Podróż Moja dżungla białowieska - Zima-największy wróg dzika



2009-02-24

Koniec lutego. Przedwiośnie na razie słychać tylko w prognozach pogody, póki co ostatnich kilka nocy było bardzo mroźnych i obfitujących w opady śniegu,które przystroiły drzewa w grube czapki i białe kożuchy. Puszcza zimą jest jak martwa. Zalegająca w uszach cisza aż w uszach dzwoni,żadego trelu ptaszka,nawet wiatr jakby umarł, nie poruszając żadną, nawet najmniejszą gałązką. Słychać bicie własnego serca, ba-człowiek zaczyna słyszeć nawet własne myśli. Dziwne uczucie. Szłam pośród tej ciszy i nieruchomych drzew jakby pośród ruin starożytnego miasta.

I nagle...ziemia jakiś metr przede mną zaczęła trząść się i unosić do góry. Było to tak niespodziewane, tak nagłe, że stanęłam jak wryta. Spod moich nóg wyskoczyły 2 dziczki, które w kopce starego siana zorganizowały sobie barłóg. Nieduże, dzieciaki jeszcze,spały sobie smacznie wtulone jeden z drugi, i dopiero gdy o mały włos nie nadepnęłam im na głowy zdecydowały się na ucieczkę, chociaż ucieczka w tym wypadku to określenie na wyrost. Dziki były tak słabe, że ledwo trzymały się na nogach, chwiały się na wszystkie strony, z trudnością zrobiły parę kroków i zatrzymały się kilkanaście metrów dalej. Nie miały siły uciekać. 

W barłogu został jeszcze trzeci dziczek, który nadal sobie smacznie spał. Czy jednak? Leżał nieruchomo, a moja obecność nie robiła na nim żadnego wrażenia. Znów wszystko zamarło. Stałam ja,stały one, a to jedno-jeszcze przecież dziecko-leżało. Dziki nie miały siły odchodzić od swego brata, który nie obudził się już z ostatniej wspólnej drzemki.Umarł śmiercią głodową, nie mogąc przez ostatnie tygodnie wygrzebać spod grubej warstwy śniegu wystarczającej ilości pożywienia. W dwóch pozostałych kołatało się jeszcze życie. 

Na przedwiośniu bardzo wiele dzików umiera w ten sposób, szczególnie młodych i słabych. Odwieczny łańcuch życia i śmierci, splecione w nierozerwalnym uścisku. Była to jedna z tych chwil, gdy postanowiłam zrezygnowac ze zdjęć by nie narażać dzików na dalszą ucieczkę i utratę sił. 

Gdzieś nad głową rozległo się krakanie kruka -padlinożercy o najszybszym refleksie w swojej grupie zawodowej. Kruk zjawia się pierwszy, nawet w ciągu 20 min. od padnięcia.Za nim korowód większych i mniejszych głodnych brzuchów. Dziś stół będzie obficie zastawiony.

 

 

  • Zima w puszczy