Celem głównym naszego wyjazdu poza poznaniem samego Stavanger jest zobaczenie Pulpit Rock (nor. Preikestolen). Wznosząca się 604 metry ponad lustrem Lysefjordu, półka skalna w 2011 roku została uznana przez Lonely Planet za jeden z najwspanialszych widoków tuż obok m.in. tak znanych miejsc jak Wielki Kanion, wodospady Victoria Falls czy wieża Sky Tower w Auckland.
O poranku stawiamy się w części portowej zwanej Fiskepirterminalen zlokalizowanej tuż przy „Norwegian Petroleum Museum” i wraz z niewielką grupą innych osób ubranych w stroje trekkingowe pakujemy się na prom osobowo-samochodowy płynący do miejscowości Tau. Następnie autobusem firmy Tide jedziemy kolejne 20 minut z Tau do schroniska górskiego Preikestolhytta (Preikestolen Fjellstue), gdzie startuje szlak prowadzący na Pulpit Rock.
Trekking rozpoczynamy z poziomu 270 metrów. Mimo, że różnica wysokości to tylko 334 metry, a spacer nie jest szczególnie długi to jednak ukształtowanie terenu (droga non stop wznosi się albo opada) sprawia, że wysiłek jaki trzeba włożyć w tą wędrówkę jest większy niż można by początkowo przypuszczać. Widoki po drodze nie powalają, więc nie robimy wielu przystanków. Bez dłuższych przerw dojście na Preikestolen zajmuje około 2 godzin.
Po dotarciu na miejsce spostrzegamy charakterystyczną, kwadratową półkę skalną spadającą stromo w dół… oraz większą niż się spodziewaliśmy ilość osób, które odpoczywają, posilają się i oczywiście fotografują widoczny w dole Lysefjord i siebie na krawędzi skały. Aż strach pomyśleć, co dzieje się tutaj bardziej w sezonie.
Powierzchnia skały jest mocno poszarpana, z licznymi pęknięciami. W wielu miejscach widać metalowe pręty i kliny, które zabezpieczają skałę przed dalszą korozją, jakby podtrzymywały ją przy życiu. Biorąc pod uwagę fakt, że co roku dociera tutaj ponad 100.000 turystów, nie dziwi mnie, że ten cud natury wygląda, jakby miał się za chwilę rozpaść ze zmęczenia... Preikestolen to jedno z najczęściej odwiedzanych i fotografowanych miejsc w Norwegii. Widok z wysokości 604m na znajdujący się niżej Lysefjord jest niczego sobie, ale wdrapując się jeszcze odrobinę wyżej można zobaczyć słynną skałę z innej, szerszej perspektywy.
Trudno ocenić obiektywnie atrakcyjność rozciągających się w wokół Pulpit Rock. Myślę, że to efekt tego, że miejsce to jest tak mocno (może za bardzo?) promowane wśród turystów. Nie wiem, czy słusznie, ale mam wrażenie, że są w Norwegii ładniejsze widoki.
Plusem samego trekkingu jest na pewno to, że szlak mimo dobrych oznaczeń wcale nie jest taki „wygładzony” pod turystów, banalny i oczywisty jak można by było się spodziewać. Bywały momenty że trzeba było zwolnić i chwilę zastanowić się, na którym kamieniu i w jaki sposób postawić bezpiecznie nogę. Po raz kolejny zaskoczyli nas pozytywnie Norwegowie prowadzący po skałach swoje kilkuletnie pociechy, które radziły sobie nadzwyczaj dobrze. Miejscowi stanowią tu jednak zdecydowaną mniejszość. Może tym właśnie różnią się "wielkie atrakcje" od mniej utartych szlaków?
Na prom powrotny z Tau do Stavanger czekamy w niewielkiej, drewnianej poczekalni przyportowej, w której mamy okazję zaobserwować prawdziwą mieszankę narodowościową. Ze spotkania z Pulpit Rock wracają inni Polacy (którzy jak zwykle robią największy obciach), Amerykanie, Japończycy, Francuzi, Norwegowie.
Fajnie było przekonać się, jak wygląda Preikestolen i doświadczyć trekkingu prowadzącego w to słynne miejsce. Nie zmienia to faktu, że na co dzień od najpopularniejszych miejsc i atrakcji wolimy spokojniejsze i mniej uczęszczane trasy.