Podróż Sardynia - Chłodne powitanie przez Santa Teresa Gallura



Wyszliśmy poza miasto i zatrzymaliśmy się w polu. Widoki były sympatyczne więc zrobiliśmy sobie mały postój. Michał usiadł by odpocząć a ja stałam jak słup z wystawionym palcem z nadzieją, że któryś z tych wszystkich samochodów, które zdążyły nas minąć, się zatrzyma. W pewnym momencie zauważyliśmy bodajżę Volt Vana który jechał przynajmniej z setką na panelu. Wyprzedził gwałtownie auto które znajdowało się mniej więcej na naszej wysokości, po czym zatrzymał się z piskiem opon. Z vana wysiadł mężczyzna z bujną kręconą fryzurą wyglądający na 40 lat. Otworzył nam drzwi i ruchem ręki kazał wsiadać, nawet nie spytał dokąd jedziemy. Rzuciliśmy tylko "Santa Teresa" i z jego włoskiego monologu i gestykulacji wywnioskowaliśmy, że wysadzi nas gdzieś na skrzyżowaniu jakieś 30 km przed Santa Teresa. Było już w miarę późno, a auto przejeżdżało średnio co 20 min, ale żadne się nie zatrzymało. Przeszliśmy conajmniej 5 km, aż nie zabrał nas PAN ELEKTRYK. Był to chyba jedyny Włoch, który był z nami w stanie normalnie dogadać się po angielsku, tak więc podróż do samej Santa Teresy minęła w bardzo przyjemnej atmosferze. Powiedział, że zna świetne miejsce na nocleg i zawiózł nas pod samą plażę, pożegnał się i zawrócił. To było coś niesamowitego, gdyż plaża była zupełnie pusta i oświetlona jedynie mocnym blaskiem księżyca. Noc zapowiadała się idealnie. Jednak nie była taka spokojna jak się nam wcześniej wydawało. Od morza bił ogromny chłód, który sprawił, iż ubraliśmy się w kilka warstw i szczelnie zawinęliśmy się śpiworami. Za naszym namiotem było jakieś małe bagno, z którego dochodziły bardzo dziwne i niepokojące odgłosy, ale tak szybko zasnęłam, że dokuczały one już tylko Michałowi ;) Nad ranem poczekaliśmy aż namiot wyschnie od wilgoci, spakowaliśmy się i ruszyliśmy na prom by dotrzeć na Bonifaccio na Korsyce...
  • P1212035
  • P1212037
  • P1212048
  • P1222072
  • P1222097
  • P1222103