Podróż 5 kontynentów w 5 miesięcy - St. George, kaniony i dzisiejszy Dziki Zachod



2009-11-11

Droga przez Kalifornie, Nevade i Arizone do Utah wiodla w wiekszosci przez pustynie  Mojave, bezowo – brazowa, pelna fruwajacych kep zeschnietej trawy, gzie niegdzie wysokich kaktusów, ze wzgórzami w tle. Najdziwniejsze byly ulokowane niedaleko od drogi, w samym srodku tej goracej, pustej pustyni, male osiedla przyczep kempingowych. Kto tu mieszka? Czy z wlasnej woli, czy braku srodków, czy z przymusu? Bardzo nas to intrygowalo.

Zatrzymalismy sie na postój w pierwszym malym miasteczku za granica Nevady, w Primm. Znajduja sie tu kasyna i centrum handlowe. We wszystkich miastach ‘wjazdowych’ na granicy Nevady z okalajacymi miastami ulokowaly sie kasyna. Dla tych, którzy nie chca fatygowac sie cala droge do Vegas.

Dalej droga nie wiele sie zmieniala. Minelismy blyskotliwe Vegas z lsniacymi wiezowcami kasyn i zobaczylismy zniewalajacy zachód slonca w Arizonie. Bylo juz prawie ciemno, gdy przejezdzalismy przez wawóz rzeki Virgin, gdzie droga wije sie waskim przesmykiem pomiedzy ciekawymi formacjami skalnymi. Dotad skaly sa bezowe, szare, brazowe. Zaraz za wawozem rozciaga sie zas przepiekny krajobraz calkiem innej pustyni w Utah: czerwono – rózowo – pomaranczowej. W dodatku wniesienia te przyjmuja fioletowo – rózowy odcien przy zachodzie slonca. Cos wspanialego.

Byl juz wieczór, kiedy dojechalismy do St. George, w którym sie zatrzymalismy.

Nastepnego dnia od razu pojechalismy do Parku Narodowego Zions, mimo iz pogoda nie byla najlepsza. Dzien byl zachmurzony i wietrzny, ale nic nie bylo w stanie przycmic piekna tego miejsca. Kanion Zions przecina dolina rzeki Virgin. Jest tym bardziej wyjatkowy, ze wjezdza sie do niego ‘od dolu’, a glówne szlaki wioda wzdluz koryta rzeki i w góre (w przeciwienstwie do np. Kanionu Bryce czy Kolorado, gdzie wjezdza sie na góre i spoglada i schodzi w dól). Po przekroczeniu bramy wjazdowej do Parku zostawilismy samochód na parkingu i poszlismy dalej na nogach. Na poczatku mozna isc ulica, która jezdza autobusy podwozace az do miejsca zwanego Swiatynia Sinanavy, a stad wiedzie juz zwykly pieszy szlak. My doszlismy do momentu, gdzie dalej trzeba przeprawic sie przez rzeke, najlepiej w wysokich po uda gumowcach, w które niektórzy byli wyposazeni. My za to zawrócilismy i w drodze powrotnej jeszcze raz podziwialismy piekne czerwone skaly stojace pionowo po obu stronach rzeki, cudnie ubarwione jesiennymi kolorami drzewa i krystalicznie czyste, glosno szemrzace, rwace wody rzeki Virgin. Widzielismy sarny pasace sie na drugim brzegu, nie robiace sobie nic z obecnosci ludzi, wiewiórki i plochliwe pregowce. Na skalach, nawet kilkaset metrów nad naszymi glowami zmagali sie z natura wspinacze, wygladajacy z naszej perspektywy niczym mrówki.

Zions jest przepieknym miejscem. Postanowilismy wrócic tu raz jeszcze przed wyjazdem.

Po wyjezdzie z Parku spedzilismy jeszcze z godzine w Springdale, miejscowosci pieknie usytuowanej u wrót Kanionu. Obejrzelismy pamiatki nawiazujace do sztuki miejscowych Indian, zobaczylismy rancho jeleni, teksanskich krów i sfotografowalismy biozna na jednym z wybiegów otoczonych metalowa siatka z napisem: ‘Uwaga, bizon moze staranowac siatke’. Brr, sama jego glowa byla wielkosci calej Mlong chyba, az ciarki przeszly na mysl, iz móglby faktycznie sie wazyc. Ale i smutek ogarnial, kiedy pomyslal sobie czlowiek, ze kiedys zyly na wolnosci w stadach dochodzacych do setek tysiecy sztuk, podobnie jak i jelenie hodowane dzis jak kazde inne bydlo.

