Podróż 5 kontynentów w 5 miesięcy - Joburg i pożegnanie z Afryką



2009-08-27

Oto znowu znaleźliśmy się w Johannesburgu, punkcie wyjścia tego etapu naszej podróży.

Dzięki naszym gospodarzom z Couch Surfingu, Francis i Barry’emu, te ostatnie dni w Afryce były po prostu świetne. Już po chwili gdy się spotkaliśmy, przypadliśmy sobie do gustu. Pierwszy wieczór w ich przytulnym domku na przedmieściach Johannesburga przegadaliśmy do północy. Okazało się, iż dzielimy te same pasje i tworzymy podobne małżeństwa. Oboje starają się obecnie sprzedać dom, by wyruszyć w dwuletnią podróż dookoła świata. Trzymamy kciuki! Mają zamiar zabrać tylko małe, dzienne plecaki (po 20 kg) i podążać za latem. Już się nie możemy doczekać ich relacji i mamy nadzieję, że odwiedzą nas w Polsce.

Następny dzień oboje mieli wolne i zabrali nas na przejażdżkę po mieście. Pierwszym przystankiem był targ rękodzielnictwa, gdzie sprzedawcy z całej Afryki Południowej i Środkowej oferują swoje wyroby z drewna, skóry, koralików itp. Chyba każdy może wyszukać tu coś dla siebie. Przed wejściem na bazar widnieje wielki napis: ‘To jest Afryka. Tarujemy się’. Także Clong wytargował nam dobre ceny za kilka drobnych souvenirów.

Następnie Francis i Barry zabrali nas do małej palarni kawy swych przyjaciół. Urocze miejsce, o cudownym zapachu świeżo wypalanych ziaren prosto z Etiopii. W środku znajduje się jedna niewielka maszyna do wypalania, otwarty magazyn surowych ziaren, i kawiarnia, gdzie można skosztować wielu rodzajów pysznej, świeżo wypalonej (na własnych oczach) kawy. A smakuje ona bosko! Cały biznes prowadzony jest na zasadach fair trade (sprawiedliwy handel), dzięki czemu mieliśmy okazję dowiedzieć się wiele, jak w rzeczywistości działa taka współpraca.  

Pod koniec dnia zrobiliśmy jeszcze dużą rundę dookoła miasta. Zobaczyliśmy biedne i bogate, nowe i historyczne dzielnice Johannesburga, kilka zabytków, budowy przygotowujące do Mistrzostw Świata Piłki Nożnej w 2010, by na koniec wdrapać się na najwyższe wzgórze i obejrzeć całą panoramę miasta. Joburg jest bardzo zielonym miejscem, ma ponad 10 milionów drzew, co czyni go największym stworzonym przez człowieka terenem zalesionym na świecie. Jest też pełen kontrastów: z jednej strony wielkie wille z basenami otoczone murami i drutem kolczastym i mizerne chatki biedoty tłoczące się z drugiej; piękne, stare, monumentalne budynki i nowoczesne wieżowce stoją przy zaśmieconych ulicach pełnych rozklekotanych straganów sprzedających szwarc, mydło i powidło, liczne biurowce pustoszeją, a przestępczość rośnie…

Ciekawe jak miejsce to zdoła się przygotować na Mistrzostwa i jak będzie się wtedy prezentować.

Fascynujący dzień zakończyliśmy wspólnym przygotowaniem kolacji. Clong nauczył się gotować pyszne Bobotie, miejscowy przysmak z mięsa mielonego zapiekanego w jajkach z morelami, jabłkami i rodzynkami, przyprawionego curry. Mniam, mniam. Francis zaprosiła też kilku znajomych, większość z Couch Surfingu i razem spędziliśmy super wieczór przy pysznym jedzeniu i południowo – afrykańskim winie.

Niestety już następnego dnia musieliśmy, nie bez smutku, opuścić naszych gościnnych gospodarzy, Joburg i Afrykę…

Koleżanka Francis zabrała nas na lotnisko, gdzie wsiedliśmy na samolot do Singapuru.

Do zobaczenia Afryko…

  • Johannesburg
  • Johannesburg