Ocenione komentarze użytkownika zfiesz, strona 187
Przejdź do głównej strony użytkownika zfiesz
-
no ale skoro u ciebie tak wszechstronnie kiełkuje... wręcz wyłazi gdzie się da! to jednak warto bardziej systematycznie do tego podejść? bo ja, na przykład, to nawet prostej kreski nie narysuję:-)
-
no dobrze, kiedy uniemozliwiają, to mówi się trudno. ale gdy tylko trochę przeszkadzają, to ich przezwyciężanie jest przygodą samą w sobie!:-)
poza tym, podobnie jak dla ciebie, wszelkie "wypadki przy pracy" są dla mnie miłym (choć gdy się dzieją, bywa z tym różnie:-) dodatkiem do podróży. gdybym myslał inaczej, zdawałbym się na biura, które wszystko załatwią, wszędzie podwiozą, pokażą, nakarmią, napoją i położą spać. ba! na zyczenie zapewnią nawet kontrolowany "dreszczyk emocji". ale chyba nie o to chodzi:-)
-
w kilku podejściach, ale się udało!:-) ciekawa opowiastka, nie powiem. Moją Panią od dawna ciągnie na wschód, więc, siłą rzeczy, i ja coraz częściej spoglądam w tamtą stonę. póki co, kompromisem między moim zamiłowaniem do"trzecioświatowości", a słabostkami Mojej Lepszej Połowy jest białoruś. tylko jeszcze nie wiemy kiedy:-)
i jedna uwaga... moim zdaniem (!!!) wyciąganie martyrologii w konteście historii kresów, jest stąpaniem po bardzo cienkim lodzie. nic tam nie jest czarno-białe i nic nie jest jednoznaczne. dla mnie (!!!) wszelkie polsko-ukraińskie, polsko-bialoruskie, polsko-żydowskie (w wydaniu wschodnim) konflikty zawsze były niezrozumiałymi wojami domowymi. obawiam się, że nie da się tu znaleźć racji dla którejkolwiek ze stron...
tak czy inaczej, kawał dobrej relacji! teraz czas na zdjęcia!:-)
-
normalnie moda na retro-podróże nam na kolumberze nastała!:-) dla takich juniorów jak ja (ekhm-ekhm:-) to nie lada frajda:-)
chociaż reklamy przy piccadilli ciągle te same;-)
-
o nie! te maski, to jedynie pamiątka i przykład. skoro raz (i to za pierwszym razem) zrobiłaś coś takiego, to kolejne próby... ho-ho... aż strach pomysleć co mogłoby się "urodzić":-)
-
etam... nie chcę się bawić w domorosłego psychologa, ale myślę, że czasem zwyczajnie się nie doceniasz:-) kasa i czas to rzeczy, mimo wszystko, drugorzędne. a kuchnia i dzieci poczekają! nie będę ci słodził... sama wiesz, że jestes pozytywnie zakręcona!:-)
a co do chorób... wychodzi na to, że najlepiej byłoby zakochac się w san marino, albo innym monaco;-)
-
no to sądząc po powyższych przykładach - marnujesz się dziewczyno!:-)
-
w tłumie obcokrajowców zawsze można poudawać;-)
-
no nie wiem... w angielskich kościołach też często widzę obrazy kojarzące się z ikonami, więc chyba nie chodzi tylko o bliskość geograficzną.
-
długowieczny!;-)
-
no ale skoro u ciebie tak wszechstronnie kiełkuje... wręcz wyłazi gdzie się da! to jednak warto bardziej systematycznie do tego podejść? bo ja, na przykład, to nawet prostej kreski nie narysuję:-)
-
no dobrze, kiedy uniemozliwiają, to mówi się trudno. ale gdy tylko trochę przeszkadzają, to ich przezwyciężanie jest przygodą samą w sobie!:-)
poza tym, podobnie jak dla ciebie, wszelkie "wypadki przy pracy" są dla mnie miłym (choć gdy się dzieją, bywa z tym różnie:-) dodatkiem do podróży. gdybym myslał inaczej, zdawałbym się na biura, które wszystko załatwią, wszędzie podwiozą, pokażą, nakarmią, napoją i położą spać. ba! na zyczenie zapewnią nawet kontrolowany "dreszczyk emocji". ale chyba nie o to chodzi:-)
-
w kilku podejściach, ale się udało!:-) ciekawa opowiastka, nie powiem. Moją Panią od dawna ciągnie na wschód, więc, siłą rzeczy, i ja coraz częściej spoglądam w tamtą stonę. póki co, kompromisem między moim zamiłowaniem do"trzecioświatowości", a słabostkami Mojej Lepszej Połowy jest białoruś. tylko jeszcze nie wiemy kiedy:-)
i jedna uwaga... moim zdaniem (!!!) wyciąganie martyrologii w konteście historii kresów, jest stąpaniem po bardzo cienkim lodzie. nic tam nie jest czarno-białe i nic nie jest jednoznaczne. dla mnie (!!!) wszelkie polsko-ukraińskie, polsko-bialoruskie, polsko-żydowskie (w wydaniu wschodnim) konflikty zawsze były niezrozumiałymi wojami domowymi. obawiam się, że nie da się tu znaleźć racji dla którejkolwiek ze stron...
tak czy inaczej, kawał dobrej relacji! teraz czas na zdjęcia!:-) -
normalnie moda na retro-podróże nam na kolumberze nastała!:-) dla takich juniorów jak ja (ekhm-ekhm:-) to nie lada frajda:-)
chociaż reklamy przy piccadilli ciągle te same;-) -
o nie! te maski, to jedynie pamiątka i przykład. skoro raz (i to za pierwszym razem) zrobiłaś coś takiego, to kolejne próby... ho-ho... aż strach pomysleć co mogłoby się "urodzić":-)
-
etam... nie chcę się bawić w domorosłego psychologa, ale myślę, że czasem zwyczajnie się nie doceniasz:-) kasa i czas to rzeczy, mimo wszystko, drugorzędne. a kuchnia i dzieci poczekają! nie będę ci słodził... sama wiesz, że jestes pozytywnie zakręcona!:-)
a co do chorób... wychodzi na to, że najlepiej byłoby zakochac się w san marino, albo innym monaco;-)
-
no to sądząc po powyższych przykładach - marnujesz się dziewczyno!:-)
-
w tłumie obcokrajowców zawsze można poudawać;-)
-
no nie wiem... w angielskich kościołach też często widzę obrazy kojarzące się z ikonami, więc chyba nie chodzi tylko o bliskość geograficzną.
-
długowieczny!;-)