Kolejny dzień przynosimy wzmożony katar. W pogodzie zaś bez niespodzianek – słońce nie puka do okien. Zakryte połoniny muszą poczekać na lepszą widoczność i lepszy stan zdrowia. Ale Bieszczady to nie tylko połoniny, to także nieistniejące wioski i ślady ludzkich losów. Ruszamy do Worka Bieszczadzkiego z mało realnym planem dotarcia do Sianek na przełęczy Użok. Plan planem, ale kopny śnieg weryfikuję możliwości na ten dzień. Docieramy do Beniowej ścieżką nad granicznym Sanem. Przed nami nikt nie szedł tamtędy od wielu dni, nawet nie było śladów po skuterach SG. Miejscowość odnajdujemy po charakterystycznych drzewach, które wyróżniają się na pustkowiu. A tam jest tylko przycerkiewny cmentarz. Chwila zadumy i modlitwy. Potem przez dziewicze pola śniegu docieramy do drogi w kierunku Bukowca. Na niej już ślady człowieka. I tak aż do Tarnawy Niżnej. Potem samochód, łyk nalewki na rozgrzewkę i powrót. W roku 1921 Beniową zamieszkiwały 582 osoby (w 97 domach mieszkalnych): 497 wyznania greckokatolickiego 73 wyznania mojżeszowego 9 wyznania rzymskokatolickiego 3 wyznania ewangelickiego
Podróż Bieszczady zimowo - Worek Bieszczadzki
2010-12-30