W Godkowie przeskakujemy drogę Pasłęk-Orneta i zjeżdżamy na dziurawą szosę do Chwalęcina. Mijamy Osetnik z ruiną piętnastowiecznego kościoła Świętego Jakuba, a parę kilometrów za wsią, przydrożną gotycką kapliczkę.
Chwalęcin to jeden z ośmiu, obok, między innymi, Świętej Lipki, Stoczka Klasztornego czy Krosna, warmińskich zespołów pielgrzymkowych.
Wieś założono co prawda w połowie czternastego stulecia, ale jej chwilowy rozkwit przypada na XVI i XVIII wiek. Wtedy to do Chwalęcina ściągali pielgrzymi, by modlić się przed słynącym z cudów "czarnym krucyfiksem" wykopanym w lesie na rzeką Wałszą.
Stojące tu wcześniej kaplice, w latach dwudziestych osiemnastego wieku zastąpiono pięknym barokowym kościołem Podwyższenia Krzyża Świętego, wzniesionym według planów Jana Krzysztofa Reimera z Ornety - słynnego w rejonie architekta. Ufundowała go Kapituła Warmińska, której członkowie mieli rzekomo ślubować budowę sanktuarium "czarnego krucyfiksu" podczas epidemii dżumy w 1709 roku, aby wyjednać u Stwórcy miłosierdzie. W 1836 roku, kościół otoczono murem z krużgankami, czterema narożnymi kaplicami i ozdobną bramą prowadzącą na dziedziniec.
Chwalęcińskie sanktuarium jest najmłodszym, najmniejszym i chyba najbardziej zapomnianym z warmińskich centrów odpustowych. Mury straszą odpadającym tynkiem, dachy zardzewiałą blachą, a z sufitów podcieni sypie się na głowę stara farba. Całość ma jednak niesamowity urok, a spokój uwięziony pod grubą warstwą zaniedbań, udziela się nawet - wydawałoby się - odpornym na tego typu wzruszenia.
Prawdziwa niespodzianka czeka jednak dopiero za ciężkimi drzwiami, do których klucza pilnuje pani sołtys (ewentualnie sołtysowa) mieszkająca po drugiej stronie drogi.
Bogato zdobiony ołtarz z 1728 roku stanowi oprawę "czarnego krucyfiksu". Z tego samego okresu pochodzą również ołtarze boczne i ambona. Ale najwspanialsze są polichromie jakimi ozdobiono strop kościoła. Przez dwa lata (1748-49) malował je Jan Lossau, przedstawiając, zgodnie z wezwaniem kościoła, historię Krzyża Świętego. Po niedawnej renowacji, odświeżone malowidła wyglądają po prostu olśniewająco! Szkoda, że ogląda je ledwie kilkunastu mieszkańców wsi, na jednej tylko, cotygodniowej niedzielnej mszy i garstka zabłąkanych turystów. Naprawdę warto tu zajrzeć.