Podróż 5 kontynentów w 5 miesięcy - Windhoek, stolica Namibii



2009-08-03

20 godzin w autokarze ‘sypialnym’  (bardzo wygodne, duże fotele rozkładającesię w prawie – leżącą pozycję) z Kapsztadu w RPA do Windhoek w Namibii minęły zaskakująco szybko i wygodnie. Jedyną osobliwą rzeczą był fakt, iż firma przewozowa Intercape wypełnia chyba jakąś chrześcijańską misję, gdyż puszczano nam cały czas modlitwy, pieśni religijne a nawet film o konieczności nawrócenia się wszystkich niewierzących. Dostępnabyła też usługa sms’owa, gdzie po wysłaniu sms’a na odpowiedni numer, ktoś odmówi za ciebie modlitwę… Hmmmm…

W każdym razie rankiem następnego dnia dotarliśmy szczęśliwie na dworzec autobusowy w Windhoek. Pogoda podobna jak w RPA, przyjemne 20 stopni Celsjusza i słońce (noce są za to dość chłodne a nawet niekiedy mroźne). Po krótkim spacerze po centrum miasta odnaleźliśmy kafejkę internetową i telefon, dzięki czemu skontaktowaliśmy się z naszym gospodarzem (z Couch Surfingu), starszym panem Ashokiem, który wytłumaczył nam jak dostać się do jego domu. Co ciekawe, w Namibii nie ma publicznego transportu w miastach, do dyspozycji są tylko taksówki, zbierające wszystkich chętnych pasażerów po drodze, a dzięki temu nie drogie. Po zakwaterowaniu i poznaniu jego niezwykle goscinnej rodziny (syna i córki), pojechaliśmy z powrotem do centrum pozwiedzać to nadal dość egzotyczne dla nas miejsce. Windhoek okazał się bardzo zadbany, czysty (jedno z najczystszych miast afrykańskich) i choć nie za wielki, bardzo ciekawy do obejrzenia i spędzania czasu. Pełno tu przyjemnych kafejek, niedrogich restauracji z pysznymi miejscowymi specjałami i ogromna ilość lokalnej sztuki: czy to rękodzielnictwa sprzedawanego na ulicy, czy wystawianego w galeriach, czy też muzyki z różnych krajów południowej Afryki granej w pubach i na częstych koncertach.

Następnego dnia dzieci pana Ashoka, czyli Anita i Anel, zabrały nas do klubu Workshop, gdzie spędziliśmy świetny wieczór przy lokalnym piwie i cydrze i południowo – afrykańskim jazzie. Różni się on tym od klasycznego (znanego u nas) jazzu, iż dodawane są lokalne, afrykańskie dźwięki, co w całości brzmi naprawdę fantastycznie. Gościnnie śpiewali artyści z Tanzanii, Zambii, Botswany i RPA, wielu w mowie ojczystej, niektórzy po angielsku. Mieliśmy też szczęście posłuchać tzw. Township – Jazzu, który grany był w bantustanach (terytoriach wydzielanych przez rząd apartheidowski dla ludności rdzennej) jako forma ruchu oporu i motywacji do walki z apartheidem. Był to niesamowity wieczór, podczas którego mieliśmy okazje zatopić się w lokalnej muzyce i poznać choć trochę namibijską kulturę.

Windhoek odwiedziliśmy też ogród botaniczny, który zimą nie był zbyt zachwycający (w większości suchy i brązowy).

Widzieliśmy też dzielnicę biedoty, niemal identyczną do tych w RPA. W ciasnych chatkach sklepanych głównie z blachy falistej, bez bieżącej wody i prądu żyje połowa mieszkańców stolicy Namibii. Strasznie smutny to widok, jak łatwo się domyślić,a mimo to wielu mieszkańców zachowuje uśmiech na twarzy, dzieci rozrabiają jak wszędzie indziej a wszyscy są bardzo przyjaźni i optymistyczni. Jest to naprawdę warte podziwu i po raz kolejny robi nas wielkie wrażenie.

  • Windhoek
  • Windhoek
  • Windhoek
  • Windhoek
  • Windhoek
  • Windhoek
  • Windhoek
  • Windhoek
  • Windhoek
  • Windhoek
  • Windhoek
  • Windhoek
  • Windhoek