Po drodze ze Springdale do St. George zatrzymalismy sie w malym turystycznym niby - miasteczku z Dzikiego Zachodu, w którym domki zostaly wybudowane w proporcjach niczym z komiksów o Lucky Luke’u. Wygladaly bardzo komicznie i bajkowo w swietle zachodzacego slonca; jedna z niewielu sztucznych, zaaranzowanych atrakcji czysto ‘pod turystów’, która nam sie wydala calkiem fajna. Dalej minelismy farme strusi, zatrzymalismy sie raz jeszcze przy rzece i obejrzelismy koncówke zachodu slonca nad piekna panorama La Verkin, miasteczka bajecznie usytuowanego wsród czerwonych i popielatych skal.

Wspanialy dzien.

Nastepnego ranka wyjechalismy do Mesquite, miasta w Nevadzie oddalonego o jakies 45 minut, najblizszego bastionu hazardu od St. George. Mieszkancy tej czesci Utah uzywaja zartobliwego okreslenia ‘Mesquite Run’ (bieg do Mesquite). Oznacza ono wypad na impreze, do kasyna lub po prostu na pijacki wieczór, jako ze w Utah nie ma zbyt wielu barów. Mlodzi ludzie chcacy sie w ten sposób zabawic, ‘uciekaja’ wiec do Mesquite. My przyjechalismy tutaj jednak na wystawe domów. Bylismy ciekawi nowoczesnych wystrojów wnetrz i innowacyjnych rozwiazan ekologicznych. Niektóre z 12 otwartych do zwiedzania domów oszczedzaly ponad polowe energii i byly o kilka razy bardziej przyjazne dla srodowiska. Oszczednosc energii jest obecnie modna w Stanach, przede wszystkim zapewne ze wzgledu na kryzys. Domki byly bardzo ladne, a cala wystawa ciekawa.

Wieczorem tego samego dnia poszlismy zobaczyc jedna z bardziej znanych  atrakcji Halloween’owych – labirynt w polu kukurydzy. Znajdowalo sie ono na autentycznej farmie w hrabstwie Washington (Utah). Po wykupieniu biletu mozna bylo zwiedzic cala farme, przejechac sie traktorem i obejrzec rzezbione dynie. Do labiryntu zabrala nas bryczka z belkami slomy zamiast siedzen. Bylismy troche zawiedzeni, ze bylo tylko jedno wejscie, ‘kto by sie tu zgubil’ – myslelismy. Spodziewalismy sie, ze trzeba bedzie znalezc wyjscie po drugiej stronie i ze na tym wlasnie polega caly koncept. Ale i tak udalo nam sie zgubic i to na dluzsza chwile.           

Kolejnego dnia pojechalismy do Snieznego Kanionu, polozonego bardzo blisko miasta, moze jakies 5 -10 minut dalej od jego granic. Jest to kolejne piekne, malownicze miejsce Utah. Skaly przechodza tu niczym falami z czerwonych w biale a na koniec czarne, wulkaniczne. Spacerowalismy przez pól dnia, nie mogac sie nadziwic wspanialej fantazji natury. Dotarlismy do bardzo waskiej i wysokiej jaskini, w której kobiety indianskiego plemienia Anasazi pozostawily wykute w skale nascienne rysunki. Niezwykle, magiczne miejsce, jak caly Sniezny Kanion.

W drodze powrotnej skrecilismy na osiedle Kayenta w miejscowosci Ivins, które przykulo nasza uwage swoja niepozornoscia. Wlasciwie trudno je nawet zauwazyc. Domy, specjalnie zaprojektowane w stylu ‘pueblo’ wtapiaja sie w tlo kolorowych skal. Podobala nam sie koncepcja, choc Mlong nie do konca mogla sobie wyobrazic mieszkanie w sasiedztwie jedynie pustynnych stworzen, szczególnie tych pelzajacych.

Po powrocie do St. George zwiedzilismy jego niewielkie centrum. Jest ono bardzo przyjemne i zadbane, ulice sa szerokie, a budynki siegaja maksymalnie dwóch pieter. Jedyna budowla górujaca w jego panoramie jest sniezno – biala, smukla, wysoka swiatynia mormonska. Glówna czesc nie jest udostepniona do zwiedzania, w przyswiatynnym centrum dla odwiedzajacych mozna jednak zobaczyc zdjecia jej wnetrz i dowiedziec sie wszystkiego o tej religii, czy to z opowiesci pracujacych tam wolontariuszy, czy z wystawy, czy tez z filmów granych w kilku malych salach kinowych.

