Podróż 5 kontynentów w 5 miesięcy - Miasto Aniolow i Miasto Slonca



2009-11-11

Z Rarotonga mielismy wyleciec do Los Angeles o pólnocy, nie oplacalo sie wiec isc spac tej nocy. Niestety samolot byl spózniony 3 godziny, takze kiedy wyladowalismy po 9,5 godzinach lotu bylismy niesamowicie zmeczeni, ale postanowilismy wytrzymac jeszcze te pare godzin do wieczora, by lepiej przestawic sie na amerykanski czas. Udalo sie, ale pod wieczór chodzilismy juz na rzesach.

Zatrzymalismy sie w Sun City kolo Los Angeles, w przyczepie kempingowej w ogródku u Dziadka Boba.

Juz w drodze z lotniska rzucila sie w oczy susza jaka panuje w poludniowej Kalifornii. Nie padalo tu porzadnie juz od trzech lat, wiec wszytko jest suche, bezowe i zakurzone. Bardzo smutny widok. Tylko parki, okolice centrów handlowych i prywatne ogródki, spryskiwane kazdego dnia cenna woda sa zielone. Reszta w przygnebiajacym brazie czeka na deszcze lub sniegi.

Su City jest dosc ladna, zadbana okolica, domki sa idealnie skomponowane i symetrycznie rozmieszczone po obu stronach ulicy ciagnacej i wijacej sie w nieskonczonosc, tak, ze mozna sie tu poczuc jak w labiryncie. Kazdy zakret wyglada tak samo. Jest to osiedle dla osób powyzej 55 roku zycia (tzw. osiedle emerytów), wiec nie uswiadczysz tu wielu dzieci, a za to czestym widokiem sa pojazdy golfowe, którymi starsze osoby suna po sprawunki. Dziadek Bob tez ma taki wózek, obity drewnem i nawet z pasujaca przyczepa. Laduje sie go na prad, który jest tu tanszy nawet niz benzyna, wiec wszyscy staraja sie zawsze jak najwiecej zalatwic w zasiegu ruchu meleksów. Dopiero gdy naprawde trzeba, wsiada sie w samochód.

Poniewaz Dziadek Bob kupil sobie niedawno nowa lódke, troche w stylu barki turystycznej, o wdziecznej nazwie Sea Jane, z której jest bardzo dumny, od razu po zostawieniu bagazy w jego domu, pojechalismy nad jezioro Perris, by podziwiac i wypróbowac ten nowy nabytek. Lódka byla bardzo fajna, z mostkiem do sterowania na górnym pokladzie. Jeziorko nie za wielkie, z wyspa po srodku, dwoma przyjemnymi plazami i polem kempingowym, bardzo ladne, otoczone wzgórzami i tama z jednej strony. Obejrzelismy piekny zachód slonca sunac po spokojnej tafli wody, pomachalismy do kilku rybaków (‘Biora?’ ‘Biora!’ Swietnie!’) i poobserwowalismy czaple powolnie brodzace w przybrzeznych szuwarach. Moglismy nawet pokierowac przez chwile. Prowadzenie lódki to nie to samo co samochodu, reakcja po skrecie sterem jest bardzo opózniona. Przynajmniej nam, niewprawionym sprawilo to troche trudnosci, ale jest do opanowania. Na pewno bedziemy mieli jeszcze okazje pocwiczyc.           

Przez dwa nastepne dni zwiedzilismy okolice, pospacerowalismy po parkach, nad kolejnym malym jeziorkiem i po pobliskim wzgórzu, gdzie zobaczylismy stadnine koni i rancho. Zawitalismy tez do centrum handlowego po zakupy i by sprawdzic aktualne przeceny oraz – przyznajemy sie bez bicia – do kilku fastfoodów. :P Ale w In-And-Out-Burger sprzedaja naprawde najlepsze hamburgery w Stanach! Menu sklada sie z trzech podstawowych skladników i sa tylko trzy zestawy do wyboru. Czeka sie dosc dlugo, bo wszystko przygotowywane jest swiezo na zamówienie, ale warto poczekac. Hamburgery sa pycha! Mielismy wielkie ambicje pobiegac troche po takim obzarstwie, ale jakos… znowu musimy sie przyznac, nam zeszlo… Nie bylo czasu! Odrobimy pózniej ;).

