Ushuaia
Rozpoczynamy dzień od zwiedzania tutejszego muzeum więziennego Museo Maritimo de Ushuaia. Z samego rana już o 10 meldujemy się wszyscy z prowiantem i prostymi przyborami do mycia. Nie wiadoma jak wygląda zwiedzanie. Może trzeba będzie ulokować się w celi na jakiś czas, żeby poczuć ducha historii. Dobre humory nas nie opuszczają. Jako jedni z pierwszych gości dzisiejszego poranka meldujemy się w budynku ze szlabanem. Surowy, prosty , zimny. Nie można powiedzieć żeby specjalnie budził grozę. Podobne budownictwo króluje dookoła do dziś a budynek rozpoczęto budować w 1902 roku;) W kasie wita nas pani uroczym uśmiechem. Ma przed sobą pudełko z przegródkami. W przegródkach klucze z przypiętymi numerkami. A więc zwiedzanie przez odczuwanie. Przekomarzamy się kto będzie pierwszy. Niestety okazuje się, że to klucze do skrytek, aby zostawić nie potrzebny bagaż. Zawiedzeni idziemy wiec dalej.
Okazuje się, że muzeum jest podzielone tematycznie. Pierwsza część przed kantyną to historia odkryć, miniatury statków, przybory nawigacyjne. Spędzamy tam sporo czasu. Z ciekawością oglądamy statek Beagle na którym przypłynął tu sam Karol Darwin, a jego pierwszym opisem Indian było stwierdzenie o odkryciu pod ludzi. Nie mogę jakoś oderwać się od tego historycznego wątku. Sama na sobie sprawdzam jak duży wpływ na postrzeganie świata przez człowieka ma telewizja oglądana w dzieciństwie;) Okazuje się, że salę dalej możemy skonfrontować swoje myśli niemal z rzeczywistością. Ktoś bowiem wpadł na genialny pomysł zrobienia manekinów indiańskiej pary przy łodzi w ich rzeczywistych rozmiarach. Robimy zdjęcia z zaadoptowana rodzinką. Najlepsze oczywiście ma Roberto wyglądający przy nich jak King Kong ;)Było trochę śmiechu.
Potem przechodzimy do kantyny, gdzie niskiego wzrostu pan w pasiaku na zawsze z zastygłym uśmiechem i szelmowskimi oczyma wprowadza nas w klimat więzienny. Druga część to cele więzienne z historiami dokonań „kuracjuszy”. Większość mordercy nawet młodociani, kilkukrotni. Ich postaci są wykonane w rzeczywistych rozmiarach. Niskie cwaniackie typki. Są też polityczni. Wszyscy mają odnaleźć spokój przez prace. Z reguły stąd już nigdzie nie wychodzili. Pracowali głównie na budowach i w rzeźni. W tym czasie Argentyna była największym eksporterem mięsa na świecie. W górnej części pawilonu wystawa na temat więziennictwa na świecie. Najsympatyczniej prezentuje się wersja japońska. Zdjęcia wykonane w takiej scenerii, że można pomyśleć , ze to ekskluzywne dzisiejsze Spa. Bambusowe meble, zieleń i przeszklone szyby do pryszniców, aby strażnik mógł mieć na oku gagatków cały czas. Co innego w innych kurortach. Tam już tylko zimno, druty, kraty i żadnych elementów łagodzących surowość otoczenia. Więzienie w Ushuai porównywali z Alcatraz. Pewnie ze względu na przeświadczenie, ze trudno jest uciec z końca świata.
Żeby dać oddech turystom przed zwiedzaniem części nie okraszonej eksponatami, postawiono sklep z pamiątkami. To trzecia część. Chwila relaksu i idziemy dalej. Tym razem do części nie ogrzewanej , cele puste, prysznice i wc-ety. Surowa betonowa zabudowa. Zimno okropnie. Uciekamy jak najszybciej się da.
Piąta część poświęcona sztuce i historii. Na malowidłach naściennych statek przypływający do wybrzeży Ameryki. Dwóch marynarzy rzuca sznurkową drabinkę dla pary Indian podpływających do statku. Jeden z nich pomaga nagiej kobiecie wejść na statek. Pewnie faceta już nie zabrali. Komentują faceci. Faktycznie marynarze wyglądają na głodnych. Potem jeszcze kilka widoczków, kufer podróżny niczym się nie różniący od tych z naszych muzeów. Przyrządy codziennego użytku na statku i w podróży. Wychodzimy przytłoczeni miejscem, ale warto było tu przyjść.
Teraz rajd po sklepach z souvenirami. Gorączkowo szukamy przedmiotów, które na długo pozwolą nam zapamiętać klimat tej podróży, a jednocześnie będą radością dla naszych bliskich. Kupujemy maski z Salty. Połączenie sztuki dawnej z obecną. Parę drobiazgów dla bliskich. Mimo usilnych chęci przywiezienia oryginalnej biżuterii dla dziewczyn okazuje się, że jest to najtrudniejsze wyzwanie. Prostota i surowość klimatu wpływa chyba także na kreatywność w tym temacie. Szlachetne kamienie zawsze przybierają ty postać zwierzęcą pingwina, wieloryba czy foki. Czasek kwiatu lub drzewa. Bardziej przypominają gadżety z Chin niż z Argentyny. Chyba nie jest to miejsce na poszukiwanie tak wyrafinowanych wytworów sztuki;(
Wieczór spędzamy przy kolacji. Owoce morza pokonały nasz opór. Zjadamy krewetki, mule, ośmiornice, kraba. Kucharz chyba jest zakochany, bo wszystko ma słony smak ponad wszystkie inne smaki. Trudno trzeba będzie w nocy pić, żeby nie wyschnąć na wiór.
Jutro w planach mamy do zwiedzenia Muzeum Jamana i Końca świata. Interesujące ze względu na jedyne miejsca w których jeszcze można znaleźć wiedzę na temat życia i unikatowej kultury Indian.