Podróż ten pierwszy raz - Meksyk! - ruiny po raz ostatni - Uxmal



2009-02-14

Walentynki. Na ulicach dziewczęta z kwiatami, często sztucznymi, mimo że stopni co najmniej dwadzieścia kilka od rana (a może właśnie dlatego). Przyozdobiona restauracja śniadaniowa, witryny wyklejone serduszkami i aniołkami. W  sumie bardzo podobnie jak u nas, może tylko większe poruszenie wśród facetów już w wieczór przed Walentynkami. Wczoraj z pizzerii wymknął jegomość z różą i pizzą dla ukochanej. Wigilia Walentynek we dwoje, przy pizzy, romantycznie. Pewnie przy jej ulubionej… Właściwie panowie dużo liczniej biegali z kwiatami wieczór przed tym świętkiem, niż w same Walentynki. Jakby chcieli w ten sposób podkreślić siłę swych uczuć. Że nie będą aż do czternastego lutego czekać, tylko zaskoczą wcześniej i efekt będzie potężniejszy.

Jedziemy do Uxmalu, ruin, kóre według przewodnika bardzo warto zobaczyć. Pół godziny drogą jak zwykle skąpo oznakowaną. Parkujemy w cieniu na zupełnie niezatłoczonym parkingu. 110 $ za wejście (28 zł!) i nawet wieczornego widowiska nie ma w cenie. Pewnie dlatego, że nie ma go w ogóle. Na cenę biletu, jak dowiedzieliśmy się w kasie, składa się 51 $ dla rządu i 60 $ dla stanu Jukatan. Każdy chce zarobić.

Ruiny interesujące, nieco odmienne od wcześniej widzianych, bo obłe w kształcie. To dominujący na tym obszarze styl Puuc, klasyczny styl budownictwa Majów. Kompleks składa się z doskonale zachowanych i znakomicie odrestaurowanych budowli. Nie rzuca nas to jednak na kolana, bo wiele widzieliśmy przedtem. Na piramidę najwyższą wejść nie można. A poza tem panuje tu nieznośny wprost upał i duchota. Powietrze stoi w miejscu. Spacerujemy baaardzo nieśpiesznie. Podział zadań dziś jest taki – Elizka i ja pstrykamy ruiny, Marta foci nas, bo ma dziś wkrętkę na reporterkę. Że o z leksza modelkowej sesji dziewczyn w uroczych piramidowych plenerach nie wspomnę.

Towarzyszy nam wiele jaszczurów [teraz już wiem, że były to iguany]. Czasem są one naprawdę wielkie i potrafią przestraszyć, gdy się je spotka znienacka. Choć one same wtedy oczywiście w dużo większym strachu. Zabawnie potrząsają łbami, gdy chcą odstraszyć, a gdy zbliżysz się zbyt blisko, niezdarnie uciekają. Najodważniejsze są prawie na wyciągnięcie ręki. Mimo wysiłków, żadnego z tych wspaniałych strażników starożytnych miast nie udało mi się dotknąć ni pogłaskać.

Jednym ze staranniej szukanych przez nas obiektów (ze zrozumiałych względów, czyli z ciekawości:) była Templo de los Falos – Świątynia Fallusów. Zawód przeżyliśmy spory, bo okazała się nią prymitywna altana kryta strzechą, pod którą zgromadzono kilkanaście rzeźb mniej lub bardziej udanie przypominających penisy. Nie kojarzę, by był jakiś nadzwyczajny kult pena wśród starożytnych Indian, ryzykujemy więc zgodnie tezę, że zabrano w jednym miejscu kamienie, które archeologom się kształtem z penem kojarzyły, a być może nawet poskładali nie całkiem do siebie pasujące elementy bądź sami coś podkuli, by efekt był lepszy. To oczywiście tylko odważne przypuszczenie. W każdym razie rozczarowanko.

Zwiedzanie kompleksu w Uxmalu, poza wszystkimi przyjemnymi aspektami, zaowocowało też odwodnieniem mojego organizmu. Upał zrobił swoje. Wypiłem wiele wody w drodze powrotnej, a i tak czułem się osłabiony. No ale oczywiście dziarsko (i głupio) nie dawałem tego poznać po sobie i szoferowałem, jak należy.

