PATTAYA
Teraz dla porządku kilka zdjęć z kurortu Pattaya. Miasto leży jakieś 150 km na południowy
wschód od Bangkoku. Moje wrażenia po odwiedzinach w tym miejscu mogę skwitować jedynie - NIGDY TAM NIE WRÓCĘ! Choć podobno "nigdy nie mów nigdy" więc...
Pattaya jest skrzyżowaniem Krupówek, Łeby, Sopotu, i czego tam jeszcze. Wielki kurort składający się z kilkunastopiętrowych hoteli ustawionych nad brzegiem zatoki. Plaża wąska, w czasie przypływu ma dosłownie kilka metrów. Równolegle do plaży ciągnie się deptak, a tuż obok niego biegnie bardzo ruchliwa droga, część takiego wewnętrznego ringu (obwodnicy), po której w kółko poruszają się taksówki i autobusy. Wewnątrz obszaru ograniczonego tą obwodnicą znajduje się główna część mieszkalno-rozrywkowa Pattaya.
Setki salonów masażu, barów, burdeli, sklepów, zakładów krawieckich szyjących garnitury na miarę w dwa dni, hotele, hotele, dyskoteki, bary, hotele, dyskoteki, .... Dla mnie koszmar. Jestem pewien, że ten opis przypadnie do gustu niektórym, ale ja nie szukam zgiełku, hałasu i nienawidzę być zaczepiany na ulicy i wciągany za rękę do sklepów. Nie moja bajka.
Po Pattaya poruszać się można na piechotę (bulwar), albo jedną z setek taksówek. Te ostatnie mają dwie podstawowe formy. Jedna to typowe taksówki, a druga, to samochody typu pick-up z zabudowaną skrzynią wyposażoną w dwa rzędy ławek, mieszczące około 10-12 osób. Przejazd tym pojazdem kosztuje 10bht od osoby (80 groszy) niezależnie od odległości (oczywiście jeśli mówimy o poruszaniu się po obwodnicy). Dalsze wyjazdy, bądź stawki w nocy dla małej grupy osób są negocjowane.
Poruszanie się po Pattaya na piechotę jest możliwe, ale nawet w zimie wymaga sporej odporności na upał. W dzień temperatura sięga 30st, a jest jeszcze bardziej odczuwalna z powodu wszechobecnego betonu i asfaltu. W wielu miejscach można spotkać, czasami bardzo okazałe, ołtarze poświęcone Rodzinie Królewskiej i panującemu aktualnie królowi Ramie w szczególności. Ciekawostką są świąteczne dekoracje obecne w okresie od początku listopada na ulicach. Często w dość nietypowych dla nas, niebiesko-czerwonych kolorach.
Pattaya w nocy jest innym miastem. Ruch i hałas są jeszcze większe. Główny ruch turystyczny skupia się w dwóch miejscach. Na uliczkach odchodzących prostopadle od plaży i łączących obie drogi wewnętrznej obwodnicy miasta, a przede wszystkim na Walking Street, czyli jak sama nazwa wskazuje, zamkniętej dla samochodów ulicy rozrywek rozpoczynającej się na wschodnim końcu obwodnicy.
Ulica na około 2 km długości i są na niej setki barów restauracji, klubów, burdeli i co tam jeszcze może być. Tłumy turystów szukających różnych wrażeń, zarówno dość przyziemnych (jak owoce morza w restauracjach), albo bardziej ekstremalnych, czyli nocy spędzonej w towarzystwie jednej lub więcej Tajek. Trzeba tylko uważać, aby nie trafić na faceta przebranego za kobietę. Transwestytów są tam setki i jeśli widać w knajpie długonogą atrakcyjną kobietę, to na 95% jest to mężczyzna. Tajki nie przekraczają 160cm wzrostu... Ale oczywiście jak ktoś lubi takie klimaty, to odnajdzie się znakomicie...
Jak wspomniałem wcześniej, plaża w Pattaya to główne miejsce odpoczynku w dzień. Późnym popołudnie, gdy jest już nieco opustoszała wygląda nawet całkiem ciekawie. Niestety włoskim zwyczajem, zastawiona jest setkami parasoli z leżakami, których pilnują ludzie pobierający odpowiednie opłaty. Na szczęście nikt nie zabrania plażowania na ręczniku na piasku. Jednak w czasie przypływu nie ma na to miejsca, ponieważ morze podchodzi praktycznie do linii parasoli.
Po plaży krążą dziesiątki handlarzy oferujących wszystko, zarówno jedzenie, jak i drobiazgi, ozdoby, pamiątki, a nawet ptaki...
W bezpośredniej okolicy plaży można poszaleć na skuterach wodnych, polatać spadochronem przyczepionym do motorówki itp. Wszystko na co ma się ochotę. Jednego nie ma na 100% - spokoju i odpoczynku (oczywiście o ile ktoś nie potrafi odpoczywać w hałasie i gwarze :)).
Wszyscy (prawie) wiedzą po co starsi panowie z zachodniej Europy udają się do Tajlandii, a szczególnie do Bangkoku albo do kurortów leżących na wybrzeżu. Chodzi o seks. Seks w każdej postaci, w każdym wydaniu, w każdym wieku, dla każdego.... Ulice pełne są barów i knajpek oferujących wszystko co można w tej dziedzinie. Od występów przy rurce, aż do najbardziej indywidualnych pokazów i imprez.
Szokująco wyglądają grupki, zwykle kilkuoosobowe, starszych panów mówiących zwykle po niemiecku bądź po angielsku, ubranych w dość zabawny 'młodzieńczy' sposób, przemierzające bulwar przy plaży i zaczepiające tajki siedzące na kamiennych murkach. Oczywiście można powiedzieć, co mnie to obchodzi, w końcu układ jest jasny i każdy robi to co chce. Pewnie tak. Jednak także nie jest tajemnicą, że te Tajki niekoniecznie chcą to robić, zwykle muszą i zmusza je do tego życie. W każdym razie sposób zachowania tych starszych panów jest po prostu wstrętny. Chodzą rozglądając się wokół szukając potencjalnej ofiary i nie mają żadnych oporów przed chwytaniem kobiet za piersi, pupę czy w inne miejsca aby "sprawdzić towar" przed kupnem. Brrrrrrrr......
Cóż, jak jest popyt to będzie i podaż...