Podróż 2000 kilometrów Meksyku - [Guadalajara IV]



2007-11-24

No i nadszedł czas pożegnania. Autobus Kaśki i Padre odjeżdżał około trzeciej. Odprowadziliśmy ich do hotelu. Ostatnie uściski dłoni i buziaki... Mieliśmy się już nigdy więcej nie spotkać. Świat jest jednak zbyt mały, ale o tym trochę później.

 

My - Aśka i ja - mieliśmy jeszcze pięć godzin do odjazdu w tropiki. Spakowaliśmy się więc spokojnie i dla zabicia czasu zapuściliśmy w zakamarki Mercado el Baratillo. Myli się ten, kto myśli, że to ogromne targowisko może stanowić turystyczną atrakcję pełną tradycyjnego rękodzieła i lokalnych wyrobów. O nie! Zdecydowanie króluje tu chińszczyzna. Przede wszystkim i w ogromnym asortymencie chińska (lub inna tania i niekoniecznie najwyższej jakości) damska bielizna. Dodam, w większości bardzo skąpa damska bielizna...

 

Oprócz tego, masa galanterii: rękawiczek, szalików, chust, gumek, opasek...

 

Trzecią grupę "biznesmenów" z el Baratillo stanowią piraci video- i fonograficzni, do spółki ze sprzedawcami wątpliwej jakości elektroniki. Przyznaję, że takiej ilości kopiowanych nagrań nie widziałem nigdy w życiu. Ciekawe, że oprócz detalistów, zupełnie jawnie wystawiają się tu hurtownicy z całymi kartonami jednakowych tytułów. Od pornosów i filmów akcji klasy "B" i dalszych, po romantyczne komedie i bajki dla dzieci. Od Shakiry i Rickiego Martina, po mariachis i inne "biesiadne" przeboje.

 

Mój aparat wywoływał dość srogie miny sprzedawców, więc odpóściłem sobie uwiecznianie tego miejsca. Kupiłem za to kilka tanecznych składaków z cumbią i reggaetonem po dziesięć pesos od sztuki.

 

Sąsiedni targ - Mercado de San Juan de Díos - to z kolei stuprocentowa cepeliada w wydaniu meksykańskim. Na straganach i w sklepach przy pasażu stanowiącym przedłużenie Plaza Tapatía, można wyposażyć się, między innymi, w tradycyjne stroje na każdą ważną chwilę w życiu. Na pierwszą komunię, na pietnaste urodziny, na ślub... Wszystko w osobnych, pokaźnych rozmiarów sklepach. Mężczyzn zaś, zapraszają sklepy z butami, kapeluszami i, znów osobne, ze strojami mariachis.

 

Ozdobą targowiska, dosłownie, są sklepy z wszelkimi wyszywankami, koronkami, haftami i innymi, misternie dzierganymi arcydziełami sztuki ludowej, tworzonymi na bluzkach, spódnicach, sukniach, ale też na serwetach czy obrusach. Rzecz zdecydowanie dla miłośników tego typu cacek, choć niewątpliwie urocza i, co istotne - lokalna.

 

Koło czwartej byliśmy z powrotem w hotelu. Zabraliśmy graty i uśmiechem pożegnaliśmy grubą recepcjonistkę, która chyba nigdy nie śpi. Taxi, i po prawie godzinie jazdy w korkach byliśmy na ogromnym dworcu.

 

[Uwaga na marginesie: po raz kolejny potwierdziła się zasada, że taksówki na lotnisko/dworzec są średnio o 1/3, a nawet połowę tańsze. W Guadalajarze przejazd do miasta kosztował nas 120 pesos. Trasa odwrotna - 70 pesos]

 

Kilka minut przed osiemnastą, w niemal pustym autobusie, ostatecznie pożegnaliśmy Guadalajarę. Przed nami prawie tysiąc kilometrów, kilkaset metrów wysokości, ze trzy strefy klimatyczne i w końcu złote plaże Acapulco. Z samej trasy niewiele pamiętam. Raz, że w chwilę po wyjechaniu na autostradę zapadł zmork. A dwa, traktując autobus jako hotel, po prostu starałem się w miarę możliwości zasnąć. W przeciwieństwie do Aśki, która przespała niemal całą podróż, miałem z tym spore problemy. Ale dzięki temu po raz trzeci obejrzałem Noc w muzeum i kilka idiotycznych, czarno-białych, meksykańskich komedii z lat 40...

 

[info techniczne: Trasa Guadalajara - Acapulco była dla mnie największym "wyzwaniem" logistycznym. To spory kawałek Meksyku, wymagający poświęcenia tak cennego na urlopie czasu, na jazdę autobusem.

 

Pod uwagę brałem kilka opcji. Między innymi trasę wzdłuż Pacyficznego Wybrzeża: San Blas, Puerto Vallarta, Barra de Navidad, Manzanillo. Kusząca była też opcja trasy przez kolonialne perełki - Colimę i Morelię. Ostatecznie przeważył upór Dżoany, która koniecznie chciała spędzić kilka niczym nie zmąconych dni na plaży. Nie bez znaczenia było też super-dogodne połączenie, dzięki któremu w zasadzie nie straciliśmy czasu. Noc i tak byśmy przespali.

 

Dla zainteresowanych podaję: autobus linii Futura (Grupo Estrella Blanca) odjeżdża z terminala siódmego dworca w Guadalajarze. Bilet pierwszej klasy kosztuje 646 pesos (listopad 2007). Podróż trwa około trzynastu godzin, dzięki czemu nowy dzień można już rozpocząć nad Pacyfikiem. W 2007 roku funkcjonowało też bezpośrednie połączenie lotnicze między Guadalajarą i Acapulco, obsługiwane przez linię Aviacsa]