Kolejnym punktem zwiedzania bylo Hollywood. Kazdy ma chyba swoje wlasne wyobrazenie o tym miejscu. Takze i my bylismy ciekawi, jak w rzeczywistosci wyglada. Po drodze zjechalismy pare razy z autostrady by zobaczyc panorame ogromnego, rozlozystego Los Angeles, jego centralna dzielnice z wiezowcami i szerokie, piaszczyste  plaze nad Pacyfikiem, niektóre pelne surferów czekajacych cierpliwie w wodzie na te jedna, jedyna wlasciwa fale.

Pogoda byla wspaniala, slonce i 35 stopni (Celsjusza), wiec cieszylismy sie nia wedrujac po Miescie Aniolów, pamietajac, ze w Polsce pewnie juz zimno i plucha… Trzeba naladowac endorfiny na zapas.

Wreszcie dojechalismy do Hollywood. Jakos tak malo sensacyjnie i bez fajerwerków musimy przyznac. W oddali na jednym z wzniesien dostrzeglismy slynny napis HOLLYWOOD, ale nie moglismy znalezc drogi do niego, co chwile wjezdzalismy w slepa ulice. W koncu sie poddalismy ze wzgledu na brak czasu. Zrobilismy sobie zdjecie z daleka i pojechalismy na slynny Bulwar Zachodzacego Slonca. Jest to szeroka ulica z kawiarniami i ogródkami po obu stronach, barami, drogimi sklepami, tanszymi sklepami z pamiatkami i hotelami. Jest tez kilka muzeów, hala koncertowa i studia nagran. Stoi tu tez budynek CNN, HBO itp. Wszystko kreci sie tematycznie wokól filmów. Bilbordy, wystawy sklepów, dekoracje budynków, pamiatki itp. itd. pelne sa zdjec aktorów, zapowiedzi kinowych, podobizn Oscarów. Po okolicy jezdza furgony z odkrytym dachem pelne turystów namietnie strzelajacych fotki miejscom gdzie ‘ktos slawny jada kolacje’ lub ‘ktos slawny raz zlamal sobie obcas’. Na ulicach stoja tez sprzedawcy ‘map gwiazd’, którzy na biezaco zaznaczaja, gdzie mozna napotkac ulubiona gwiazde lub gwiazdora (gdzie jada, gdzie robi zakupy, gdzie chadza) i gdzie krecone sa plenery ze znanymi osobistosciami. Pod koniec Bulwaru Zachodzacego Slonca wjezdza sie do Beverly Hills. W sumie to szukalismy Rodeo Drive, ale skoro juz tu sie znalezlismy, postanowilismy zobaczyc, jak mieszkaja bogaci Los Angeles. Nic jednak nie bylo widac spoza wysokich murów i gestych zywoplotów. Podobnie w Bel Air. Tutaj jeszcze jakis palac wystawal czasem ponad mur, ale poza tym i zloto zdobionymi bramami wjazdowymi nie widac nic. Jedynie co ciekawe, to dekoracje z okazji Halloween, czesto bardzo wymyslne i do zludzenia przypominajace prawdziwie krwawe sceny zbrodni lub olbrzymie pajeczyny oplatajace cala posiadlosc.

W drodze powrotnej przez Beverly Hills natknelismy sie na plener do jakiegos filmu w jednym z parków. Niczym ci paparazzi wiec wysiedlismy i poszlismy zobaczyc czy oby cos ciekawego sie wlasnie nie kreci. Troche nas zdziwila ogromna liczba psów ubieranych i charakteryzowanych pod bialymi namiotami rozlozonymi tuz za trzema glównymi planami akcji. Okazalo sie … ze krecono wlasnie film Beverly Hills Chihuahua II, a scena która powtarzano jakies 10 razy bylo serwowanie pieskowi obiadu na srebrnej zastawie na perskim dywanie przez lokaja . Hm… Powstawalo zapewne wlasnie na naszych oczach iscie wybitne arcydzielo z ambicjami do Zlotych Globów. Na sto procent ;).

