KOLONIALNE CUSCO – PĘPEK ŚWIATA
Teraz trochę namieszam w czasie. Jest już wieczór ostatniego dnia pobytu w Peru i za jakąś godzinę udajemy się na pożegnalną kolację z tańcami, ale teraz połączę dwa dni. Jeden, a był to wczorajszy poranek w Cusco, i dzisiejsze zwiedzania miasta.
Wczoraj rano wyruszyłem o 6:00 spod hotelu wyposażony w aparat fotograficzny, a także mój nieodłączny plecak i pojechałem do centrum. Taksówka zatrzymana bez żadnego problemu na ulicy („Plaza de Armas por favour”) kosztowała dokładnie 3 sole (trzy złote !) za około 15 minut jazdy. Dałem kierowcy 5 soli na dobry dzień, za co zostałem obdarzony szerokim uśmiechem.
Oddałem się pasji fotografowania miasta o wschodzie słońca i bez nadmiaru ludzi. Przed kilkoma godzinami spędziliśmy kilkadziesiąt minut na tym samym placu, ale wrażenie było zupełnie inne. Wczoraj pusto i kameralnie, wschodzące słońce które rozpalało szczyty kolejnych budowli otaczających plac… Niesamowita atmosfera. Wraz ze mną było jeszcze dwóch podobnych maniaków, ale byli ubrani znacznie cieplej niż ja. Rzeczywiście w cieniu było raczej rześko i widziałem zdumione spojrzenia tubylców patrzących na gringo w kapeluszu, t-shircie i kamizelce, podczas gdy oni sami byli opatuleni ciepłymi kurtkami, a niektórzy mieli nawet rękawiczki. Wrażenie podobne jak w zimie w Egipcie.
Starałem się na miarę moich możliwości uchwycić magię tego pępka świata (według wierzeń Inków, Cusco było centrum centrów świata). Plaza de Armas prawie pusta, wschodzące słońce, … bajka.
Byłem świadkiem stłuczki na bardzo stromej ulicy wcześniej polanej wodą z polewaczki, a także kupiłem za jednego sola przepyszny biszkopt bananowy od ulicznego sprzedawcy. Bardzo lubię takie klimaty i podobnie sfotografowałem Wenecję i Rzym kilka lat temu. Miasta o poranku pokazują zupełnie inne oblicze. Mam nadzieję, że kilka załączonych fotek wyjaśni mój punkt widzenia.
W ogóle klimat Cusco jest fantastyczny. Szczególnie o poranku warto pochodzić po okolicach Plaza de Armas i zwiedzać boczne uliczki i niewielkie placyki. Na razie nie ma turystów, tylko miejscowi spieszą (może nawet niespecjalnie) do pracy. Czytają poranne gazety i czyszczą buty. Prowadzą pogawędki ze spotkanymi znajomymi… Pomiędzy dorosłymi pijącymi herbatę z ulicznych stoisk przemykają dzieciaki spieszące się (te rzeczywiście) do szkoły. To wszystko oświetlone porannym słońcem…
Tylko ziiiimno w ręce…