W Polsce pozostał ich niecały tysiąc, z czego około pięciuset należy do Staroprawosławnej Pomorskiej Cerkwi w RP, jak od 1993 roku brzmi oficjalna nazwa grupy. Siedziba jej władz znajduje się przy najstarszej i największej działającej w Polsce molennie w Suwałkach, przy ulicy Sejneńskiej.
Drewnianą świątynię z charakterystyczną cebulastą kopułką, wzniesiono na przełomie pierwszego i drugiego dziesięciolecia ubiegłego wieku, dla znacznie wówczas liczniejszej wspólnoty. Dzisiaj niestety, stojący w nieciekawej, przemysłowej okolicy budynek jest wyraźnie podniszczony. Ale trudno się dziwić, skoro na sobotnie i niedzielne modlitwy zagląda tu nie więcej niż dwa tuziny wiernych. Tylko czasem, przy okazji ważnych świąt i istotnych wydarzeń, gdy do Suwałk zjeżdżają filiponi z całego regionu i ci rozrzuceni po kraju, molenna zapełnia się po brzegi.
O tym, że kiedyś stanowili znacznie większych odsetek mieszkańców miasta i okolic, można się przekonać na miejscowym "cmentarzu sześciu wyznań". Na tej unikatowej w skali kraju nekropolii, gdzie obok siebie leżą katolicy, ewangelicy, prawosławni, Żydzi i muzułmanie, swoją niemałą kwaterę mają również staroobrzędowcy.
Drugim ważnym, o ile obecnie nie najważniejszym, ośrodkiem starowierów w Północno-Wschodniej Polsce są Gabowe Grądy. Przez lata, ta ukryta w Puszczy Augustowskiej osada, założona i zamieszkała właściwie wyłącznie przez potomków rosyjskich raskolników, tkwiła w marazmie. Sytuacja zaczęła się zmieniać po 2006 roku, gdy nowym nastawnikiem wybrano energicznego Mieczysława Kapłanowa. Wokół tutejszej, wybudowanej w 1948 roku w miejsce spalonej w czasie wojny molenny, stara się on integrować lokalną społeczność i wzmacniać poczucie tożsamości religijnej i narodowej.
Zresztą, jakiś pozytywny ferment musi jednak unosić się z okolicznych, puszczańskich bagien. Jeszcze pod koniec lat osiemdziesiątych minionego stulecia, w Gabowych Grądach powstał zespół Riabina śpiewający tradycyjne rosyjskie pieśni. To jedyny zespół starowierów - a właściwie starowierek, bo w zespole śpiewają same panie - w Polsce. I, trzeba to powiedzieć, na różnych przeglądach folkowych w kraju i za granicą całkiem nieźle sobie radzi!
Inną jeszcze grupę staroobrzędowców, ostatkiem sił próbującą trwać przy swoim rzadkim dziedzictwie, znaleźć można w Wodziłkach. Tu, w samym środku fantastycznie pofałdowanego i znaczonego malowniczymi jeziorami Suwalskiego Parku Krajobrazowego, stoi kolejna drewniana molenna. Wybudowano ją w 1921 roku, a kilka lat później dodano wieżę z kopułką, która czyni z niej chyba najładniejszy filipoński dom modlitwy w Polsce.
Kilka kroków dalej, ukrytą w krzakach nad rzeczką Szeszupą, znaleźć można wciąż działającą ruską banię, czyli prostą, tradycyjną saunę. Bania przywędrowała na Suwalszczyznę razem z rosyjskimi uciekinierami. Dawniej bowiem, wspólna w niej kąpiel obowiązkowo poprzedzała modlitwy w molennie. Ciekawe, że bania przyjęła się na Suwalszczyźnie również wśród miejscowych. I to dość łatwo i powszechnie. Jeszcze nie tak dawno, można ich tu było znaleźć całkiem sporo. Dziś może nie są już tak popularne, ale tu i ówdzie, nad jeziorami, stawami i rzeczkami wciąż stoją małe drewniane chatki, z których czasem wybiegnie banda golasów, by z krzykiem wskoczyć do zimnej wody. Na zdrowie!