Podróż México... do trzech razy sztuka* - Długa... bardzo długa podroż



2008-10-29

Udało się! Po raz trzeci! Prawie trzydzieści godzin na nogach, z czego dwanaście w powietrzu, i wczoraj koło dziewiętnastej znowu mogłem poczuć ten cudowny smród jakim poci się Miasto Meksyk.

Nawet nie wspominam, że ledwo żyłem wysiadając z samolotu, że godzinne opóźnienie działa na nerwy (szczególnie kiedy, w typowo angielskim stylu, informacja o opóźnieniu podawana jest wraz z tysiącem irytujących przeprosin), że nie potrafię spać w samolocie, itp... Po co o tym pisać, jeśli już po kilku chwilach od wyjścia z samolotu napełnia człowieka radość w najczystszej postaci?

Tak jak poprzednim razem na początku trasy, Miasto Meksyk  stanowiło tylko punkt przesiadkowy. Dlatego prosto z lotniska, za 240 pesos (!!!), autoryzowaną taksówką, przetransportowaliśmy się na Terminal Norte - jeden z czterech gigantycznych dworców autobusowych w Ciudad de México. Bezpieczeństwo w tym mieście słono kosztuje. Ale nie radzę na nim oszczędzać!

Szczęśliwie, mimo opóźnienia, do autobusu zostały nam dwie godziny, więc była okazja, by przyjrzeć się pasażerom...

Zadziwia przede wszystkim ilość bagaży jaką targają ze sobą meksykańscy podróżni. Nawet my, mimo że przylecieliśmy na trzy tygodnie, mamy tylko nieduże plecaki. A miejscowi? Większość wygląda tak, jakby właśnie się przeprowadzała. Ogromne kartony, wielkie torby (takie, jakie u nas można spotkać na wschodnich targowiskach;-) i mniej lub bardziej obwiązane sznurkiem lub obklejone taśmą pakunki. Wyraźnie widać też, że z Miasta wyjeżdża wieś. Świadczą o tym choćby tradycyjne stroje, słomiane kapelusze, sporo chińsko-tandeciarskiej mody i lekkie zagubienie, podobne do naszego, mówiące "chce się stąd w końcu wydostać!".

Nie wiem czy to z jakiejś specjalnej okazji, czy to codzienna norma, ale dworzec pełen był niepełnosprawnych na wózkach. I nie chodzi mi o żebraków! Albo w Mieście odbywała się jakaś impreza sportowa (bo sportowa była większość wózków), albo niepełnosprawności nie chowa się tu w domu, jak (daleko nie szukając) w Polsce. Ciekawe...

Ciekawe są też sposoby młodych meksykańskich matek na uspokojenie wrzeszczących maluchów. Jedna z nich karmiła swojego brzdąca na przemian coca-colą ze smoczka i chipsami, po czym, zdecydowanie już szczęśliwszemu, pozwoliła przyssać się do piersi...

I jeszcze w temacie bezpieczeństwa... Co prawda nie wiem jakie obroty mają publiczne toalety na dworcu, ale odbieranie utargu przez uzbrojonych w karabiny ochroniarzy wydało mi się odrobinę przesadzone. Ale może tylko mi?

[Ta "relacja" pisana była na żywo, stąd mieszanina czasów - byliśmy, jesteśmy, będziemy - i trochę uwag, które w dłuższej perspektywie trochę się zdezaktualizowały. Nie zamierzam jednak niczego zmieniać ani usuwać, bo tekst (tak mi się wydaje) straciłby świeżość i tę dawkę ekscytacji, która towarzyszy podróży.]

------
*póki co do trzech! Niestety, chwilowo nie zapowiada się, żebyśmy do Meksyku wrócili, ale... Nunca sabes que pasará mañana.

  • Meksykańskie symbole... Bandera Mexicana
  • Meksykańskie symbole... Cerveza
  • Meksykańskie symbole... Cerveza
  • Meksykańskie symbole... Casa Azul
  • Meksykańskie symbole... Topes
  • Meksykańskie symbole... Topes
  • Meksykańskie symbole... Topes
  • Meksykańskie symbole... Cempaxochitl
  • Meksykańskie symbole... Calaveras
  • Meksykańskie symbole... La Virgen
  • Meksykańskie symbole... La Virgen
  • Meksykańskie symbole... Wiara
  • Meksykańskie symbole... Burzliwa polityka
  • Meksykańskie symbole... Zapatistas
  • Meksykańskie symbole... Kurczaki na Mercado Municipal
  • Meksykańskie symbole... Chicharrón
  • Meksykańskie symbole... Lemonki
  • Meksykańskie symbole... Nopal
  • Meksykańskie symbole... Chiles
  • Meksykańskie symbole... Chiles
  • Meksykańskie symbole... Chiles