Ayutthaya, (Ajutthaja)

W drodze z Kanchanaburi do Pattaya trafiliśmy do Ayutthaya (Ajutthaja), czyli dawnej stolicy Tajlandii. Między XIV a XVII wiekiem było to wielkie i potężne miasto, liczące w szczycie swojej świetności ponad MILION mieszkańców (WOW!). Aż trudno sobie to wyobrazić. Jako centrum państwa, miało wiele świątyń, po których pozostały już tylko ruiny. A szkoda, bo potęga tych budowli nawet teraz robi wrażenie.

Ayutthaya (dzięki Basiu)
Autor XVII - wiecznej historii naturalnej, cywilnej i kościelnej Cesarstwa Japonii pisał, że Królestwo Syjamu jest najpotężniejsze ze wszystkich państw Azji zamieszkałej przez Czarnych, zaś dwór króla jest wspanialszy od dworów wszystkich książąt tych państw. Pisząc o Czarnych, autor miał na myśli brązową cerę Tajów i innych narodowości, zaliczonych dziś przez antropologów do Azji Brązowej, do której zresztą nawiązuje wprost khmerska nazwa "Siam". Złoto w Ayutthaya znajdowało się w powszechnym użytku: pokrywano w nim nie tylko tysiące posagów Buddy, ale używano go strojenia uprzęży słoni królewskich i oraz do wyrobu naczyń. Ayutthaya padła po birmańskiej inwazji w 1767 r., waląc sie bezpowrotnie w gruzy. Najeźdźcy dokonali krwawej masakry na ludności. Wzięli w niewolę tysiące tajskich rzemieślników, arystokrację i 869 (sporo) konkubin królewskich. Upadek stolicy do dziś jest w świadomości Tajów największą w ich dziejach klęska narodową, zaś samo miasto -cmentarzyskiem ich historii, azjatycką Pompeą.

Jedną z największych atrakcji Ajuttaja, jest z pewnością głowa posągu Buddy obrośnięta korzeniami drzewa figowego. Widok rzeczywiście niesamowity. Nie wiem ile czasu potrzebowała natura na taki efekty, ale robi niesamowite wrażenie. Robienie zdjęć było dość trudne, jako że zasadą w świątyniach z posągami Buddy jest to, że nie wolno podchodzić do posągu w taki sposób, aby znajdować się wyżej niż głowa posągu. Jak widać na zdjęciu, nie było to łatwe zadanie. Na szczęście strażnicy nie byli zbyt drobiazgowi, ale trzeba było mocno schylać kark.

Niestety tutaj także między nogami zwiedzających pałętają sie straszliwie schorowane i zabiedzone psy. Straszny widok. W ogóle zauważyłem że tutejsze psy reagują na człowieka panicznym strachem. Nie są takie jak u nas, agresywne bądź ufne. W Tajlandii psy reagują panicznym strachem na każdy ruch ręki i gest. Po prostu uciekają. Dziwne.

Na jednym ze zdjęć widać zbliżenie głowy posągu ofiarnego, na który modlący naklejają cieniutkie paseczki złota, jako ofiarę. Wrażenie jest niesamowite. Trudno jest oddać takie wrażenie w pełni.

Na koniec wizyty w Ajuttaja, ciekawostka. Dotychczas zwiedzaliśmy świątynie poświęcone samemu Buddzie. Był budda w różnych kolorach, w różnych postaciach i różnej wielkości.

Tym razem zobaczyliśmy świątynię poświęconą odciskowi stopy Buddy. Po wejściu po długich schodach i obowiązkowym zdjęciu butów, weszliśmy do świątyni w której w podłodze, pod grubym ochronnym szkłem, znajdowała się sporych rozmiarów dziura w ziemi o kształcie zgrubnie przypominającym stopę. Może pamiętacie, że w świątyni Wat Pho w Bangkoku znajdował się posąg leżącego Buddy o długości 45 metrów. Na moje oko, nawet On nie miał takiej stopy... Fotografowanie tego miejsca nastręczało sporych kłopotów ze względu na przytoczoną wcześniej zasadę nie wywyższania się nad Buddę. Tutaj trzeba było cały czas być na klęczkach. A warunki także nie dawały wielkich możliwości.

MIASTO MAŁP - Lop Buri 

A teraz niespodzianka. Po krótkiej przejażdżce autokarem z Ajuttaja, znaleźliśmy się w dziwnym świecie. W opisie wycieczki widniało, że mamy zwiedzić świątynię (ruiny) zamieszkałe przez małpy. Większość z nas wyobrażała sobie jakieś tajemnicze ruiny w dzikim lesie (jak z Indiany Jonesa).

Tymczasem autokar zatrzymał się w środku miasta, tuż przy ruinach trzech budowli tworzących resztki świątyni. Była to dawna świątynia Khmerów Prang Sam Yot – Świątynia Trzech Strzał. To było spore zaskoczenie. Wcześniej przewodnik rozdał nam, a raczej rozsypał po kilka dużych garści fistaszków przeznaczonych na karmienie makaków w świątyni. Uprzedził nas tylko przed wyjściem, że w żadnym wypadku nie wolno brać ze sobą żadnych okularów, czapek czy czegokolwiek co da się łatwo odłączyć od właściciela. Małpy radzą sobie z tym perfekcyjnie.

Małpy uważnie nas obserwowały z różnych posterunków obserwacyjnych, a my ściskaliśmy w rękach reklamówki z orzeszkami. No to poszliśmy.... Minęliśmy ciekawy znak drogowy, i zaczęło się... Makaki dosłownie opadły nas zewsząd. Kilka osób, o nieco słabszych nerwach, po pierwszym niewinnym jeszcze nagabywaniu, bez walki oddało reklamówki z orzeszkami. Reszta zapamiętale karmiła małpy.

Niektórzy mieli dość odwagi i odporności na zapachy (niestety małpy mało się myją :) i pozowali do zdjęć z jedną lub więcej małpą na sobie (nawet na głowie).

Musiałem salwować się ucieczką, w momencie gdy trzy małpy zaczęły dobierać się do doskonale wydawało się, zamkniętego plecaka ze sprzętem foto. Ktoś inny stracił okulary (zapomniał zostawić w autobusie), ktoś inny gonił swoją czapkę rączo śmigającą po kamieniach... Było wesoło.

Okazuje się, że w Lop Buri, małpy żyją w symbiozie z napływowym elementem (ludźmi) od niepamiętnych czasów. Rzeczywiście, rozglądając się dokoła, poza obszarem ruin świątyni, można było dostrzec je na dachach domów, na ulicach, rzeczywiście wszędzie. Mam wrażenie, że gdyby nie dochody z turystów, to ludzie już dawno by się wyprowadzili, ale wtedy kto by tam przyjeżdżał?

Z pewnością warto to zobaczyć, i jak się jest odporny, można wejść z nimi w bliższy kontakt.

  • Budda stojący
  • zbity pies
  • głowa Buddy
  • głowa Buddy
  • Budda bez głowy
  • ruiny
  • posągi
  • siedzący Budda
  • upadek
  • pozostałości świątyni
  • modlitwa
  • siedzący Budda
  • złotko
  • ruiny Ayutthaya
  • w drodze do stopy
  • Stopa
  • odbicie
  • wieżyczki
  • detale
  • Uwaga MAŁPY!
  • daj orzeszka!
  • zielono
  • strażnik
  • zdobycz wojenna
  • ucieczka
  • oczekiwanie
  • karmienie
  • dość tych ludzi
  • loda?
  • małpy i ludzie
  • świątynia