Opuszczamy Uxmal i jedziemy na nocleg do Campeche, stolicy stanu o tej samej nazwie. Po trzech godzinach jazdy i pięknym zachodzie słońca po drodze dojeżdżamy do celu. Na jednym ze skrzyżowań przedmieścia na czerwonym świetle obok nas zatrzymał się wyładowany po granice możliwości czerwony pikap. Młody Meksykanin wychylił się przez okno, zaczął coś do mnie wołać i pokazywać palcem w górę na pakę. Byłem pewien, że pyta, czy mu towar nie spada na ulicę i czy wszystko dobrze osadzone. Pokazałem mu kciuk skierowany w górę, że ok, że ładunek siedzi jak trzeba, żeby się nie martwił. Tymczasem okazało się, że on sprzedawał łóżka i materace i pytał czy nie chcemy od niego kupić. Cóż, trzeba wykorzystać każdą możliwą okazję, by towar opylić. Nawet postój na czerwonym świetle. A ja znów przekonałem się, że nieznajomość języka nie popłaca:)

Docieramy do rynku miasta i udajemy się na poszukiwanie hotelu. Na pierwszy ogień hotel America. Niezły, ale bagaże trzeba wysoko tachać, bo na aż drugie piętro i wentylatora nie ma, choć jest klima. Szukamy dalej i albo nie ma wolnych pokoi, albo standard taki, że tylko karaluchów brak. Chcąc nie chcąc, wracamy do Ameriki wierząc, że pokój jeszcze nie zajęty. W niebie nas dziś chyba lubili, bo na szczęście pokój na nas czekał, choć prawie wszystkie inne już pozajmowano.

Czas na obiad czy kolację już właściwie. Wchodzimy do drogiej, obleganej przez Niemców, ale ładnej restauracji na piętrze kamienicy ze świetnym widokiem na zocalo i pięknie podświetloną katedrę. Długo tu jednak nie zabawiamy, bowiem okazuje się, że obsługuje tylko jeden klener i wyraźnie nie daje rady i zaczyna mu brakować tchu. Zmieniamy lokal i zasiadamy w knajpce na rogu rynku. Dostaję wyborną micheladę, mniam. Zatem pęka ich kilka. Przy nas siedzi niemiecka parka. Pani o wyglądzie ddr-owskiej sportsmenki. Ach, wspomnień czar…

W parku w centrum ryneczku trwa festyn walentynkowy, czyli właściwie występy dwóch wokalistów i ich czy nie ich piosenki o miłości. Fałszowali niezgorzej, ale było sympatycznie. Pośmialiśmy się mocno przy songu o róży, którego tekst z grubsza szedł tak: „róża bez łodygi to po prawdzie nie róża/ róża bez liści to nie róża/ róża bez płatków to nie róża/ róża bez miłości to nie róża”. Okrutnie romantyczne i bystre spostrzeżenia. Włączyły nam się absurdalne wariacje na tak zadany temat i kulamy się ze śmiechu…

Ludzie tańczą, my radośnie piwkujemy. Jest przyjemnie ciepło, atmosfera przyjazna. Pełen relaks. W końcu wracamy do hotelu. Dziewczyny wychodzą jeszcze na miacho po piwko. No i tu jest problem, bo sklepów w najbliższej okolicy nie ma, kupują więc w restauracji, z której niedawno wyszliśmy. W hotelu wieczorne jak zwykle pogaduchy z pięcioma kanałami tiwi w tle.

  • p1110917
  • p1110918
  • p1110921
  • p1110924
  • p1110925
  • 50402 - Campeche ruiny po raz ostatni Uxmal
  • p1110927
  • p1110930
  • p1110933
  • p1110934
  • p1110938
  • 50408 - Campeche ruiny po raz ostatni Uxmal
  • p1110948
  • p1110951
  • 50411 - Campeche ruiny po raz ostatni Uxmal
  • p1110959
  • 50413 - Campeche ruiny po raz ostatni Uxmal
  • 50414 - Campeche ruiny po raz ostatni Uxmal
  • 50415 - Campeche ruiny po raz ostatni Uxmal
  • 50416 - Campeche ruiny po raz ostatni Uxmal
  • 50417 - Campeche ruiny po raz ostatni Uxmal
  • 50419 - Campeche ruiny po raz ostatni Uxmal
  • 50420 - Campeche ruiny po raz ostatni Uxmal
  • p1120010
  • p1120015
  • p1120026
  • p1120028
  • p1120037
  • p1120053
  • 50428 - Campeche ruiny po raz ostatni Uxmal
  • p1120059
  • 50431 - Campeche ruiny po raz ostatni Uxmal
  • p1120070
  • p1120073
  • p1120074
  • 50435 - Campeche ruiny po raz ostatni Uxmal
  • p1120075
  • p1120079
  • dsc02753
  • dsc02764
  • dsc02775
  • _g1l8704
  • _g1l8706
  • _g1l8812
  • _g1l8813