Na koniec tego szolbizowego dnia pojechalismy na Bulwar Hollywood, gdzie ze spuszczona glowa sledzilismy gwiazdy wmurowane w Aleje Slaw (Walk of Fame), poswiecone najrózniejszym slawom filmu, telewizji i muzyki. Przy Chinskim Teatrze  kreca sie cale tlumy przebieranców oferujacych pozowanie do zdjecia za 5 $. Minelismy wiec dwie Marilyn Monroe (w tym jedna po szescdziesiatce, Elvisa, trzech Jacków Sparrowów, Kapitana Ameryke, Batmana, Spidermana, Supermana, Sponge-Boba Kanciastoportego, dwóch Shrecków i jedna Fione. Pewnie kogos pominelismy, ale musicie nam wybaczyc, gdyz az sie roilo od tych przebieranców. Stoj ac na swiatlach przy przejsciu dla pieszych uslyszelismy tez za plecami gadke dwóch rozdawców ulotek, z których to jeden przekonywal drugiego ze ‘moze zalatwic role w top – produkcji, jest przeciez na ‘ty’ ze Spilberiem, przyjazni sie z Jackiem Nicholsonem i byl w filmie Dzien  Niepodleglosci z Willem Smithem, czego nikt mu nie odbierze bracie, nikt!’ Jaaaaasneeeeee… Teraz to dopiero nagle poczulismy, ze faktycznie jestesmy w Hollywood i tak samo nagle postanowilismy juz sie stad zbierac. Hollywood: ‘zaliczone’. Zadnych rewelacji. Ale i tak warto bylo zobaczyc, jak w rzeczywistosci wyglada jedno z najslynniejszych miejsc na swiecie. Tak sobie, jesli nas zapytacie.

Po powrocie do Sun City spedzilismy jeszcze jeden wspanialy, sloneczny dzien na lódce. A ostatniego wieczoru poszlismy wesole miasteczko Poludniowej Kalifornii. Udalo nam sie, poniewaz jedna z kobiet przy wejsciu zaoferowala nam darmowe wejsciówki, które zakupila dla swoich dzieci, a te weszly jak sie okazalo za darmo. Znowu mielismy farta. Super. Jedzenia, pokazów akrobatycznych, karuzel i strzelnic bylo bez liku. My zjedlismy tylko lody, choc w ofercie byly nawet smazone w panierce na glebokim oleju: - snickersy, - ciastka markizy orios, - klomby kukurydzy, - maslo (!) i – ptysie; ponadto jablka: - w karmelu, - w lukrze, - w karmelu, czekoladzie i orzechach, - w karmelu, lukrze, czekoladzie i orzechach (mozna pewnie sobie wmówic, ze zjadlo sie ‘tylko’ owoc i ruszyc po wiecej smazonek). Jakos sie nie skusilismy, choc pachnialo tak ‘amerykansko’ ;). Obejrzelismy halasliwy wystep na trapezie ‘Piratów z Kolumbijskich Karaibów’, poprzedzony sprzedawaniem malowanek o piratach za 2 $ (przez samych piratów), Clong ustrzelil drewniane róze dla Mlong i zrobilismy sobie zdjecie przy makiecie z wycietymi glowami: jako osy. Ale najlepsze pozostalo na koniec. Na wielkiej arenie obejrzelismy wyscigi monstrualnych ciezarówek Monstertrucks. Och co za emocje pelne gestego kurzu wgryzajacego sie w oczy i zagluszajacego nawet Piratów z Kolumbijskich Karaibów warkotu gigantycznych silników napedzanych metanolem. Dwie Monstertrucki zostaly zdyskwalifikowane powodu problemów technicznych, jedyna kobieta – kierowczyni zajela czwarte miejsce a wygral zawodnik z pobliskiego hrabstwa. Zwyciezca na koniec dal pokaz krecenia kólek w miejscu, czyli okrecania sie ciezarówy wokól wlasnej osi, co pod koniec zakrylo i nas – publicznosc i jego w gestej, brazowej chmurze pylu. Uznalismy to za znak konca pokazu i po omacku udalismy sie do samochodu. Ale wieczór!

Nastepnego dnia spakowalismy sie, pozegnalismy z Dziadkiem Bobem, który byl na tyle mily, ze pozyczyl nam samochód (mamy nadzieje, ze nie bedzie mial pilnych spraw do zalatwienia poza strefa meleksów ;) ) i pojechalismy do Utah.

  • Beverly Hills
  • Beverly Hills
  • Beverly Hills
  • Beverly Hills
  • Bel-Air
  • Bel-Air
  • Hollywood
  • Hollywood
  • Hollywood
  • Hollywood
  • Hollywood
  • Los Angeles
  • Perris
  • Perris
  • Perris
  • Perris
  • Perris
  • Kalifornia
  • Kalifornia
  • Kalifornia
  • Kalifornia
  • Kalifornia
  • Kalifornia
  • Kalifornia
  • Mojave
  • Mojave
  • Mojave
  • Mojave
  • Mojave
  • Mojave
  • Mojave
  • Mojave
  • Mojave
  • Mojave