego lokum?

  • Mój ulubiony trójkołowiec
  • Wygodny garaż
  • Mój ulubiony model Vespy