Poniewaz w samym miescie nie ma az tyle do zwiedzania, wybralismy sie jeszcze raz poza nie. Pojechalismy w strone Leeds, gdzie pospacerowalismy po dawnej kopali srebra (tylko na zewnatrz, tunele nie wygladaly zbyt stabilnie) i miasteczku, które dawniej przy niej stalo. Pozostawiono tu nawet kilka zabytkowych budynków, takich jak kosciól i bank.  

Nazajutrz mielismy jechac do Kanionu Kolorado, na jego pólnocna krawedz, ale dowiedzielismy sie, iz wjazd moze byc zamkniety ze wzgledu na opady sniegu. Troche zawiedzeni postanowilismy zmienic plany i pojechalismy do Narodowego Pomnika USA Cedar Breaks. Po drodze zatrzymalismy sie w uroczym miasteczku Cedar City, gdzie poczulismy sie prawdziwie jak na wspólczesnym Dzikim Zachodzie. Pelno jest wielkich rancho, a ich wlasciciele wciaz nosza kapelusze cowboyskie.

Najbardziej niesamowite jest tez to, ze wystartowalismy tego dnia rano z pustyni z 25 stopniami Celsjusza; w Cedar City, niecala godzine jazdy dalej po pustyni nie bylo juz sladu, wszystko jest tu zielone, a po juz w polowie drogi w góre do Cedar Break  zastalismy warstwe sniegu! Bylismy zachwyceni. Dojechalismy do Brain Head, znanego z dobrych tras narciarskich i jak dzieci wyskoczylismy na snieg by porzucac sie kulkami. Pierwszy punkt widokowy na Cedar Breaks zaparl nam dech w piersiach. Ogromne urwisko z czerwonymi skalami pokrytymi sniegiem tu i ówdzie, z zielonymi sosnami dookola i w dole. Ogromne kontrasty dodaja dramatyzmu tym widokom. Cudny widok, którego nie da sie opisac slowami. Zatrzymywalismy sie na kazdym z punktów widokowych dookola, a kazdy z nich byl inny. Przy ostatnim, gdzie znajdowalo sie zamkniete juz o tej porze roku centrum dla odwiedzajacych, wybralismy sie na dluzszy spacer szlakiem prowadzacym do (tez pustego juz) pola namiotowego. Co za wymarzone miejsce na kemping! Gdzie sie czlowiek nie obróci, to inny, coraz ladniejszy krajobraz. Niestety obuwie mielismy troche nieodpowiednie na dalsze brodzenie po sniegu, wyszlismy zatem z powrotem na górna krawedz i obszernym kólkiem wrócilismy n parking. W drodze powrotnej do Cedar City zatrzymywalismy sie jeszcze wiele razy, to na olbrzymiej lace, wygladajacej jak zielone jezioro, to przy bystrym strumyku pelnym  zóltych lisci jesiennych drzew, to przy kolejnych imponujacych formacjach skalnych i w sanktuarium orlów, w którym leczy i przygarnia sie niesprawne ptaki.

Na koniec tego fascynujacego dnia zwiedzilismy muzeum na Farmie Johnsonów w St. George, w którym zobaczylismy odciski stóp dinozaurów zyjacych w tym miejscu 195 – 197 milionów lat temu.    

Ostatni dzien w Utah spedzilismy po raz kolejny w Parku Zions, a wydal nam sie on jeszcze piekniejszy. Byc moze dzieki ladnej, slonecznej tego dnia pogodzie. Az nam sie nie chcialo odjezdzac póznym popoludniem.

Wyjezdzajac ze Springdale tym razem skrecilismy na Droge Anasazi (nazwa plemienia Indian), na której koncu odkrylismy osiedle kilku domów usadowione na samym szczycie wzgórza z panorama na Zions. Co za lokalizacja na dom! Widoki pierwsza klasa. Zaparkowalismy tu samochód i poszlismy na niedlugi spacer, podziwiajac zachód slonca nad tym pieknym kanionem.

Stan Utah jest zachwycajacy, a my przeciez widzielismy tylko jego skrawek, ile jeszcze cudownych zakatków musi w sobie kryc...

  • St. George
  • St. George
  • St. George
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Cedar City
  • Mesquite
  • Mesquite
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Cedar Breaks
  • Cedar Breaks
  • Cedar Breaks
  • Cedar Breaks
  • Cedar Breaks
  • Cedar Breaks
  • Cedar Breaks
  • Cedar Breaks
  • Cedar Breaks
  • Cedar Breaks
  • Cedar Breaks
  • Cedar Breaks
  • Cedar Breaks
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Cedar Breaks
  • Cedar Breaks
  • Cedar Breaks
  • Utah
  • Zions
  • Zions
  • Zions
  • Zions
  • Zions
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Utah
  • Zions
  • Zions
  • Zions
  • Zions