ERAWAN i inne wodospady
Podczas wycieczki mieliśmy okazję zwiedzić kilka wodospadów. Łamię nieco chronologię zdarzeń, ponieważ opisywane miejsca dzieli spora odległość, ale jakoś skomponowały mi się w jeden przystanek w tej podróży.
Na początek wodospad, a raczej kaskada ERAWAN
Teraz jedno z ciekawszych miejsc na trasie wycieczki, a mianowicie wodospady Erawan. Wodospady, a dokładniej siedmiostopniowa kaskada Erawan położona jest w parku narodowym o tej samej nazwie, kilkadziesiąt kilometrów na północ od Kanchanaburi.
Na parkingu warto zaopatrzyć się w picie i przekąski na czas zwiedzania. Przejście do pierwszego stopnia kaskady zajmuje około 20 minut niezbyt intensywnego marszu po niezbyt stromym, kamienistym szlaku. Na szczęście droga znajduje się w lesie, więc nawet ostre słońce nie jest wielką niedogodnością.
Atrakcją parku jest III stopień kaskady, w którym można się kąpać. Warto zabrać ze sobą strój odpowiedni do kąpieli. Podobno są tam także kabiny do przebrania, ale nie są wymagane.
Woda jest bardzo ciepła i wejście do niej nie sprawia problemów. Niektórzy mieli problem z innego powodu, a mianowicie w jeziorku pod kaskadą pływają spore ławice niewielkich rybek. Po włożeniu nogi do wody czuć delikatne skubanie w pięty. Dla mnie bez problemu, ale co najmniej jedna osoba nie zdecydowała się na wejście do wody właśnie z tego powodu.
Po przepłynięciu kilkunastu metrów, można wdrapać się na skały pod wodospadem i korzystać do woli z darmowego masażu pleców. Wrażenie jest niesamowite - warto.
Moje zwiedzanie skończyło się na tym poziomie kaskady. Część z nas, która nie zdecydowała się na kąpiel poszła dalej w górę zwiedzać kolejne stopnie kaskady. Podobno nie było to zbyt ciekawe głównie z powodu niezbyt dużej ilości wody.
W bezpośredniej bliskości kaskady ustawione są stoły, na których można cieszyć się lunchem na wolnym powietrzu. Jedyną niedogodnością jest duża ilość turystów, ale da się żyć. Podsumowując, miejsce zdecydowanie godne odwiedzenia, relaks i odpoczynek gwarantowany.
Wodospady Haew Narok i Haew Suwat
Oba położone w parku narodowym Khao Yai, jakieś 100km na północny wschód od Bangkoku. Mija się je w drodze z Ayutthaya na wybrzeże. W zasadzie konieczność noclegu jest głównym powodem do zatrzymania w tym miejscu. Oceniając z to z pewnej perspektywy, mogę powiedzieć że to była największa wpadka organizacyjna. Na zwiedzenie dwóch średniej urody wodospadów, poświeciliśmy cały dzień spędzony w ciasnych i niewygodnych ciężarówkach. Podobno było mało wody i dlatego nie mieliśmy okazji podziwiać ich w pełnej krasie, ani przeżyć raftingu zapisanego w programie, ale … Uważam jednak ten czas za stracony. Można było spędzić jeden dzień więcej w Bangkoku.
Czytając przewodniki po Tajlandii i porównując to co jest opisywane z tym co zobaczyliśmy, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ominęło nas wiele wspaniałych przeżyć związanych właśnie z przyrodą i naturą. Niestety większość tych atrakcji położona jest na północy kraju, co w połączeniu z dość kiepskimi drogami nie daje wielkiej szansy na eksplorację w formie zorganizowanej. Z pewnością warto zapuścić się w te rejony, ale raczej samodzielnie.
Po tym niezbyt zachęcającym wstępie kilka zdjęć :)