Wieczorem dotarliśmy do Moldovity, zaczął padać deszcz i było już za późno na zwiedzanie, więc zaczęliśmy się rozglądać za noclegiem, który jednak prędzej znalazł nas sam – w osobie pani, która szła przez wieś z kartką „cazare”. Twierdziła, że jest Ukrainką, i rzeczywiście, można było się z nią dogadać w tym języku, choć co drugie słowo wplatała rumuńskie. Pokój kosztował 70 lei i był ozdobiony wyszywankami i jelenimi rogami.
Podróż Rumunia 08/09 - nocleg - Moldovita
2009-08-18